„Człowiek zbiera ze świata to, co na tym świecie rośnie, i w duszy swojej przerabia to na dobro, na piękno, naprawdę”, mówił w 1986 r. w Ochotnicy Górnej ks. Józef Tischner.
Publikujemy fragment jego kazania, które pod tytułem „Boski młyn” weszło do zbioru „Mądrość człowieka gór”. Książka jest w sprzedaży od końca listopada i cieszy się ogromną popularnością wśród kupujących. Można ją zamówić tutaj.
Nie wiem, jak mam zacząć i jak mam się dziś do Was zwrócić. Zazwyczaj jak ksiądz zaczyna kazanie, mówi: kochani parafianie. Nie jesteście moimi parafianami, ale nie jesteście też ludźmi całkiem mi nieznanymi. Jesteśmy i byliśmy przez wiele lat jakby sąsiadami. Powinienem więc do Was powiedzieć tak, jak mówi sąsiad do sąsiada, kiedy rano wstanie i spotka koło swojego domu dobrego sąsiada, to mu albo Pana Boga poszczęści, albo spyta o zdrowie, albo spyta się o to, jak tam gazdówka idzie. Mówią do siebie jak starzy znajomi. I ja do Was też powinienem powiedzieć tak, jak stary sąsiad mówi do swojego dobrego, starego sąsiada. Powiem Wom, moi Kochani: Scęść Wom Boze! Szczęść Wam Boże w tym dzisiejszym dniu i w dniach, jakie po nim przyjdą.
A co się tyczy sąsiedztwa, to wiecie, skąd się ono wzięło? Przed wieloma laty ojciec mój był tu, jeszcze za czasów kawalerskich, u Was nauczycielem. A potem, jak się już ojciec ożenił, wtedy, po założeniu rodziny tak się zdarzyło, że do Łopusznej się przeniósł i tam się zakorzenił. No i myśmy się już tam wychowywali. To Was znałem jako dziecko. Bo przecież w tych czasach – dobrze pamiętacie – jak się do Nowego Targu na jarmark szło, to się szło drogą albo na Harklową, albo na Knurów, a byli tacy, co prosto tu, na Łopuszną, i chodnikami, dróżkami, przez podwórze szkolne chodziliście czasem z jakąś owcą, czasem z jakąś krową. To Was dobrze pamiętam.
Pamiętam Was też z tego, jak w dawnych czasach wychodziliście kosić Wasze polany. Wiecie, jak się to wtedy polany kosiło. Trawa twarda, nazywała się psiarką, że to niby pies się tym ucieszy ino, ale przecież napracowaliście się przy tych polanach niemiłosiernie dużo. Pamiętam, jakeście kosili Kiczorę. Szło chłopów kilkudziesięciu, rzędem, jeden za drugim, pięknie to było widać, jak się tak patrzyło. Czasem i dziewczyny zaśpiewały jakąś pieśń na znak, że juzynę przyniosły. I tak dni parę, krok po kroku, szliście przez Kiczorę, pokazując, jak się to w tych górach pracuje. (…)
Jak się tak patrzy, moi drodzy, po tych polanach ochotnickich, po tych psiarkach na polanach rosnących, to trzeba by powiedzieć, że między tymi psiarkami rozmaita trawa rośnie. Ale między tą trawą znajdzie się jakiś taki kwiat jeden, niby kwiat, nie wiadomo, po co go Pan Bóg stworzył – kwiat zwany dziewięciornikiem. Jak się tak patrzy człek na te dziewięciorniki, co po górach rosną, to tak sobie myśli: a po co też to Pan Bóg stworzył takie dziewięciorniki? Ani tego krowa nie zje, ani nawet owca nie chyci, kłuje to – ale jak zakwitnie, to polana robi się jakaś taka inna, ładniejsza, piękniejsza. A jak popatrzycie na gorsety dziewcząt, to na tych gorsetach nie ma umieszczonych tych kwiatów – jakby powiedzieć? – pożytecznych, ino akurat na gorsetach jest dziewięciornik, kwiat stworzony przez Pana Boga po to, żeby był ozdobą gór, ozdobą polan, ozdobą górskich łąk. Nie na zjedzenie stworzony, ale na to, żeby człowiekowi, jak się patrzy na te łąki, zrobiło się raźniej na duszy. To trochę tak, jak na Kiczorze, kiedyście kosili siano, a odezwał się gdzieś tam z wierchów, z gronia czy z dołu, śpiew dziewczyny, a echo ten śpiew po górach rozniosło, to i tym kosiarzom zrobiło się na sercu raźniej, bo wiedzieli: juzyna idzie! A może ważniejsze od tej juzyny było to, kto tę juzynę niesie?
