„Każdy jest, że tak powiem, artystą swojego dobra. Bo to nawet nie o to chodzi, żeby zachowywać przykazania. Chodzi o to, żeby zachowywać te przykazania tak, jak nikt inny nie zachowuje. Jest gest Kolbego w Oświęcimiu: niby przykazanie miłości bliźniego, ale w ramach przykazania – twórczość religijna, moralna. Myślę, że Bóg każdego z nas przygotowuje do takiej twórczości”. Publikujemy kolejny fragment „Rekolekcji paryskich” ks. Józefa Tischnera, będący wprowadzeniem do rachunku sumienia i sakramentu spowiedzi.
Fragment pochodzi z cyklu rekolekcji wygłoszonych w Paryżu w marcu 1991 roku. Cały cykl można znaleźć w tomie „Rekolekcje paryskie”, który ukazał się nakładem Wydawnictwa Znak. Książkę – z 60-procentowym rabatem! – można zamówić tutaj.
Spróbujmy teraz spojrzeć w trzy strony pod kątem ewentualnego rachunku sumienia. Rzućmy okiem na nasz stosunek do Boga. „Będziesz miłował Pana Boga swego ze wszystkiego serca swego, z całej duszy swojej, ze wszystkich sił…” Niezwykłe to jest stwierdzenie. Czy miłujemy ze wszystkich sił? Z całej duszy, z całego serca? Czy nie mamy serca zamkniętego, skrępowanego? Rzućmy okiem także na sprawę czynów, zewnętrznego kultu Boga: uczestnictwo w Najświętszym Sakramencie, w modlitwie. Sprawa serca, które dotyka Boga. Jestem dotykany? Czy dotykam? To chyba jest klucz do naszego życia. Gdybyśmy mogli tak miłować, pewnie bylibyśmy o wiele bardziej szczęśliwi. Jeżeli jest w nas jakiś powiew nieszczęścia, to znaczy, że nasze serce jest gdzie indziej. „Gdzie skarb twój, tam serce twoje”. Spróbujmy rozliczyć się z naszego serca.
Druga perspektywa to perspektywa w stronę bliźniego. Jest tutaj bardzo dużo małych i dużych spraw: to niebezpieczeństwo zagubienia siebie w drugim; drugie niebezpieczeństwo – zamknięcia siebie przed drugim; i niebezpieczeństwo także zdrady bliźniego. Zdrada może być duża, może być mała. Duża zdrada polega na tym, że się „wydaje sprawiedliwego” – to Judasz. Wydał sprawiedliwego, doniósł na sprawiedliwego. Ale mała zdrada? Pewnie, że zdradzamy. Ona czasem może oznaczać nieodpisanie na list, niepunktualność, niedotrzymanie słowa. Jest także problem przebaczenia tutaj. Dzisiaj się bardzo wiele w Polsce mówi o przebaczeniu. Otóż pamiętajmy, że przebaczenie jest bardziej potrzebne nam, przebaczającym, niż tym, którym przebaczamy. Przebaczenie nie gładzi winy bliźniego, on swoją winę i tak ma. Ale oczyszcza nas. I być może niejeden z nas potrzebuje takiego oczyszczenia. Zostawmy sąd Bogu, a my spróbujmy oczyścić się z nienawiści, która jest zamknięciem serca.
I trzecia perspektywa – to stosunek do samego siebie. Kim jestem? Jestem ciałem, jestem duszą. Czy nie jestem darem dla samego siebie? Bóg dał mi ten dar, jakim sam dla siebie jestem. Istnieje jakieś niebezpieczeństwo zmarnowania tego daru. Bardzo dużo jest w świecie marnotrawstwa darów. I jeszcze jedno tutaj bardzo ważne – bo wydaje mi się tutaj, że to doświadczenie zniewolenia jest szczególnie ważne w tym stosunku do samego siebie. Kiedy człowiek czuje się zniewolony, to powiedzmy tak – że stopień tego zniewolenia jest mniej więcej taki, jaki jest stopień grzechu wobec samego siebie. Wolność w stosunku do samego siebie. Przestać się wstydzić samego siebie. Jesteśmy darem. Miłować siebie – bo jakże możemy miłować bliźniego jeśli siebie nie miłujemy.
To jest rzut oka zwany rachunkiem sumienia. I zgódźmy się z góry na to, że opis nie będzie adekwatny. Ale przecież nie chodzi o to, żebyśmy człowiekowi opisali. Bóg wie, co jest w człowieku i nie trzeba Mu mówić.
I teraz dochodzi bardzo ważny moment – moment skruchy. I w tym punkcie pozwolę sobie zacytować raz jeszcze Mistrza Eckharta. Pisze tak: „Istnieją dwa rodzaje żalu: jeden – ziemski i cielesny, drugi – Boski i nadprzyrodzony. Ziemski rodzi coraz większe cierpienie i pobudza człowieka do takich jęków i skarg, jakby za chwilę miał się pogrążyć w rozpaczy. A jednak cierpienie nie ustępuje i nie pojawia się nic nowego. Taki żal nie przynosi pożytku. Żal Boski jest zupełnie inny. Gdy tylko człowiek odczuje w sobie niezadowolenie, natychmiast wznosi duszę ku Bogu i aktem niewzruszonej woli odwraca się na zawsze od wszystkich grzechów. Towarzyszy temu całkowite zaufanie Bogu, dające głębokie poczucie bezpieczeństwa, z którego się rodzi duchowa radość uwalniająca duszę od wszelkiego cierpienia, i ucisku oraz przytwierdzająca ją mocno do Niego”.
