„Ta chwila, kiedy o 7 rano przychodzą panowie policjanci i aresztują ci kucharza. Albo wieczorem wpadają celem zamknięcia pani, która pod kroplówkami umiera na raka…”. Polecamy lekturę bloga s. Małgorzaty Chmielewskiej – to okazja do spotkania z prawdziwym, mocnym życiem. Życiem, któremu możemy dać wsparcie.
Miejsc, z których bije nadzieja i radość życia – mimo iż równocześnie są to miejsca, gdzie doświadcza się bólu, cierpienia, poczucia bezradności – nie jest wiele. Tym bardziej trzeba je cenić i wspierać. Jednym z takich miejsc są na pewno domy Wspólnoty „Chleb Życia”. A stałą relację z nich zdaje na swoim blogu s. Małgorzata Chmielewska.
Oto fragment wpisu z 1 lutego br., zatytułowanego „Świat, czyli Silniejszy zjada słabszego”: „Ta chwila, kiedy o 7 rano przychodzą panowie policjanci i aresztują ci kucharza. Albo wieczorem wpadają celem zamknięcia pani, która pod kroplówkami umiera na raka, a stwierdziwszy jednakowoż niemożność wykonania nakazu, usiłują być zgodni z procedurami i nocują w schronisku. Co prawda po paru godzinach wymiękli i pojechali do domu z powodu…psa, który oburzony zajęciem jego kanapy, puszczał bąki i ściągał gościa na podłogę. Kochana Zarka. Pani zmarła krótko po tych wydarzeniach. W hospicjum.
Albo jeszcze: kucharka rzuca kluczami i oddala się w siną dal, bo ma kryzys. Dostajesz telefon w piątek wieczorem: >>Nie mamy nic do jedzenia<< i musisz ruszyć tyłek, jechać kawał drogi i zrobić zakupy dwóm młodzieńcom, klnąc w duchu, dlaczego nie zadzwonili wcześniej, a innej panience kupić elektryczny kaloryfer, bo ogrzewała się suszarką do włosów. (…) Wracasz wieczorem po dniu jazd w sprawach mieszkańców, a tu jedna z pań właśnie postanowiła pobiegać nago po domu. (…)
Nie ośmieszam stróżów prawa, bo robią swoją robotę, lecz stwierdzam, że życie z ubogimi dostarcza atrakcji lepszych niż niejeden kryminał lub thriller psychologiczny.
Nie wszystko może być opisane, lecz ludzkie losy i problemy, cierpienia i rany, choroby i pogmatwania skupione są jak w soczewce pokazując, że życie nie jest czarno białe, a ludzie po prostu dobrzy albo źli. Złych rzeczy dokonują bowiem bez podziału na rasę, wyznanie lub brak, orientację polityczną czy seksualną, czy status społeczny. Dobrych także.
Tylko niektórym uchodzi to płazem, te złe rzeczy. Ludzie odpowiedzialni za wojny, łupienie ubogich i tysiące niegodziwych czynów brylują często na salonach. To prawa tego świata. Chrystus przyniósł inne.
My nie ratujemy całego świata. Nie mamy takich ambicji. Ot, temu dach nad głową, tamtemu pomóc w leczeniu, wykąpać, zmienić pampersa, innemu dać jeść czy trochę kasy na przeżycie do następnej renty albo pracę, jeśli może pracować, kilkuset dzieciakom trochę radości i zabawy, możliwość nauki. Żeby słabsi mogli żyć. Miliony takich gestów płynie po świecie i już jest lepiej.
Świat silnych zaś, mając inne na to spojrzenie, nasyła nam radośnie swoich przedstawicieli w postaci kontroli, które mają czasem przebieg humorystyczny. Śrubki przy desce klozetowej lekko zardzewiałe, o zgrozo! Na pustostanach i w działkowych altankach z pewnością są nowiutkie, nie mówiąc o różnych placówkach typu szpitale czy domy starców. Spoko, już są nowe. Będzie dobrze, chyba nas nie zamkną.
Świata mamy się bać, bo świat ma władzę nad biedakami. Może przyjść ten świat pewnego dnia i powiedzieć- won. Biedacy muszą się dostosować do standardów świata i schylić głowę. Gdyby mogli się dostosować, to by ich u nas nie było. Co z tego, że toalety są w tej chwili czyściutkie. Za chwilę będą ob….ane, bo mamy ludzi z problemami z głową, bez pamięci i rozumu, więc co chwila ktoś biega ze szmatą i sprząta. Ale nasi kochani mieszkańcy są i tak szybsi. O ile w ogóle dotrą do toalety.
I czasem żal mi tych, często młodych ludzi, którzy wepchnięci w systemy różnorakich kontroli, naciskani, żeby >>coś znaleźć<<, a nie pomóc, zaczynają być trybikami w maszynie. Niektórzy zresztą sami to mówią. To głębszy problem – stosunków między państwem, a obywatelami. W wielu dziedzinach.
Oczywiście, że system kontroli jest potrzebny, jak również oczywiste jest, że wielu kontrolujących zachowuje zdrowy rozsądek i potrafi rozróżnić rzeczy ważne od głupot i mają rozeznanie, czym są domy dla ludzi bezdomnych w odróżnieniu od SPA. Ale czasem bywa zabawnie”.
S. Małgorzata Chmielewska jest przełożoną polskiej Wspólnoty „Chleb Życia”, będącej częścią międzynarodowego ruchu założonego przez Pascala Pingault. Studiowała biologię na Uniwersytecie Warszawskim, po ukończeniu studiów jej zainteresowania zwróciły się w stronę wiary. Początkowo myślała o wstąpieniu do zakonu benedyktynek, następnie do małych sióstr Karola de Foucauld. Pracowała jako katechetka z niewidomymi dziećmi w Laskach i w duszpasterstwie niewidomych u ks. Stanisława Hoinki w Warszawie. Organizowała także pomoc dla kobiet z więzienia przy ul. Rakowieckiej. W 1990 wstąpiła do Wspólnoty „Chleb Życia” w Bulowicach koło Kęt, śluby wieczyste złożyła we Francji w 1998 roku. Obecnie prowadzi domy dla osób bezdomnych i chorych, samotnych matek oraz noclegownie dla kobiet i mężczyzn. Ma czworo adoptowanych dzieci. W 2012 r. otrzymała Nagrodę Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera w kategorii inicjatyw duszpasterskich i społecznych współtworzących „polski kształt dialogu Kościoła i świata” – „za cierpliwą i pełną niespożytej inwencji pracę na rzecz bezdomnych i wykluczonych”.
Blog s. Małgorzaty Chmielewskiej można śledzić tutaj.
Tu także znajdują się informacje, jak wesprzeć działania Wspólnoty „Chleb Życia”.
Autorem zdjęcia jest Adam Walanus.