„Musimy siebie zapytać: czy jesteśmy tym krajem, w którym naprawdę dzieje się historia Przedwiecznego, czy też jesteśmy jedynie ziemią, po której toczy się i przewala życie? Musimy zapytać, czy sami nie jesteśmy ofiarami rozłamu, nawet więcej – czy nie jesteśmy sprawcami pęknięć”. Życząc naszym Czytelniczkom i Czytelnikom dobrych, spokojnych Świąt, podsuwamy do przemyślenia fragment książki ks. Tischnera „Rekolekcje paryskie”, która ukaże się w lutym 2013 roku.
Drodzy bracia, drogie siostry! Drodzy moi! Jest to doprawdy dziwne, że spotykamy się właśnie tutaj, w Paryżu. Przed kilkoma dniami jechałem drogą prowadzącą z Nowego Targu w stronę Nowego Sącza przez wsie położone nad drogą, a zarazem nad Dunajcem – przez Łopuszną, Dębno, Krościenko, Łącko. Droga snuje się koło Dunajca, jedynie od czasu do czasu schodzi w bok, gdy góry nie dają żadnego przejścia. Była mroźna zima, rzeka skuta dokładnie lodem, niewidoczna, niesłyszalna, dookoła śnieżny krajobraz. Wszystko dokładnie przysypane śnieżną bielą. Na drodze ludzi niewiele, jedynie od czasu do czasu grupki dzieci spieszące do szkoły albo ze szkoły do domu. Oto Polska – piękna, pełna tajemnic, ta, która jeszcze nie zginęła. Będzie nam towarzyszyć stale podczas tych rekolekcji. Nawet wtedy, kiedy nie będziemy wymieniać jej imienia.
Podejmując, drodzy moi, rekolekcje, podejmujemy trud odnalezienia samych siebie. Próbujemy ocalić to, co rozbite, próbujemy przypomnieć to, co zapomniane, umocnić to, co osłabione. W tym właśnie celu staramy się stanąć w obliczu Boga, tak jak się staje w kręgu jakiegoś światła. Bóg jest dla nas dziś światłem absolutnym. Tylko takie absolutne światło pozwoli człowiekowi odnaleźć siebie.
Podczas rekolekcji człowiek stawia sobie pytania podstawowe. Moim zadaniem będzie sformułowanie takich pytań podstawowych. Zadaniem moim nie będzie sformułowanie odpowiedzi na te pytania. Odpowiedź musi dać sam człowiek. Zadaniem moim jest jedynie pytanie. Jakie pytanie? W gruncie rzeczy chciałbym sformułować tylko jedno pytanie: czym jest religia? Łacińskie słowo religio znaczy „więź”. A zatem: czym jest więź? Ewangelia buduje więź pomiędzy człowiekiem a Bogiem, pomiędzy człowiekiem a drugim człowiekiem. Czym jest ta więź? Ewangelia dąży do tego, ażeby pojednać człowieka ze samym sobą. Na czym opiera się ta więź pojednania człowieka ze samym sobą? Czujecie, że pytanie to nie jest przypadkiem. Ono wyrasta z nas, z naszego czasu, z naszego miejsca.
Źródłem naszego pytania o więź dziś jest przenikający nas niepokój i rozbicie. Jesteśmy dziś świadkami, a nawet ofiarami zrywania więzi. Jesteśmy wszyscy mniej lub bardziej dojrzałym owocem rozłamów, które przechodzą poprzez naszą historię. Te pęknięcia idą także pomiędzy nas i – poprzez nas. Płyniemy na falach historii jak popękana lodowa kra, która jeszcze wczoraj była zwartą taflą lodową, a dziś jest tylko topniejącą bryłą. Czy jesteśmy jeszcze dziś jednym rodem, czy jesteśmy jeszcze jednym narodem, czy jesteśmy jednym Kościołem? (…)
Religio znaczy „więź”. Naszym celem jest odnalezienie, odbudowanie więzi. Ale kto odbudowuje więź, ten odbudowuje człowieka. Trzeba abyśmy zechcieli odbudować siebie. Świadomie mówię „siebie”, bo podczas rekolekcji sprawa wygląda tak, że są mówione nie tylko do tych, którzy słuchają, ale są mówione także do tego, który mówi. Trzeba, abyśmy odnaleźli siebie. W tą stronę idzie pomoc Boża. Trafnie napisał kiedyś Norwid: „Bo Przedwieczny w człowieku przez się działa, ale w historii przez człowieczość”. (…)
Jesteśmy na rekolekcjach. Odwróćmy więc na czas jakiś uwagę od tego, co pozostaje w człowieku po wielkich roztopach: od grząskiego gruntu naszej codziennej niepewności. Postawmy na tym tle pytanie: czym jest wiara? A o odpowiedź zwróćmy się, rzecz jasna, do Ewangelii. Oto jeden z pierwszych opisów wiary podany przez św. Łukasza: „Posłany jest anioł Gabriel od Boga do panny poślubionej mężowi. Anioł rzekł: >>Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami. Nie lękaj się, Maryjo, albowiem odnalazłaś łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna<<”. I na samym końcu tej opowieści: „Oto ja, służebnica Pana, niech mi się stanie według słowa twego”. Ewangelia opowiada tutaj o tym, czym jest wiara i jakie są jej owoce. Wiara w życie. Mówi o tym, że wiara to więź. Taka więź, dzięki której Słowo ciałem się staje i mieszka między ludźmi.
