„Czy nasza ojczyzna ma być zbawiana przez spełnianie obowiązków, czy kaprysów? Gdzie jest granica między obowiązkiem, zakorzenionym w ludzkim sumieniu, a kaprysem, nigdzie nie zakorzenionym?”, pytał – przeszło 30 lat temu! – ks. Józef Tischner. W przeddzień kolejnego Święta Niepodległości przypominamy jego refleksję wokół słów Norwida, że ojczyzna to „wielki-zbiorowy-Obowiązek”.
Chrześcijaństwo nigdy nie wierzyło w zbawczą rolę systemów społecznych, ustrojów politycznych, struktur pracy lub takich czy innych systemów komunikacji. Chrześcijaństwo wierzyło w człowieka. Śledziło z dystansu walki władców tego świata o panowanie. Z rezerwą traktowało obietnicę uszczęśliwiania człowieka przyrzekane przez rozmaite ideologie. Nie były dla chrześcijaństwa zaskoczeniem klęski reformatorów i wybawicieli tego świata, załamania nadziei, porażki pięknych zrywów społecznych. Jeżeli taki czy inny ruch odnowy społecznej doznał klęski, znaczyło to jedynie, że trafił na niedojrzałych i nieprzygotowanych ludzi. Chrześcijaństwo zawsze nauczało, że wszelka rewolucja albo jest rewolucją etyczną, albo nie jest w ogóle żadną rewolucją. A rewolucja etyczna to ta, która dokonuje się w sumieniu człowieka. Zmiana systemów, struktur i układów bez jednoczesnej zmiany w człowieku oznacza jedynie zmianę pozorną.
Historia zawiera więcej mądrości, niż się niejednemu wydaje. Historia w swym rozwoju nie lubi niespodziewanych przeskoków z jednego poziomu na drugi, bo ludzie i czasy dojrzewają powoli i stopniowo. Dlatego chrześcijaństwo nieustannie powtarza: trzeba zatroszczyć się o człowieka. Chrześcijaństwo wierzy w człowieka, traktując struktury z przymrużeniem oka.
A tymczasem obserwujemy dziś, jak wielu ludzi usiłuje odbudowywać lub tworzyć nowe struktury, ażeby dopiero w dobrej strukturze stworzyć miejsce dla ludzi, którzy dzięki niej staną się lepsi. Chrześcijaństwo zawsze stwierdzało, że struktura zależy od człowieka, a nie człowiek od struktury. Ludzie, jeżeli zechcą, zawsze znajdą w sobie dość siły, aby wznieść się ponad strukturę. Można być świętym zarówno podczas pokoju, jak i w czas wojny, na wolności i w więzieniu, w kraju szczęśliwym i w obozie koncentracyjnym. Chrześcijaństwo wierzy w człowieka. Dla chrześcijaństwa prawdziwe znaczenie ma jego świętość.
Powstaje pytanie: co w człowieku stanowi ową zasadniczą moc, którą kształtuje on dziejowe jutro? Co jest tą siłą rozstrzygającą już dziś o tym, co będzie jutro? Chrześcijaństwo nieustannie odpowiada: siłą tą jest nowe zobowiązanie moralne, nowe poczucie obowiązku. Chrystus, z prostego rybaka czyniąc Piotra apostołem, powiedział: „Odtąd już ludzi łowić będziesz”. Ojczyzna jest to, wedle słów Norwida, „wielki-zbiorowy-Obowiązek”. Piękne polskie słowo „obowiązek”. W jego brzemieniu słychać ogromne bogactwo różnorakich związków, powiązań i więzi. Obowiązek jest dla człowieka wiążący. Zobowiązany ma się wywiązać ze swego obowiązku. Jest nim związany. Obowiązek to podstawowa więź człowieka z tym, co, jest, z teraźniejszością. Podstawowa więź człowieka to ta, która go wiąże z głosem Boga rozbrzmiewającym w ludzkiej duszy: to więź człowieka z jego sumieniem.
Historia to – w przekonaniu chrześcijaństwa – przede wszystkim historia ludzkich obowiązków. A historia ludzkich obowiązków to historia ludzkich sumień. Zaś historia ludzkich sumień to historia objawiania się Boga w dziejach.
