„Jedną rzeczą jest otwarcie drzwi dla uchodźców, a drugą – niesienie razem z nimi ich cierpienia”, pisze na swoim blogu s. Małgorzata Chmielewska. „Wyrwani nagle ze swojego życia, po ciężkich przejściach, niektórzy wiedzą, że nie mają dokąd wracać. Zostawili nie tylko dorobek życia, ale rodziny, przyjaciół, znane sobie ścieżki i przyzwyczajenia”.
S. Małgorzata Chmielewska jest przełożoną polskiej Wspólnoty Chleb Życia. Za swoją działalność wśród osób najbardziej potrzebujących – bezdomnych, niepełnosprawnych, ofiar przemocy domowej – otrzymała m.in. Nagrodę Znaku i Hestii im. ks. Józefa Tischnera. W ostatnich miesiącach jej Wspólnota angażuje się w pomoc uchodźcom – zarówno tym zagubionym na granicy polsko-białoruskiej, jak i tym napływającym z Ukrainy. Co pewien czas zachęcamy, żeby zajrzeć na bloga s. Małgorzaty i dowiedzieć się, co aktualnie się dzieje. Oto obszerne fragmenty wpisu z 9 kwietnia:
Ilość papierów do wypełnienia dla naszych gości z Ukrainy nas dobija. Miłe Panie z OPS w Sadowiu przyjechały do Zochcina, co znacznie ułatwiło nam życie, do innych ośrodków musieliśmy zawozić. I to jeszcze nie koniec. Nie żeby już jakieś pieniądze dotarły, ale ponoć dotrzeć mają. Nawet te 300 zł będzie jakimś wsparciem dla naszych ludzi.
Sytuacja wielu rodzin jest trudna. Kończy się w wielu miejscach gościnność, co mnie wcale nie dziwi. Ludzie w prywatnych domach nie podołają utrzymaniu kilku dodatkowych osób, o pracę bardzo trudno, zwłaszcza w małych miejscowościach, w wielkich miastach koszt wynajmu niebotyczny, ofiarność społeczeństwa-przeogromna- ma swoje granice. Organizacje robią co mogą, ale też żyją, tak jak my, z tego, co ludzie dadzą. Tu powinno wkroczyć państwo. Inaczej grozi nam w kraju katastrofa.
Mamy w tej chwili na wsi 41 osób, kolejne 3 zmierzają, w Brwinowie 18, w Krakowie czwórkę sierot z opiekunką, w Warszawie co chwila osoby niepełnosprawne z opiekunami. Kraków i Warszawa przyjmują na krótszy okres- ludzie jadą dalej. Staramy się jak możemy zapewnić godne, w miarę domowe warunki. Lodówka “ukraińska” pełna, goście mogą swobodnie wybrać to, czego potrzebują dla siebie i dzieci. Oczywiście bez fajerwerków, ale z jogurtami, owocami i słodyczami od czasu do czasu. Już nawet wiem, co kto lubi, a kto jest wegetarianinem. Najlepiej schodzą parówki, biały ser i jajka. Latamy po zakupy, co kilka dni. Ceny porażają, ale nie tylko nas. Całą Polskę.
My na wsi gościmy na dłużej, bo dzieci małe, starsi i niepełnosprawni. Niektórzy mocno.
Dzisiaj bal był. Urodziny naszej Nadii, a ta zaprosiła wszystkie ukraińskie dzieci do salonu zabaw. Prezenty każde dziecko solenizantce wręczyło, a jakże, com je kupiła i po cichu dała uczestnikom imprezki do wręczenia Nadii, bo matki kasy nie mają i wstydziły się posłać dzieci na urodziny z gołymi rękoma. Wreszcie się dzieciaki trochę rozerwały, a i mamy kawkę wypiły. (…)
Staramy się, jak możemy, żeby nasi bezdomni mieszkańcy i ci, którym zwykle pomagamy nie odczuli braków i na razie Opatrzność poprzez dobrych ludzi nie zawodzi. I niech tak pozostanie, bo osiwieć już bardziej nie mogę. Tylko roboty dwa razy tyle. No i Święta za pasem, trzeba to ogarnąć. Nasi goście zdecydowali obchodzić je razem z nami, chociaż są wśród nich prawosławni, a także po prostu niewierzący.
Trzeba pamiętać, że jedną rzeczą jest otwarcie drzwi dla uchodźców, a drugą- niesienie razem z nimi ich cierpienia. Jesteśmy wszyscy w nowej sytuacji. Trudno czasem zrozumieć ich potrzeby i mogą być nieporozumienia. Wyrwani nagle ze swojego życia, po ciężkich przejściach, niektórzy wiedzą, że nie mają dokąd wracać, są często w sytuacji zależności i lęku o przyszłość. Zostawili nie tylko dorobek życia, ale rodziny, przyjaciół, znane sobie ścieżki i przyzwyczajenia. Nie znają języka i są wśród obcych, nawet jeśli najbardziej życzliwych. I nie przyjechali bo tak chcieli tylko musieli. I BARDZO WAŻNE: ostrzegać przed oszustami, reagować na nieuczciwość wobec nich. Polacy nie stali się nagle społeczeństwem aniołów i są wśród nas, z pewnością nieliczni, ludzie wykorzystujący sytuację do złych celów. (…)
Dlatego nie możemy przestać pomagać, nawet jeśli już mamy dość. Złapać oddech trzeba, odpocząć i znowu wyruszyć, każdy jak potrafi i ile może. Pokonamy zło. Bo dobro zwycięża zawsze, chociaż nie od razu. Cóż, nieszczęsny dar wolnej woli człowieka. Nie łudźmy się, że nie będzie nas to kosztowało. Pod każdym względem: emocjonalnym, materialnym, duchowym. Na naszej ławce życia robi się ciasno. Komfortu nie będzie.
Cały wpis można przeczytać tutaj.
A informacje o tym, jak wesprzeć Wspólnotę Chleb Życia można znaleźć tutaj.
Autorem zdjęcia jest Adam Walanus.