„Kiedy zdmuchujesz świeczki na torcie, każą ci pomyśleć życzenie. Pomyśleć, wypowiedzieć w duchu – ale, broń Boże, nie na głos. Jeśli powiesz je na głos, zapewne się nie spełni”. Tak rozpoczyna się jeden z rozdziałów książki Wojciecha Bonowicza zatytułowanej „Sto lat. Książka życzeń”.

 

Bogato ilustrowany zbiór miniesejów ukazał się nakładem Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie. Jego tematem są życzenia – cała sfera zjawisk, zwyczajów i przedmiotów, które obejmujemy tym słowem. Wojciech Bonowicz opowiada m.in. o kartkach świątecznych, szkolnych pamiętnikach, modlitwie, przesądach związanych z życzeniami, a także o „złych życzeniach”, czyli klątwach. Na kartach książki znalazły się anegdoty z życia autora, ale też znanych postaci, takich jak choćby ks. Józef Tischner. Autorką opracowania graficznego jest Agata Biskup. Poniżej publikujemy fragment rozdziału zatytułowanego „Słowo”.

 

Kiedy zdmuchujesz świeczki na torcie, każą ci pomyśleć życzenie. Pomyśleć, wypowiedzieć w duchu – ale, broń Boże, nie na głos. Jeśli powiesz je na głos, zapewne się nie spełni. Podobnie ze spadającą gwiazdą. Może jedynie zakochani mogą powiedzieć jedno drugiemu, o czym pomyśleli, kiedy patrzyli w niebo. Jeśli ktoś życzy ci powodzenia przed podróżą albo egzaminem, nie dziękuj. Podziękujesz, to życzenie się odwróci.

Nie mówić, żeby nie zapeszyć. Jakby jakieś zło tylko czekało, żeby porwać nasze słowa i sprawić, by nie odniosły pożądanego skutku. Któregoś lata żona obcinała mi włosy na podwórku koło domu swoich krewnych. Ciotka wybiegła z krzykiem: „Co robisz?! Chcesz, żeby go głowa bolała?!”. Bo włosy rzucone na wiatr mogą trafić w różne ręce, także złe, nieżyczliwe. Czyżby ze słowami było podobnie?

Nie należy na głos wyzywać losu. Już u Ezopa znaleźć można przypowiastkę o starym wieśniaku, który „narąbawszy drew w górskim lesie, szedł, dźwigając na plecach to brzemię. Droga była długa, okropnie się umęczył, wreszcie cisnął ciężar na ziemię i w goryczy przyzywał śmierci. Zaraz stanął przy nim Tanatos, pyta, czego od niego chce. >>Niczego – wyjąkał strzec – jeno byś mi to brzemię zarzucił na plecy<<” (podaję w tłumaczeniu Zygmunta Kubiaka).

A co, jeśli to nie złe niweczy nasze zamiary? Jest przecież powiedziane: „Chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz mu o swoich planach”. A także: „Człowiek myśli, Pan Bóg kryśli”. Niektórzy artyści, zapytani, nad czym teraz pracują, kręcą nerwowo młynka palcami: „Wolałbym o tym nie mówić”. Sam nierozważnie ogłaszałem różne rzeczy w wywiadach, a potem nie udawało mi się z nich wywiązać. Pragnienia i plany lepiej zachować dla siebie, inaczej coś na pewno je pokrzyżuje. Słowo bywa zbyt słabe, by pokonać opór wielkich, a nawet małych sił. (…)

Filozofowie uczą, że najlepszą drogą do osiągnięcia szczęścia jest – nie szukać go. „Szczęście zjawia się bez uprzedzenia, gdy o nim nie myślimy”, pisał jeden z nich. Ale obawa, by mówiąc głośno o swoich pragnieniach, nie zapeszyć, ma też swoją drugą stronę. To wiara, że słowo wypowiedziane na głos, przy świadkach, ustanawia nową rzeczywistość. Dać słowo to zobowiązać się absolutnie; taki sens mają wszelkie ślubowania, przysięgi, publicznie ogłaszane postanowienia. W świecie, w którym wszystko wydaje się niestałe – politycy z łatwością wycofują się z wyborczych obietnic, publicyści z dnia na dzień zmieniają poglądy, coraz więcej osób (przynajmniej w naszym kręgu kulturowym) przyznaje, że podejmowanie decyzji na całe życie jest dla nich frustrujące – takie mocne deklaracje bywają czymś niezrozumiałym, ale też podziwianym.

Kiedyś świat żył wyłącznie takim słowem – mówionym. Piszący to była uprzywilejowana mniejszość. Większość zaciągała zobowiązania nie na papierze, lecz kładąc rękę na sercu, przyklepując dłoń kontrahenta albo przepijając kieliszkiem wódki. Ważne decyzje trzeba było ogłosić; to, co utajnione, skrywane, wyszeptane, było z natury podejrzane. Nawiasem mówiąc, tym, którzy szepcą w towarzystwie, wciąż zwraca się uwagę, że tak nie wypada.

 

Tom „Sto lat. Książka życzeń” – w języku polskim i angielskim – można obejrzeć i zamówić tutaj.