Kiedy umiera filozof tej rangi co Leszek Kołakowski, nie warto spieszyć się z podsumowaniami. Lepiej odczekać chwilę, by wzmocnione żalem sympatie i osłabione żalem antypatie nie przysłoniły nam obrazu człowieka i jego dzieła” – pisze Michał Bardel, zapraszając do lektury najnowszego „Znaku” (nr 2/2010). „Był Leszek Kołakowski ponad wszelką wątpliwość jednym z mężów polskiej filozofii XX wieku, rozpoznawanym także w szerokim świecie, w który rzuciła go historia. Dla wielu z nas jego życie, przełamane tak jak przełamana była ta epoka, stało się świadectwem wierności sobie, dowodem na to, że można uczyć się na własnych błędach. Czy w tej szczerości tkwi fenomen Leszka Kołakowskiego, poczytność jego książek? Siła przyciągania, z jaką gromadził w największych audytoriach nieprzebrane tłumy wielbicieli? Czy może źródeł jego popularności szukać należy w samym myśleniu?’.
W numerze zestaw testów naprawdę imponujący. Blok poświęcony Kołakowskiemu otwiera wspomnienie wybitnego filozofa Charlesa Taylora. „Większość współczesnych dzieł naukowych i intelektualnych”, pisze Taylor, „usiłuje zredukować poczucie zakłopotania, a nawet tajemniczości, które naiwnie żywimy, zastanawiając się nad ewolucją życia ludzkiego, rozwojem ludzkiego rozumu i historią ludzkiej myśli. Tubalne głosy perorują z niezachwianą pewnością na temat tych kwestii – w imię nauki, Objawienia lub pewnych a priori przyjętych zasad moralnych. W zgiełku tych pokrzykiwań czasem trudno dosłyszeć głos, który wskazuje, jak mało wciąż z tego pojmujemy i w jak znacznym stopniu wielkie kwestie pozostają nadal nie tylko nierozstrzygnięte, ale i głęboko zagadkowe. O tym właśnie Leszek Kołakowski nie przestawał przypominać, czasem półżartem, lecz zawsze z pełną klarownością”.
Esej Pawła Śpiewaka „Kapłan i Leszek Kołakowski” i dyskusja zatytułowana „>>Zgroza nagłych cisz<<. Trudne dziedzictwo Filozofa” – z udziałem ojca Jana Andrzeja Kłoczowskiego, Pawła Kłoczowskiego, Jarosława Kuisza i Karola Tarnowskiego – mówią głównie o polskiej recepcji myśli autora „Głównych nurtów marksizmu” i obawach o los jego dziedzictwa. Jak przestroga brzmią zwłaszcza słowa Jarosława Kuisza: „On wprost mówił, że nie stworzył żadnej doktryny i nie ma żadnych uczniów. Obawiam się zatem, że w młodym pokoleniu dominującą reakcją na dzieło Kołakowskiego będzie po prostu cisza”.
Z kolei eseje Rogera Kimballa („Leszek Kołakowski i anatomia totalitaryzmu”) oraz George’a Gömöriego („O Leszku Kołakowskim obiektywnie i subiektywnie”) wskazują na wagę jego dzieła dla filozofii Zachodu i Wschodu oraz pokazują drogę, jaką jego myśl pokonywała poza granicami Polski. Gömöri, który od lat sześćdziesiątych tłumaczył pisma Kołakowskiego na węgierski, pisze m.in., że eseje Kołakowskiego o kulturze pozwoliły mu „odeprzeć kuszące, ale jednostronne zachodnie teorie, które oferowały wyjaśnienie wszelkich fenomenów kulturowych – bądź to z pozycji językoznawczych, bądź strukturalistycznych czy psychoanalitycznych”.
Blok zamyka esej Marcina Polaka o „trzech wcieleniach filozofa”: kapłanie, błaźnie i wojowniku. Każda z tych figur, twierdzi autor, mówi nam coś o istocie filozofowania. Analizując, w jaki sposób poszczególne figury obecne były w postawie Kołakowskiego, Polak szuka więc odpowiedzi na pytanie zasadnicze: czym jest filozofowanie?
W numerze godne polecenia są też: rozmowa z filozofem Peterem McCormickiem o filozofii w ogóle, m. in. o tym, co jest jej głównym wyzwaniem, a także dlaczego może być niebezpieczna, oraz eseje Krzysztofa Dorosza o Janie Kalwinie i Piotra Augustyniaka o przezwyciężaniu metafizyki inspirowanym myślą Mistrza Eckharta.