Zastanówmy się chwilę nad tymi słowami. Dlatego że jest rzeczą bardzo ważną, aby w stosunku do samego siebie uniknąć postawy cierpiętniczej. Zdarzają się czasem takie sytuacje, że człowiek jakby chciał kokietować Boga własnym cierpieniem (…). Nie o to chodzi. A więc nie o to chodzi, żeby były jęki i skargi, i żeby był taki ból, jakby się człowiek miał za chwilę pogrążyć w rozpaczy. I powiada Eckhart, że pomimo takich bólów i takich westchnień, i jęków, „cierpienie nie ustępuje i nie pojawia się nic nowego”. I dodaje: „żal nie przynosi pożytku”. Powiedziałbym: nie żałujmy bez pożytku. Żałujmy tak, aby był z tego pożytek.
Otóż jakże wygląda Boski żal? Przypomnijmy sobie scenę, którą słyszeliśmy z Ewangelii. Bardzo ładnie tutaj scena ta przystaje. „Wznosi duszę” natychmiast „ku Bogu”, aktem woli „odwraca się” od tego obcego prawa i – co jest bardzo ważne – „towarzyszy temu całkowite zaufanie Bogu”. To trochę jak w tej dzisiejszej Ewangelii. Nie ma tutaj [wprawdzie] opisu zaufania, ale można sobie wyobrazić tę skazaną na kamienowanie grzesznicę. Ile tam musiało być zaufania i ile poczucia bezpieczeństwa! Jest to bardzo ważne, bo pamiętajmy o tym, że żadne winy i grzechy, które nam się zdarzają, nie są bez sensu. One też mają w naszej duszy jakiś sens. A sens polega na tym, żebyśmy mimo nich zdobyli się na pełne zaufanie. Jeżeli czasem Bóg dopuścił do tego, że człowiek upadł bardzo głęboko, to tylko o to teraz chodzi, żeby jego zaufanie było jeszcze większe. Bo musimy zrozumieć Pana Boga: Panu Bogu naprawdę na tym zależy, żeby nam winy odpuścić.
I tutaj dochodzimy do postanowienia poprawy. Mówiliśmy wczoraj – bardzo krótko, jak na potrzeby nasze – o tej zasadzie: „zło dobrem zwyciężaj”. Oto jest moment refleksji nad tą sprawą. Jest jakiś strumień zła w naszym życiu, ciągnie się. Ten strumień zła jest prowokacją dla nas. On nie jest bez sensu, zwłaszcza jeżeli się powtarza. Być może właśnie o to chodzi, żebyśmy z tego zła zrobili tworzywo dla dobra, które zwycięży zło. Kto wszedł na przykład w świat kłamstwa, kto być może nawet w tym kłamstwie uczestniczył – wielu było w naszym kraju takich, którzy uczestniczyli w kłamstwie. To jest wielka okazja – okazja do tego, żeby powiedzieć prawdę o tym kłamstwie, i w ten sposób jakby ze zła wydobyć dobro. Bo na tym polega genialność człowieka. Tylko człowiek to potrafi: że ze zła może zrobić tworzywo dla jakiegoś dobra.
I tutaj nikt z nas nie może nikomu nic podyktować. Musimy się zgodzić, że w tej dziedzinie każdy jest twórcą dla samego siebie. Każdy jest, że tak powiem, artystą swojego dobra. Bo to nawet nie o to chodzi, żeby zachowywać przykazania. Tu chodzi, nawet zachowując przykazania, o to, żeby zachowywać te przykazania tak, jak nikt inny nie zachowuje. Jest gest Kolbego w Oświęcimiu: niby przykazanie miłości bliźniego, ale w ramach przykazania – twórczość religijna, moralna. Ja myślę, że w życiu człowieka zawsze tak jest, że Bóg przygotowuje każdego z nas do takiej twórczości. Jednego dłużej, drugiego krócej – robi to z ogromną cierpliwością. Ale często tym bardziej się cieszy, gdy przygotowanie trwa dłużej. Wiadomo, jak to w Ewangelii było, ile to zarobili robotnicy ostatniej godziny, jak to w niebie cieszą się z jednego nawróconego grzesznika. Dlatego dłuższe przygotowanie jakby daje pełniejszy owoc. Bardzo tutaj zachęcam i polecam tę sprawę głębszej refleksji. Bo to w sakramencie pokuty jest o wiele ważniejsze niż wyliczanka win i zdobywanie się na wewnętrzny ból: twórczość wewnętrzna.
A wszystko to dzieje się w sercu. „Gdzie skarb twój, tam serce twoje”. „Serce wolne wszystko potrafi”. I takie przepiękne zdanie świętego Jana: „A jeśli obwinia cię serce twoje, wiedz, że Bóg jest większy niż serce twoje i wie wszystko”. Mając w pamięci te słowa, pomódlmy się przed spotkaniem w sakramencie pokuty.