„Krzysztof wprowadził mnie w świat, do którego sam nigdy bym nie wszedł – w świat europejskich umysłów najwyższej próby”. W siódmą rocznicę śmierci Krzysztofa Michalskiego przypominamy to, co o mówił o nim ks. Józef Tischner.

 

Obaj na początku lat 80. ubiegłego wieku założyli wspólnie Instytut Nauk o Człowieku w Wiedniu – jedną z najważniejszych instytucji intelektualnych nie tylko Europy, ale świata. Poznali się dekadę wcześniej, w Krakowie, gdzie Tischner zaczynał właśnie czytać Heideggera, a Michalski poszukiwał w Polsce ludzi, którzy by się Heideggerem interesowali. Przyjaźń, która w ten sposób się narodziła, przetrwała całe lata. Wiele wspólnie zrobili – zarówno dla życia intelektualnego w Polsce, jak i dla obiegu myśli na świecie. To z ich inicjatywy co dwa lata w Castel Gandolfo papież Jan Paweł II spotykał się ze światową czołówką intelektualistów na organizowanych przez Instytut Nauk o Człowieku kolokwiach. W 1991 r. Tischner i Michalski nagrali rozmowy z papieżem, mając nadzieję, że powstanie wspólna książka (ostatecznie po licznych przeredagowaniach i zmianach książka została opublikowana już po śmierci Tischnera). Udało się im doprowadzić do spotkania Wschodu i Zachodu w ramach licznych spotkań, debat i programów, które są kontynuowane do dziś dnia.

Poniżej publikujemy fragment rozmowy „Między Panem a Plebanem” (w której oprócz Tischnera udział wzięli Adam Michnik i Jacek Żakowski). W rozmowie tej znalazł się obszerny fragment poświęcony przyjaźni Tischnera i Michalskiego. Dziś, w związku z kolejną rocznicą śmierci Krzysztofa Michalskiego, chcemy przypomnieć te słowa.

__________________

Kiedy napisałem pierwszy tekst o Husserlu, pojawił się u mnie Krzysztof Michalski, który uważał, że jest to rzecz interesująca. Przyjechał którejś niedzieli. Akurat miałem mszę dla przedszkolaków. Zobaczył mnie pomiędzy dziećmi, prowadzącego z nimi jakieś niezwykle głębokie rozmowy. Opowiadałem o powstaniu świata, o tym, jak to Pan Bóg potworzył wszystkie stworzenia. Na koniec spytałem, które ze stworzeń najbardziej się Panu Bogu udało. A jedna dziewczynka podchodzi do mikrofonu i mówi: „To chyba ja”.

Krzysio się mimo wszystko nie zraził i tak zaczęła się nasza rozmowa, a potem przyjaźń. Krzysztof ma zupełnie inną naturę niż ja. Jest rasowym filozofem, chociaż pisze stosunkowo niewiele. Twierdzi, że jest nieśmiały, ale mimo tej nieśmiałości zawsze potrafił trafiać do ludzi, którzy go interesują. Jeździł do Pragi, żeby porozmawiać z Janem Patočką, do Heidelbergu, żeby gadać z Gadamerem… Ja tak nie umiem. Jestem trochę chłopak ze wsi, który nie ma talentu do spotykania profesorów uniwersytetu. Świat książek znałem nieźle, ale świat ludzi był mi obcy. Dwadzieścia parę lat temu nie znałem nawet polskich filozofów poza kilkoma osobami z Krakowa.

Krzysztof stał się jednym z moich najbliższych przyjaciół i mam wobec niego ogromny dług wdzięczności, bo wprowadził mnie w świat, do którego nigdy bym nie wszedł – w świat europejskich umysłów najwyższej próby – w świat Gadamera, Ricoeura, Weizsäckera. Znałem ich książki, ale bez Krzysztofa ich samych nie poznałbym nigdy.

Są dwa sposoby rozwijania filozofii. Jeden, który ja uprawiam, to pisanie tekstów i książek. A drugi, to tworzenie instytucji, które działając w świecie wyznaczają bieg myśli. Powstawanie średniowiecznych czy renesansowych uniwersytetów wyznaczyło kiedyś bieg myśli europejskiej. Tak samo dziś organizowanie sympozjów, tworzenie instytutów, proponujących płaszczyznę badań, spotkań, debat, wytycza kierunek myśli współczesnej.

