„Przez trzydzieści dwa lata tylko raz nie było obiadu. Gdy umarła pani Teresa. Zresztą pewnie i tak nikt by nie przyszedł. Wszyscy poszli na cmentarz, żeby ją pożegnać”. Tak rozpoczyna się opowieść Katarzyny Kolskiej o kuchni sióstr Marty i Teresy Sawickich („W drodze” nr 12/2012). Siostry Sawickie zostały w 2004 roku laureatkami Nagrody Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera. Przez lata w prywatnym mieszkaniu gotowały posiłki dla potrzebujących; żeby ich nakarmić, wyprzedawały rodzinne pamiątki. Mimo że pani Teresa nie żyje, kuchnia nadal działa.
Był to doprawdy piękny widok: siostry Sawickie stojące na scenie w ogrodach Znaku obok dwóch profesorów – Wiktora Osiatyńskiego i ks. Tomasza Węcławskiego. Teraz z reportażu Katarzyny Kolskiej można się dowiedzieć, jak zaczęło się to prywatne dzieło charytatywne, w jakich warunkach się rozwijało i jak działa dzisiaj. „Każdego dnia jest tak samo. Około południa zaczyna dzwonić domofon. To znak, że czas wydawać obiad. W kuchni słychać brzęk słoików i menażek. Obiad nalewa jedna z pań, które pomagają pani Marcie. Sama nie dałaby już rady. One też robią zakupy i gotują. Podopieczni biorą swój obiad i szybko wychodzą. Nie wszyscy wchodzą do mieszkania – dyżurny zbiera siatki, bierze obiad i rozdaje tym, którzy czekają na ulicy. Wszystko trwa nie więcej niż godzinę. Kilka osób je w kuchni u pani Marty. Czasem zamienią z nią parę słów, poproszą o radę, o pomoc, o lekarstwa”. Gotowanie obiadów kosztuje od 10 do 12 tysięcy złotych miesięcznie; pani Marta chodzi kwestować wśród znajomych, modli się do św. Józefa, czasem prosi o „szturm modlitewny” zaprzyjaźnionych dominikanów – i pieniądze zawsze się jakoś znajdują. „Święty Józef jest niezawodny, tyle razy już nas ratował”, opowiada pani Marta. „Choć czasami trzyma nas w niepewności do ostatniej chwili”.
W numerze znaleźć można ponadto m.in. refleksje bpa Grzegorza Rysia o chrześcijańskiej nadziei, rozmowy o pięknie życia z Danutą Szaflarską i Władysławem Bartoszewskim oraz reportaż o ks. Ryszardzie Ostaszu z Gdeszyna na Lubelszczyźnie, który zlikwidował własny fundusz emerytalny i sprzedał należący do parafii ciągnik, żeby ratować miejscową szkołę.
Grudniowy numer miesięcznika „W drodze” można nabyć tutaj.