Chciałbym Wam, moi drodzy, dziś powiedzieć słów parę o tych sprawach innych, nie o sprawie biedy, nie o robocie, nie o trudnych kłopotach naszych dzisiejszych czasów. Chciałbym Wam powiedzieć coś jakby o tym dziewięciorniku, jakby o tym śpiewie góralskim.
Myślę, od czego by tu zacząć. Najlepiej będzie, jak Wam przypomnę pewne słowa Ewangelii, kiedy to Pan Jezus zwracał się do ludzi, do swych uczniów, zwracał się do takich samych jak Wy, jak my, i powiedział do nich tak: „Cenniejsi jesteście niż wróble”. Popatrzcie na wróble. Ile ich jest. Gonią z drzewa na drzewo całymi chmarami. Chłopcy łapią czasem te wróble – tak się zdarzało w Palestynie, a że tam też był głód i bieda, no to wróble sprzedawali i jedli. Trzeba powiedzieć, że u nas w górach takiej jeszcze biedy chyba nie było, żebyśmy wróble jedli, a tam była. I mówi Jezus: „Patrzcie na te wróble. Żaden wróbel nie spada na ziemię bez woli Boskiej. Cenniejsi jesteście niż wróble!”
Człowiek to jest coś bardzo cennego. Ale dlaczego człowiek jest taki cenny? Czemu on jest tyle wart w oczach Boga? Czemu on jest taki, że za niego Pan Jezus sam na krzyżu umarł? Za każdego z nas! Nie jeno Bóg stworzył człowieka, ale i umarł za niego, i powołał go do życia wiecznego. Każdy z nas musi zapamiętać te słowa: cenniejszy jest niż wróbel. I z tych słów powinien się uczyć prawdy o ludzkiej godności. Ja wiem, my wszyscy wiemy, górale mają to jakby we krwi zapisane. Nazywa się to góralski honor. Nie zawsze ten góralski honor dobrem owocuje. Wiemy, rozmaicie bywa. Ale tu nie będzie mowy o honorze, tu będzie mowa o poczuciu godności. O tym, czym jest godność człowieka. Tu będzie mowa o tych słowach Pana Jezusa: cenniejszy jesteś niż wróbel.
Bo człowiek, moi drodzy, to jest stworzenie dziwne. Człowiek to jest stworzenie, które ma oprócz ciała ducha. A ten duch w środku człowieka to jakby był taki cudowny młyn. Młyn ze zboża mąkę robi, a człowiek z tego, co widzi, z tego co czuje, może zrobić cud: może zrobić dobro. I człowiek to jest tak jakby Boski młyn. Zbiera ze świata to, co na tym świecie rośnie, i w duszy swojej przerabia to na dobro, na piękno, na prawdę. Ino człowiek jest takim stworzeniem, że ma tę władzę, żeby w duszy swojej przerobić tę całą materię świata na coś, co jest dobre.
Przypatrzcie się: tutaj jest szopka. Trochę gipsu, trochę farby, trochę drzewa. Ale człowiek wziął gips, wziął farbę, wziął drzewo i z tego powstało Boże Narodzenie. Patrzymy na to, przypominamy sobie święte tajemnice, modlimy się. Potrafimy z tego gipsu, z tego drzewa – potrafimy sobie wziąć natchnienie do modlitwy. Weźcie tę ludzką biedę, tę ludzką pracę, weźcie te roboty Wasze na polanach, w lesie, w domu – ile to siły wymaga, ile potu, ile strapienia? Ale od czasu do czasu z tego strapienia, z tej siły, z tej mocy wyrośnie pieśń, i ta pieśń jakby do góry szła, do samego nieba. I człowiek śpiewa Bogu na chwałę, ludziom na pożytek.
