„Cud nad Wisłą raczej się nie wydarzy, jeśli nie zaczniemy myśleć i działać. Na razie jest partyzantka, szkoda, że kosztująca życie”, pisze na swoim blogu przełożona Wspólnoty Chleb Życia.

 

Siostra Małgorzata od lat zwraca uwagę na sytuację osób będących w najtrudniejszym położeniu: samotnych, bezdomnych, żyjących w przemocowych domach. Podpowiada państwu, jak powinno działać w tych najbardziej wrażliwych obszarach. Jej głos wydaje się głosem na puszczy – ale jest tak dlatego, że nie ma dostatecznego wsparcia. Stąd na naszej stronie często wracamy do bloga siostry Małgorzaty i zachęcamy do jego regularnego odwiedzania. Siostra – laureatka Nagrody Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera – pisze na bieżąco o tym, co dzieje się we Wspólnocie, ale też poskazuje, w jaki sposób każdy z nas może pomóc tym, którzy najbardziej tej pomocy potrzebują. Poniżej obszerne fragmenty jej wpisu z 19 kwietnia.

 

Bulwersują nas informacje o sytuacjach w niektórych DPS-ach. Zdziesiątkowany personel, często bez odpowiednich zabezpieczeń, opuszczeni chorzy, starzy ludzie. Pokrzykiwanie władz wszelkich na tych, co albo się boją tak pracować i poniekąd słusznie, albo padli ze zmęczenia, na darmo wyczekując wsparcia, albo po prostu nie mogą, jest nieuczciwe i bez sensu. Może trzeba zacząć od innej strony. Zrobić rachunek zagrożeń, sprawdzić każde z takich miejsc, nie na zasadzie „kontroli wysokiego urzędu” często pracującego zdalnie, we własnym domu, lecz – wreszcie – współpracy i krok po kroku, ale błyskawicznie, zaopatrzyć w niezbędne środki, a brakujący personel – cóż, mamy przecież np. wojsko, może wolontariuszy. To nie może być akcyjność, kiedy już sufit wali się na głowę. Jesteśmy specjalistami w szarżach z szablą na czołgi. A i Cud nad Wisłą raczej się nie wydarzy, jeśli najpierw nie zaczniemy myśleć i działać. Historia się powtarza w zupełnie innym wydaniu.

Na razie partyzantka to jest, szkoda, że kosztująca życie.

Państwo to zorganizowana wspólnota obywateli, którzy wybrali ludzi na kierownicze stanowiska, płacąc im za kompetencje i pracę na swoją, czyli obywateli rzecz. W sytuacjach awaryjnych to oni powinni się spiąć i pokierować akcją ratunkową dla dobra wszystkich. Na razie w dużej mierze zajmują się zwalaniem winy, kiedy coś pęka, na innych, albo sprawami zgoła nie na ten czas. A obywatele tracą resztki szacunku dla państwa i gdzie mogą, ratują się sami. Starcy, chorzy, tracący pracę, właściciele firm, którzy tracą dorobek życia z poczuciem, że zostawiają na bruku swoich wieloletnich pracowników.

To nie jest i jest tekst polityczny. Nie jest, bo nie ma dla mnie znaczenia nazwa partii rządzącej, czy opcja polityczna burmistrza czy wójta. Teraz, bardziej niż zwykle, ma znaczenie działanie na rzecz dobra wspólnego. Polityka to wg. Arystotelesa takie rządzenie państwem, miastem, gminą, żeby wynikało z tego dobro wspólne. I w tym znaczeniu – tak, jest to tekst polityczny. (…)

Cóż, nadal nie ma właściwie miejsca na kwarantannę przed przyjęciem człowieka bezdomnego do schroniska. Nadal zrobienie testu, co byłoby tańsze i szybsze, nie jest możliwe. Podobnie jak przetestowanie medyków czy pracowników DPS-ów.

Z wydarzeń zabawnych, jeśli ktoś ma poczucie (czarne) humoru, to – do jednego z naszych domów podjechały dwa samochody. Policja i żandarmeria. Przyjechali w takim składzie aresztować jednego z mieszkańców. Nie żadnego terrorystę. Chłop cosik kiedyś ukradł. Dawno go u nas nie ma. Nie szkoda kasy na podwójną benzynę i ludzki czas? Zwykle przyjeżdża po prostu jeden radiowóz z dwoma policjantami i tyle.

Rozumiem, że wirus jest groźny, lecz nie w tym znaczeniu, panowie. Raczej rękawiczki i maski i płyn dezynfekujący są bronią na tej wojnie. I dojść nie możemy, czy wojsko ochraniało policjantów, czy odwrotnie. Oj, lubimy te wojskowe parady i pobrzękiwanie szabelką. A tu trza ręce myć i gębę zasłaniać, a walka na froncie polega na zmienianiu pampersów staruszkom.

Jutro biegiem muszę zorganizować dodatkowy personel do Jankowic. Przysłały nam nasze dziewczyny z Warszawy panią, która wymaga non-stop opieki, leżącą, z głową na wspak. Nasza wspaniała Pani Pielęgniarka na razie nie przychodzi, bo jednocześnie pracuje w ww. szpitalu, więc nie chcemy znanego scenariusza z innych placówek. (…) Na szczęście Pan Bóg przez dobrych ludzi zatroszczył się, jak zwykle, o catering i na dzień dzisiejszy mamy co jeść. DZIĘKUJEMY. Zaopatrzymy też Zupę na Monciaku z Sopotu, bo to nasi ludzie robią, a rozdają suchy prowiant ludziom bezdomnym. Gorzej Panu Bogu idzie z rękoma do pracy. Zamknęli najwyraźniej niebiański pośredniak na czas epidemii.

 

Blog s. Małgorzaty Chmielewskiej można śledzić tutaj.

Zdjęcie: archiwum Dni Tischnerowskich.