Rozważmy to wszystko powoli, krok po kroku. Anioł mówi: „Maryjo”. Anioł przemawia po imieniu. Czymże jest dla człowieka jego imię? Imię jest nazwaniem człowieka, ale nazwaniem szczególnym. Pośród innych nazwań – nazwań rzeczy i spraw – imię jako nazwanie jest prawie niczym. Każde nazwanie zawiera jakąś wiedzę o człowieku, o jego rzeczach, o jego sprawach. Tymczasem imię żadnej ogólnej wiedzy nie zawiera. A przecież dla nazwanego własnym imieniem człowieka imię jest wszystkim. Nikt z nas nie powie, że zna człowieka, jeśli nie będzie znał jego imienia. Imię wydaje się niczym, tymczasem dla nazwanego człowieka ono jest wszystkim. Imię to jakby jedyne własne słowo człowieka. Ktokolwiek używa imienia, używa go dla człowieka – dla mnie, dla ciebie. Wywołuje, przywołuje, dotyka go, na niego wskazuje. Kto mówi imieniem, ten wybiera.
Trzeba, abyśmy to wyraźnie zobaczyli. Gdzieś w oddali, poza imieniem, daleko – ale nie tak daleko, żeby tego nie można było dojrzeć – promienieje blask wolności. Gdzie jest wybór, tam jest wolność. Ktokolwiek przemawia przy pomocy imienia, przemawia w imię wolności. Ja, słysząc swe imię, czuję, że dzieje się coś niezwykłego. Wciąż jeszcze pełen niepokoju, pełen niepewności, ale przecież wiem: jestem odkryty, nazwany, uznany. Jest tyle ziaren na piaskach pustyni. Jest tylu ludzi w wielkich mrowiskach miasta. A jednak ja nie zginąłem. Nagle przenika człowieka bojaźń i drżenie, jakaś miłość, jakieś męstwo. Coś podobnego czuł kiedyś Abraham, Mojżesz, teraz – w świetle Ewangelii św. Łukasza – przyszedł czas, ażeby poczuła [to] nieznana prawie nikomu mieszkanka Nazaretu.
Zostałem wybrany. Pozostawmy na chwilę na boku pytanie, kto mnie wybrał – matka, ojciec, przyjaciel, ukochany, ukochana, Bóg. W pewnym sensie jest to mniej ważne, bo to, co istotne, powtarza się za każdym razem. Pochylmy się z wielką czcią, namysłem nad tym słowem: wybrany. Dopiero teraz – tak, dopiero teraz – mogę wiedzieć, czym naprawdę jest wolność. Człowiek nie rozumie wolności dopóty, dopóki nie zostanie wybrany. Być może przedtem człowiek znał dźwięk tego słowa, a może znał także niejedną teorię wolności. Ale od dźwięku, od teorii do życia droga jest bardzo daleka. Ta znana teoretycznie wolność wcale nie musiała być szczęściem człowieka. Może nawet była jego ciężarem. Może mu się wydawało, że jest skazany na wolność. Bo wolność znana teoretycznie, przed wybraniem, jest jak nieskończona ilość rozmaitych możliwości. Tam, gdzie jest wiele możliwości, tam nie wiadomo, którą wybrać. I wtedy te możliwości ciążą na człowieku. Wtedy sama wielość możliwości sprawia, że człowiek jest skazany na bezruch, na konieczność. Ale w momencie, w którym człowiek czuje, że został wybrany, wszystko zmienia sens. Dopiero teraz wie, czym jest wolność. Wolność jest tym, że ja mogę wybrać tego, kto mnie wybrał. Wybór za wybór, imię za imię.