Sami pamiętacie, jak się to w człowieku duch podnosi, gdy z drugiego brzyzka dojdzie do ucha piękny, szeroki, głośny śpiew:
Góry, nase góry,
te nase doliny,
Gorce, nase Gorce,
te nase dziedziny.
Od razu człowiekowi na sercu inaczej. I wtedy ten człowiek na polanie jakby był tym dziewięciornikiem. Inkszy niż wszystko inne – inkszy niż trawa, inkszy niż las, inkszy niż potok. Czemu inkszy? Bo śpiewać umie. Bo umie to, co go otacza, zamienić na śpiew, na prawdę. Umie swoje serce do nieba podnieść. Każde stworzenie stworzone jest tak, że go jakaś bieda bije. Zna swoją biedę koń, zna swą biedę owca, zna swą biedę krowa. Nie ma takiego stworzenia, żeby biedy jakiejś nie czuło. I ma swoją biedę człowiek. Ale tylko człowiek potrafi tę biedę zamienić na modlitwę. Tylko człowiek umie z tej biedy wykrzesać wieczorny, poranny i niedzielny pacierz. Tylko człowiek ma tę moc, żeby powiedzieć w ciężkich chwilach: dziej się wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi. Tylko człowiek! I dlatego człowiek jest cenniejszy niż wróbel.
Cenniejsi jesteście niż wróble… Przyjdzie krzywda na człowieka, skrzywdzi cię kto – krzywdy takie są najgorsze. Bo jak cię skrzywdzi życie, starość, wiek, to każdy wie: był czas młodości, jest czas starości. Wse – jak to się mówi po góralsku – wiyrchowoł nie bees. Przyjdzie czas, że przestaniesz chodzić wierchami, a będziesz chodził dolinami. I to boli. Ale najbardziej boli, jak ci w serce nóż wrazi drugi człowiek. Wtedy z tego powstaje rana, co się do końca życia potrafi nie zagoić. Zwierz, pies, wilk na taki ból odpowie warczeniem, gryzieniem. Ale ino człowiek może powiedzieć: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. I temu – cenniejsi jesteście niż wróble. (…)
I, moi drodzy, jedno w tym wszystkim jest dziwne. Widzicie, bieda była w tych górach okrutna, a jednak w tej biedzie ci ludzie potrafili stworzyć to, co się dziś nazywa kulturą ludzi gór. Takiej kultury nie nojdzies nika po świecie. Kultura ludzi gór. Co to jest ta kultura? To jest prawda. Prawda o górach, prawda o lasach, to jest prawda o potokach – i to jest prawda o ludziach. O ludziach. O ludziach, którzy tu przed nami Boga chwalili. To się nazywa kultura. (…)
Z tego, moi kochani, ma się brać nasze poczucie godności. Godności! Nie chodzi o honor ani nie chodzi o pychę. Bo godność jest wtedy, gdy człowiek potrafi drugiemu służyć. A kto jest pyszny, ten służyć nie potrafi. A kto czuje godność, ten się nie boi drugiemu przysługi zrobić, bo wie, że na tym się godność ludzka funduje, że drugiemu przysługę zrobić trzeba. A nam trzeba dziś służyć innym nie ino rękami, nie ino kosą, nie ino tym chlebem, ale i tą prawdą. Wyście dziś zaczęli śpiewać kolędę. To mnie się aż lepiej zrobiło. Bo siedzem teroz w Krakowie jak na wygnaniu. Bo to w Krakowie ani gęby dobrze otworzyć nie potrafią, coby serdecnie do Pana Boga zaśpiewać. Tak ftosi cosi odkrzęknie, jak mu powis: „Pon z wami”. Ale bodaj ta. A tu?! Śpiewacie sercem, duszą i Bóg jest między nami. I zeście są cenniejsi niż wróble. (…)