Podziwu godne było to, że Krzysztof chciał się dzielić swoimi kontaktami nie tylko ze mną, ale i z polskimi studentami. Potrafił ściągać do Polski Weizsäckera czy Gadamera, albo za zachodnie pieniądze zapraszać polskich studentów do Dubrownika, żeby tam mogli spotkać elitę europejskiej filozofii. Ale tego mu było mało. Kiedyś, spacerując w czasie zorganizowanego przez Krzysztofa sympozjum w Dubrowniku, od słowa do słowa wpadliśmy na pomysł stworzenia stałej bazy dla tych działań, które on od jakiegoś czasu prowadził. Tak powstała myśl powołania w Wiedniu Instytutu Nauk o Człowieku – prawdziwie pluralistycznej instytucji intelektualnej, nastawionej na kształcenie ludzi, organizowanie spotkań, sympozjów, przekraczanie granic nie tylko intelektualnych, ale i państwowych.

Spodziewana wizyta Papieża w Austrii przyczyniła się do tego, że władze Wiednia chętnie przystały na ufundowanie Instytutu. Międzynarodowe kontakty Krzysztofa sprawiły, że koszty naszych badań czy sympozjów zgodziły się pokrywać wielkie fundacje naukowe i że możemy współpracować z największymi umysłami Europy. Z kolei otwartość Wojtyły i jego zainteresowanie budowaniem intelektualnych pomostów pozwoliły na organizowanie przez Instytut zasadniczych debat w Castel Gandolfo pod auspicjami Papieża.

Chociaż nieraz kląłem w żywy kamień ten moment, kiedy zgodziłem się iść na spacer w Dubrowniku, Instytut stał się istotnym elementem mojego życia. Przez pierwsze lata musieliśmy mocno lawirować, bo z jednej strony oczywiście chcieliśmy utrzymać niezależność Instytutu od polskich władz, a z drugiej – studenci, których zapraszaliśmy do Wiednia, musieli od tych władz dostawać paszporty. Trzeba było prowadzić taką politykę, żeby tych, którzy dawali paszporty, nie drażnić. Pierwsza nasza konferencja poświęcona była muzyce Karola Szymanowskiego. Następna dotyczyła hermeneutyki symbolu. Jednak zasięg naszego działania był na tyle duży, żeby zaniepokoić władze. Po stanie wojennym zaczęto mnie wzywać na rozmowy i nie wiadomo, jak by się sprawy potoczyły, gdyby nie to, że za Instytutem w jakimś sensie stał Papież, z którym jednak musiano się liczyć. (…)

Ale dla mnie spotkanie z Krzysztofem było bardzo ważne nie tylko ze względu na Instytut. To on w dużej mierze pchnął mnie w stronę hermeneutyki. Dużo rzeczy mi oświetlił. Kiedy pierwszy raz odwiedził mnie w Krakowie, właśnie zacząłem czytać Heideggera. Nie obchodziło mnie Heideggerowskie doświadczenie polityczne. Obchodził mnie tekst. Był fascynujący, bo z niego przecież wyłonił się egzystencjalizm. Miałem wrażenie, że siedzę na jakimś niezwykle ważnym skrzyżowaniu dróg.

Lektura była strasznie ciężka. Studia trwały bardzo długo. Czytałem teksty Heideggera chyba ze dwa lata. I zawsze czytałem je z sympatią dla autora. Mój spór z Krzysiem dotyczył „ja” transcendentalnego. Tego, czy ono może się wzbić ponad samego siebie, niejako ponad historię i rzucić swe światło na wszystkie możliwe ciemności naszego Bożego świata. Ja uważałem, że może. A Krzysztof uważał, że człowiek zawsze jest ofiarą tych heideggerowskich prześwitów, które nie wiadomo skąd pochodzą i nagle gasną, a ty idziesz tak, jak ci one oświetlą drogę.

Ten spór mamy nie rozwiązany do dziś.

 

Wznowioną niedawno przez Agorę książkę „Między Panem a Plebanem” można zamówić tutaj. Autorem zdjęcia jest Adam Walanus.