„Być poddanym prawu to tak, jakby się było samemu sobie poddanym. A ten, co jest w rządzie, rządzi nie tak, jak mu się podoba, ale według tego, jakie są prawa”, mówił 3 maja 1994 r. w Bukowinie Tatrzańskiej ks. Józef Tischner.

 

Publikujemy obszerny fragment jego wystąpienia, które wygłosił podczas spotkania wielkanocnego. Tak się złożyło, że zbiegło się ono w czasie ze Świętem Trzeciego Maja. Święto to zostało ustanowione w 1919 roku i przywrócone w 1990. Zapis wystąpienia ks. Tischnera ukazał się w zbiorze kazań, homilii i przemówień, zatytułowanym „Idzie o honor”.

 

Zacznijmy nasze dzisiejsze spotkanie od święta Konstytucji 3 Maja. Postawmy sobie pytanie: co to właściwie jest konstytucja? Bo to jest tak: co to jest drzewo, to widać, co to jest kamień, to widać i czuć. Czujesz wodę – żeby się o tym dowiedzieć, wystarczy włożyć do niej rękę. Ale konstytucji ani nie widać, ani nie czuć, ani nie słychać – jak słychać szum wiatru albo śpiew ptaków. A konstytucja jest tak ważna, że kiedy po upadku niepodległości Polacy obchodzili w tajemnicy swoje święto, to mówili: „My mieliśmy konstytucję!”. My jesteśmy „lepsi”, bo my mieliśmy konstytucję.

Koniec XVIII wieku – druga połowa tego wieku – w Europie tyrania. Tyrania w Rosji, tyrania w Prusach i może mniejsza tyrania, ale tyrania w Austrii. Te systemy rządów były takimi systemami, w których poddany w praktyce nie miał praw w stosunku do władzy – do króla albo cesarza. Król był panem, człowiek był poddanym i człowiek mógł tylko tyle, ile mu pan wolności wyznaczył. Pan ustanawiał prawa, jakie chciał. I w Polsce, w drugiej połowie XVIII wieku, to się kończy: sejm uchwala prawo, prawo podstawowe – konstytucję. Co w tej konstytucji jest ważne? Ważne jest to, że od dziś człowiek nie pana ma słuchać, ale prawa. Nie królom ma być poddany, ale prawu. Nie cesarzom, ale prawu. A być poddanym prawu, to tak jakby się było samemu sobie poddanym. Uchwala się prawo – i teraz ten poddany ma być posłuszny prawu tylko dlatego, że prawo jest prawem.

Dzieje się coś niezwykłego. Za czasów królewskich, carskich poddany musiał być posłuszny prawu, bo za każdym przepisem stał policjant. Kiedy powstaje konstytucja, człowiek rozumie, że jeśli prawo jest mądre, to nie potrzebuje policjanta, bo sam rozum nakazuje człowiekowi, że ma prawa słuchać. To tak jak dziś: na przykład wszyscy wiemy, że jadąc drogą, mamy się trzymać prawej strony. I trzymamy się prawej strony. Nawet wtedy, kiedy na drodze nie ma policjanta. Bo my wiemy, że to jest mądre i nie trzeba policjanta, żeby tego prawa pilnować. I konstytucja to jest coś takiego, że człowiek odtąd nie słucha już pana, ale słucha prawa. A ten, co jest w rządzie, rządzi nie tak, jak mu się podoba, ale według tego, jakie są prawa.

I powtarzam raz jeszcze: żeby coś takiego było możliwe, żeby w narodzie powstała taka myśl – to ten naród nie może być głupi, nie może być nierozumny. Ten naród musi na tyle zmądrzeć, żeby zrozumieć tę prostą prawdę: trzeba prawo szanować! I tylko dlatego, że jest prawem.

Moi drodzy, żeby konstytucja mogła powstać, człowiek musiał zmądrzeć. A to „zmądrzenie” człowieka miało jakby dwa filary. Człowiek, po pierwsze, musiał zrozumieć, że jest istotą wolną. A że jest istotą wolną, to nikt nie ma prawa przemocą mu swojej woli narzucać. Każdy jest wolny i wolność człowieka trzeba szanować. I musiała w narodzie obudzić się ta myśl o wolności. U nas na Podhalu ta myśl rozmaicie się rodziła. Szczególnie pięknie opisuje to Tetmajer, wtedy gdy pisał o powstaniu chochołowskim. Znacie na pewno opowiadanie „Za sytko”, ale posłuchajcie fragmentów. Jest to opowieść o chłopie, który nie miał ochoty iść do powstania. Bieda była w Chochołowie, głód, ludzie z głodu umierali. I chłop mówił: jakbyście mnie namawiali na Luptów, na zbój, na bogactwa, to ja by poseł. Do powstania – nie! Ale do powstania poszedł…

„W połednie wysełek jo przed hałupe, bok jus ani wysiedzieć nie móg. Płac, jęk, głód, nędza, co jus nie tak, ale sie widziało, co ostatnio godzina przychodzi. Stojem przed izbom, słońce świeciło, patrzem – błysło! Idom hłopi z kosami, nascy haw ze wsi, Hohołowianie, a na przodku ksiądz wykaryji Kmietowic i organista Jandrusikiewic z krzizami, Jandrusiukiewic przi sabli, a Mahajcoków Pieter z horengwiom.

Idom, banda cało, mijajom mie. A jo stoje poprzed izbom i patrzem. Patrzem, patrzem, kie mie nie hyci drgowka! Zadrzałek telo co cud, zmąciło mi w ocak. Kie mie cosi nie hyci za krztoń, za serce! Kie nie ryknie cosi se mnie, nie płac, ale tak, jak kiebyś wej krwiom płakał! A ci idom, tako cyrniawa, hłop przi hłopie, sami nascy, haw z Hohołowa. Ani jo sie nie nazdał, co robiem, hipnołek w izbe, łapiem cieślice, cok jom miał, cuhe na kamizelke, krzicem do baby:

– Idem!