I na tym właśnie polega miłość. Miłość to nie oczarowanie, to nie zwodzenie, to nie uwodzenie, to nie przemoc intrygi ani nawet przemoc piękna nad wzrokiem człowieka. Miłość to wybór. Im bardziej dojrzała miłość, tym bardziej dojrzały wybór. A miłować Boga to znaczy wybierać tego, który nas pierwej wybrał. (…) Religia, drodzy moi, to więź między istotami wolnymi. Istotami, które posiadają imię. Istotami, które czyniąc użytek z własnej wolności, wybierają siebie. Religia nie polega na przemocy. Bóg nie przechodzi przez człowieka jak potężny strumień wezbranej rzeki ani jak poryw gwałtownego wichru. Bóg przychodzi poprzez wybór. Trzeba ten wybór ciągle powtarzać. Któż nie zna słów poety: „Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę”. Ten trwający i ten ponawiany na wieki wybór – to właśnie nazywa się wiernością. Religia to więź, więź to wybór, a wybór to wierność. Nie wyobrażajcie sobie nigdy wiary jako relacji pomiędzy człowiekiem a tekstem, a książką, nawet jeśli to będzie święta księga. Wiara to relacja między człowiekiem a człowiekiem, między człowiekiem a Bogiem. Taka wiara rodzi się z wyboru. To nie nadmiar wolności jest przeszkodą dla wiary. Przeszkodą jest jej brak – nie ma wiary tam, gdzie nie ma jeszcze wybrania, gdzie nie ma jeszcze wolności, gdzie jest tyle możliwości, że sama ilość możliwości odbiera siłę do marszu. (…)
Lecz oto jeszcze jedna wielka sprawa. Maria słyszy: „Oto poczniesz i porodzisz Syna”. Co to znaczy? Znaczy bardzo prosto: oto stajesz się ciężarna Bogiem. Twoja wierność rodzić będzie Boga. Właściwie każda wierność jest ciężarna Bogiem. Abraham, który uwierzył, stał się ciężarny Bogiem i został ojcem narodu wybranego. Mojżesz… Ale najbardziej i do samego końca – Maryja. Wierność oznacza przecież przyjęcie jakiejś odpowiedzialności. A wierność Bogu oznacza przyjęcie odpowiedzialności za obecność Boga na świecie. Każdy człowiek wierny niesie na sobie ów ciężar odpowiedzialności. Dzięki wierności Słowo staje się ciałem i mieszka między ludźmi.
I tu dochodzimy do czegoś niezmiernie ważnego. Nie rozumiemy istoty religii, kiedy wciąż pytamy o Boga – czy jest, czy Go nie ma, czy jest na początku świata, czy jest na końcu, czy jest między początkiem a końcem. Czekamy, pytając w ten sposób, aż Bóg sam przyjdzie i przyniesie nam odpowiedź na nasze pytanie. Ale pytając tak, możemy pytać do końca życia i nigdy nie trafimy na religię, na więź, na wierność. Bo w istocie rzeczy w religii nie chodzi o to, żebyśmy odkryli Boga, ale chodzi o to, żebyśmy przywołali Boga na ten świat. Bóg mówi: „Jam jest, który jest”. Jestem – jestem na początku świata, jestem na końcu, jestem na morzu, jestem na niebie, jestem w drzewach i w gwiazdach. Ale to wszystko nie jest jeszcze religią. Dopóki nie ma Boga między ludźmi, nie ma religii. A nie będzie Boga między ludźmi, jeśli ludzie nie wybiorą Boga – poprzez wierność, poprzez wybór, poprzez imię, poprzez wolność. (…)
Cytowałem Norwida: „Przedwieczny działa w człowieku przez się, a w historii przez człowieczość”. Są rekolekcje, cała Polska przeżywa dzisiaj rekolekcje. Nie tylko tu, także tam. I dlatego trzeba zapytać: czy Przedwieczny działa przez moją „człowieczość”? Czy jesteśmy tym krajem, w którym naprawdę dzieje się historia Przedwiecznego, czy też jesteśmy jedynie ziemią, po której toczy się i przewala życie? Musimy zapytać, czy sami nie jesteśmy ofiarami rozłamu, nawet więcej – czy nie jesteśmy sprawcami pęknięć. To są rekolekcje. To nie ja pytam. Sami siebie pytamy. Rozłam idzie tamtędy, którędy idzie niewiara. Im więcej będzie niewiary, tym więcej będzie rozłamu.
Dzisiejsza Polska potrzebuje więzi. Takiej więzi, która zakłada te trzy wartości: imię, wolność, wierność. Potrzebuje nowego religio, które wyłania się z wybrania tego, który nas pierwej wybrał. Ale Polska to nie abstrakcja – Polska to ty, Polska to ja, Polska to my. Polska wolność to twoja wolność, moja wolność; polskie imię to twoje imię, moje imię; polska wierność to także ta wierność i ta odpowiedzialność, która jest we mnie, w tobie. Polska to my. Polska więź to nasze religio. Chyba nie można oddzielić od siebie dziś tych dwóch obrazów: obrazu zwiastowania i obrazu naszego kraju tonącego w śniegu – zamarzniętego Dunajca, dzieci pootulanych chustami, czapkami, spieszących ze szkoły do domu, z domu do szkoły. Nie można rozważać sprawy Maryi i naszej sprawy osobno. Te sprawy są wspólne. Maryja – a może lepiej „człowieczość” Maryi – weszła w historię słowami: „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie wedle słowa Twego”. I nam chyba, drodzy moi, trzeba iść – może z trudem, może powoli, ale jednak – tą wydeptaną przez nią ścieżką. Ścieżką przez polski zmrożony, iskrzący się śnieg. Amen.