„Ateizm i apateizm”, „Czy Bóg rzeczywiście umarł?”, „Wiara jako osobista odpowiedzialność”, „Rany w sercu wiary” – już same tytuły kilku rozdziałów mogą zachęcić do lektury najnowszej książki ks. Tomáša Halíka. „Różnorodność pojednana” to tom rozmów, które z wybitnym czeskim myślicielem, publicystą i duszpasterzem przeprowadził o. Tomasz Dostatni.
Książka, której czeska premiera miała miejsce dwa lata temu, ukazała się właśnie po polsku – w Wydawnictwie Znak w przekładzie Andrzeja Babuchowskiego. Można ją zamówić tutaj. [http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,3742,Roznorodnosc-pojednana-Rozmowy] Publikujemy fragment pierwszego rozdziału, zatytułowanego „Pustynia i pojednanie”, i zachęcamy do lektury całości.
O. Tomasz Dostatni OP: Nieodłącznym elementem twojego życia w ostatnich kilkunastu latach są okresy samotności i pobytu w pustelni.
Ks. Tomáš Halík: Nigdy nie spędziłem co prawda w pustelni całego roku bez przerwy, jednak ostatnio już po raz dwunasty przebywałem ponad miesiąc w całkowitym odosobnieniu w leśnej pustelni, w pobliżu pewnego klasztoru kontemplacyjnego w Nadrenii. W ciągu tych
dwunastu lat ukończyłem zatem swego rodzaju nowicjat, jakim jest starość, nie wiem jednak, czy uznają mi to tam, „na górze”.
Im jestem starszy, tym większą mam potrzebę ciszy i samotności. Po pełnych napięcia miesiącach roku akademickiego, gdy jeden obowiązek goni drugi, doczołguję się do tych dni samotności jak człowiek umierający z pragnienia do zbawiennej oazy. Przez cały rok cieszę się na ten czas, nie mogę się go doczekać i zawsze z ciężkim sercem rozstaję się z tym szczęśliwym okresem roku. W tej pustelni powstały bądź co bądź wszystkie moje książki z ostatnich lat. Nie potrafiłbym ich napisać w innym miejscu i czasie. Pisaniu w samotni sprzyja regularny rytm modlitwy i medytacji, na którą zazwyczaj w ciągu roku nie znajduję niestety dość wytrwałości i zdecydowania, również tam właśnie medytacja i pisanie stapiają się z sobą, a pisanie staje się formą modlitwy. Za ważnymi słowami zawsze stoją milczenie, modlitwa i medytacja. Ileż jest wokół nas płytkich słów, które zbyt łatwo spływają z warg i nie mają żadnej wagi, są jałowe, ponieważ nie wyrosły z głębi ciszy i kontemplacji –
a mam tu na myśli także wytarte frazesy i nabożne klisze w środowisku Kościoła.
O. Tomasz Dostatni OP: Czas odosobnienia i życia w pustelni już od zarania chrześcijaństwa był ważnym doświadczeniem prowadzącym do duchowego wzrostu. Czy możesz zdradzić coś z tego, czego w tej samotności dowiedziałeś się sam o sobie?
Ks. Tomáš Halík: W trakcie pisania książek stwierdziłem między innymi, że chyba nie jestem – i nawet nie chcę być – teologiem akademickim, lecz raczej teofilem. Teofil od teologa, zwłaszcza tego, który uprawia systematyczną „naukę o Bogu”, różni się tak jak filozof od sofisty: teofil wie, że o Bogu raczej nic nie wie, a mimo to szczerze Go kocha.
Teofil nie umie pisać uczonych traktatów o Bogu jako takim i dlatego świadomie daje raczej świadectwo o swojej drodze życiowej i wierze. Może pisać o sobie, ponieważ przez te wszystkie lata, a zwłaszcza przez te tygodnie samotności, dowiedział się o sobie samym więcej, niżby chciał, bo często nie są to rzeczy miłe i przyjemne. A przede wszystkim wie, że nie może o sobie nic wiedzieć ani powiedzieć, nie biorąc przy tym pod uwagę Pana Boga. (…) Teofilowie preferują mówienie o Bogu w kontekście opowieści o własnej przygodzie z wiarą. Zapoczątkował to święty Augustyn swoimi „Wyznaniami”, do tego grona należy Teresa Wielka ze swoją „Księgą życia” i Mała Teresa z „Dziejami duszy”, kardynał John Newman ze swoją „Apologia pro vita sua” i Thomas Merton z „Siedmiopiętrową górą”, żeby przywołać przykłady kilku wielkich. Narratywna, biograficzna wypowiedź o wierze, wiara jako dzianie się, jako droga, Bóg ukryty w wydarzeniu – zawsze przeczuwałem, że tu leży prawda, tu jest ukryty skarb. Tędy może prowadzić droga, skoro oficjalna ścieżka teologii zarosła ostami definicji i dla człowieka niedostatecznie przygotowanego bywa trudna do przebycia.