– Ka? – pyto sie”.

I tu jest zdanie ciekawe, bo to pierwsza połowa XIX wieku! Co ten chłop godo, co to moze ani cytać, ani pisać nie umie: „Pod Gdów, pod Tarnów, ka hłopi nascy idom; bronić Polskom od Austryje!…”

Koniec tej wyprawy był niedobry. Austriacy wyłapali wszystkich. I naszego chłopa też. Odsiedział swoje w Spielbergu, wrócił, chałupy nie znalazł, rodzina się rozleciała po świecie, ale zakończył to swoje opowiadanie tak: „Ale mi nie zal – co jek cuł wte, kiejek w izbe hipnon, to mi do końca zycia zapłaciło za sytko!”

Co on cuł wtedy, kie w te izbe hipnon? Cuł wolność! Wtedy w nim narodziła się wolność. Wtedy ten chłop poczuł, że jest wolnym człowiekiem! I można powiedzieć, że wtedy dojrzał do konstytucji: że wolny człek ma szukać prawa, a nie pana. Ma być prawu poddany, a nie panu. Dojrzał do konstytucji…

A drugi filar konstytucji, filar prawa, to jest to proste przekonanie, że jak człek dał słowo, to słowa trzeba dotrzymać! To jest fundament prawa: dałeś słowo – trzeba słowa dotrzymać.

Czy my możemy sobie wyobrazić, co by było, gdyby tego nie było? Idzie dziecko do szkoły, a w szkole – nikogo, bo nauczyciel nie dotrzymuje słowa. Albo idzie nauczyciel do szkoły, a dzieci nie dotrzymują słowa. To jest jakby prawo wszystkich praw. I to idzie wyżej. Konstytucja działa tam, gdzie ludzie dotrzymują słowa. I muszą dotrzymywać słowa politycy: jakeś dał słowo – trzeba dotrzymać! Bo jak nie dotrzymasz, to się prawo rozleci. (…)

Jest dziś między nami Straż Pożarna. Z czego się bierze ta wspólnota Straży Pożarnej? Nie ma takiego prawa napisanego, ale to się jakby samo przez się rozumie: będzie bieda, pożar, inne nieszczęście – oglądamy się za strażakami. Ka som ci, co dali słowo? I oni się zjawią, przyjdą, bo wiedzą, że słowo to jest jakby kamień węgielny ojczyzny.

Jest Związek Podhalan na Bukowinie. Ale może trzeba by było powiedzieć – Bukowina na Związku Podhalan. To znaczy: Bukowina na podhalańskiej nucie, na tym słowie, co z duszy się bierze. Nie byłoby Bukowiny, jakby nie było w Bukowinie muzyki, śpiewu, góralskiego zwyczaju, jakby nie było tych ludzi, co dali słowo. I są! A i rodzina też się z tego bierze. Daliście se słowo i choć ta pomiędzy wami rozmaite biedy przydom, ale słowo jest słowo, na tym buduje się prawo.

I widzimy teraz, jak rośnie konstytucja. Konstytucja to jest niby trochę liter, jakiś papier, którego niejeden z nas nie przeczyta, ale my widzimy, jak ona rośnie. Nie z góry rośnie, ale z dołu. Rośnie z duszy tych, co czują, co to jest wolność. I z duszy tych, co czują, że nie ma wolności bez prawa. Aby była wolność, musi być prawo – i coby było prawo, musi być wolność.

I jest w polskim narodzie konstytucja, to prawo trochę pisane, trochę nie pisane, i jest w polskim narodzie tako wiara, ze wolny cłek nigdy wolności drugiemu cłekowi nie zabiera. Bo wie, że wolność to tako wielko rzec, że sie tego drugiemu cłekowi nie zabiera, że się ją kształci, że się ją hoduje. Sytko sie robi, coby była mądro – ale nie odbiero. Bo to jest ludzko rzec.

I tak, moi drodzy, rośnie ta konstytucja z nas, z naszej wolności i z naszego szacunku dla prawa. Nie dlatego, że za prawem stoi policjant, ale dlatego, że prawo jest prawem. Jest w Ewangelii takie powiedzenie, które – moim zdaniem – pasuje do tych czasów, w jakich dziś żyjemy. Pan Jezus powiedzioł kiesi do swoich uczniów tak: „Wy jesteście solą dla ziemi”. Jak się patrzę na Polskę, jak się patrzę na Bukowinę (niestety, nie za często patrzę…), jak słyszę dobre rzeczy o Polsce – bo dobre też można słyszeć – i o Bukowinie, to wtedy myślę: sól ziemi.

Kochani moi ze Związku Podhalan – wy jesteście solą tej ziemi! Kochani moi ze Straży Pożarnej – wy jesteście solą tej ziemi! Ojcowie, matki, dzieci – wyście są solą tej ziemi! I ten chór, i ta muzyka to jest sól ziemi. Potrzeba tej soli w naszej ojczyźnie. Trzeba wolności i potrzeba szacunku dla prawa. Bo prawo jest, ale nade wszystko potrzeba tej soli. Bo jak Ewangelia godo: „Jak sól zwietrzeje, czym solona będzie?”.

Moi ostomilsi, coz wom zycyć przy tej niby Wielkanocy spóźnionej? Powiem ino telo: nie wietrzejcie! Cobyście nie zwietrzali! A wy mi możecie powiedzieć: nawzajem. To jo wom powiem: Bóg zapłać!

 

Autorem zdjęcia jest Adam Walanus.