O. Tomasz Dostatni OP: Nie znaczy to jednak, że teofil musi opisywać swoją drogę jako przykład do naśladowania.
Ks. Tomáš Halík: W swojej książce autobiograficznej [„Radziłem się dróg”] napisałem – choć nie ja wymyśliłem ten bon mot i słyszałem, jak był przypisywany różnym osobom – że „człowiek stale musi być przykładem, a jeśli to niemożliwe, to przynajmniej przykładem odstraszającym”. Jeśli mówi się o świętych, że ich życie często jest „ad admirandum, sed non ad imitandum”, czyli do podziwiania, ale nie do naśladowania, to tym bardziej dotyczy to nas, zwyczajnych grzeszników! Teofil nie opowiada o swoim życiu po to, żeby go podziwiano
i naśladowano, ani po to, by wzbudzić litość. Tytuł tamtej książki pisanej przed pięćdziesiątką zaczerpnąłem z Friedricha Nietzschego, z odpowiedzi Zaratustry udzielonej tym, którzy domagali się od niego „wskazówki”. Chcieli, żeby ukazał im drogę, ale on odpowiedział: „Nie mogę wam ukazać drogi, nawet ja nie pytałem o drogę, radziłem się samych dróg, ja
mogę wam najwyżej ukazać swoją osobistą drogę i dodać: To jest moja droga – pokażcie mi wasze!”.
(…)
O. Tomasz Dostatni OP: Spotykamy się w przeddzień twojej podróży do Warszawy, gdzie Polska Rada Chrześcijan i Żydów w budynku synagogi w centrum byłego getta przyzna ci honorowy tytuł Człowieka Pojednania. (…) Co konkretnie dla ciebie oznacza słowo „pojednanie”?
Ks. Tomáš Halík: „Pojednanie” to po czesku „smíření”. Pobrzmiewa w nim „mír”, czyli pokój, porozumienie, umowa, tak jak w łacińskim „reconciliatio” – jakaś wspólna narada. Dla mnie ważne jest to, że pojednanie nie oznacza ujednolicenia, nie prowadzi do szarej uniformizacji. Pojednanie zawiera raczej szacunek dla różnorodności. Samo pojęcie wskazuje nie tylko na to, że istnieją różne stanowiska, ale i na to, że wcześniej były rozmaite konflikty, napięcia i nieporozumienia, czasami sprawy bolesne, brzemię jakiejś winy, że coś trzeba było
naprawić i uzdrowić. Pojednanie często oznacza także przebaczenie, pokutę, autorefleksję, samokrytycyzm i zdolność do zrozumienia drugiego właśnie w jego odmienności. Tak, pojednanie oznacza szacunek dla inności drugiego.
To jest motyw, o którym sporo pisał żydowski filozof Emmanuel Lévinas, jeden z ulubionych myślicieli Jana Pawła II. Filozof ten podkreślał, że dla współżycia ludzi i kultur – a można to także odnieść do współżycia żydów i chrześcijan – ważne jest, by nie starać się przerabiać „innych” na „nasze”, na „identyczne”, lecz przeciwnie, szanować drugiego właśnie w jego inności, szanować „eksterytorialność” drugiego, jego prawo do odmienności, do suwerennego terytorium jego niepowtarzalności. Szacunek dla odmienności nie powinien jednak prowadzić do ugrzecznionego, w istocie zaś obojętnego dystansu, lecz do przyjęcia odpowiedzialności za drugą osobę. Do każdego z nas jest skierowane pytanie Pana: Gdzie jest twój brat? I gdybyśmy odpowiedzieli, że przecież nie jesteśmy „stróżami swoich braci”, zasługiwalibyśmy na noszenie piętna Kaina.
O. Tomasz Dostatni OP: Podobne myślenie ma jednak także swoje polityczne konsekwencje
i odgrywa ważną rolę we współżyciu odmiennych kultur.
Ks. Tomáš Halík: Stale podkreślam, że najważniejszym zadaniem naszych czasów,
naszego dzisiejszego społeczeństwa, pluralistycznego pod względem narodowościowym, politycznym, kulturalnym, religijnym, jest przyjęcie, uznanie i zrozumienie odmienności drugiego nie tylko jako potencjalnego źródła zagrożenia, ale także przede wszystkim jako
potencjalnego źródła własnego wzbogacenia, dopełnienia – a to zakłada także konieczność
naszego spokornienia, pogłębienia, zmądrzenia. Do tego jednak prowadzi długa droga, bo oczywiście inność niesie z sobą także ryzyko niezrozumienia, napięcia i konfliktów. Zrozumienie inności drugiego jako szansy wzbogacenia zakłada zrzeczenie się apriorycznego roszczenia do uniwersalnej prawomocności naszego własnego widzenia świata. Oznacza to
zrzeczenie się triumfalizmu, czyli wyobrażenia, że to ja jestem posiadaczem całej prawdy. Należy sobie uświadomić i uznać swoją skończoność, ograniczoność oraz to, że każdy patrzy na świat z odmiennej perspektywy. Zrozumieć zatem, że jest rzeczą naturalną, iż o wielu sprawach wypowiadamy się w różny sposób, ponieważ wynika to z tego, że każdy z nas stoi na innym miejscu, ma za sobą inną tradycję, że w sposób oczywisty nawiązujemy do wielu rzeczy, które innym są nieznane, a więc często dla nich niezrozumiałe.