„Bóg nie ma względu na osobę, ale w każdym narodzie miły Mu jest ten, który się Go lęka i postępuje sprawiedliwie”. Poprzez te słowa chrześcijanie mogli odkrywać sens dziejów świata. Nie są one rejestrem wojen, klęsk i pożóg, ale historią ludzkich sumień. Poprzez te słowa chrześcijaństwo przerzuciło most między przeszłością a przyszłością, znajdując więź zarówno ze starożytną myślą grecką, jak i z tymi wszystkimi, którzy dziś mają sumienie, chociaż, być może, są z dala od chrześcijaństwa. Poczucie obowiązku nie jest dziełem chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo jedynie pogłębiło i wyjaśniło istotny sens tego zobowiązania moralnego.
Piękny obraz ludzkiego poczucia obowiązku i sumienia znajdujemy w znakomitym dziele Platona Obrona Sokratesa. Oto Sokrates stoi przed sądem i mimo grożącej mu kary śmierci trwa przy głosie swojego sumienia i poczucia obowiązku, które nakazywało mu nauczać obywateli Aten szlachetnego życia. Warto posłuchać słów Sokratesa. Są one źródłem, z którego – nie wiedząc nawet o tym – wszyscyśmy wzięli, z którego płynie nasza świadomość moralna. Kiedyś na takich tekstach Polacy wychowywali swoje dzieci. Ten i wiele podobnych mu tekstów należy nieustannie przypominać, bo im większa jest nędza rzeczywistości, w której przychodzi nam żyć, tym piękniejszy i lepszy musi być pokarm, jakim człowiek karmi swojego ducha. Gdy nędza świata wydaje się wielka, pokarm dla ducha też musi być wielki.
Oto słowa Sokratesa: „ja was, obywatele, kocham całym sercem, ale posłucham Boga raczej aniżeli was i póki mi tchu starczy, póki sił, bezwarunkowo nie przestanę filozofować i was pobudzać, i pokazywać drogę każdemu, kogo tylko spotkam, mówiąc, jak to zwykle, że ty, mężu zacny, obywatelem będąc Aten, miasta tak wielkiego i tak sławnego z mądrości i siły, nie wstydzisz się dbać i troszczyć o pieniądze, abyś ich miał jak najwięcej, a o sławę, o cześć, o rozum i prawdę, i o duszę, żeby była jak najlepsza ty nic dbasz i troszczysz się o to? (…) Tak rozkazuje Bóg, dobrze sobie to pamiętajcie, a mnie się zdaje, że wy w ogóle nie macie w państwie nic cenniejszego niż ta moja służba Boża”.
W kulturze chrześcijańskiej Sokrates stał się znakiem tego, jak wkraczać w historię i istnieć w niej poprzez swoje sumienie i poczucie obowiązku, poprzez służbę Bożą. Służba taka, jaką kiedyś pełnił Sokrates, jest pracą około nadziei. Służba taka nie jest dodawaniem marzeń do już istniejących marzeń o przyszłości, ale jest trudzeniem się nad teraźniejszością z myślą o jutrze i dla jutra. Prawdziwą wartością jest dzielność obywateli. Prawdziwą wartością jest obywatelskie sumienie i płynące z niego poczucie obowiązku. Istotne jest to, co człowiek może osiągnąć. Istotna jest prawda, która wyzwala.
Na tle wielkiej historii ludzkich sumień, którą zdołaliśmy zaledwie kilkoma kreskami naszkicować, rodzi się ważne dla nas pytanie: czy można wchodzić w rzeczywistość, nie mając żadnego poczucia obowiązku? Norwid mówił: „Ojczyzna to wielki-zbiorowy-Obowiązek”. Czy ojczyznę naszą mogą budować ludzie, których poczucie obowiązku uległo gruntownemu zniekształceniu? Albo: czy mogą podejmować odpowiedzialność za ojczyznę tacy ludzie, którzy w chorobliwy sposób pozostają w konflikcie ze swoimi obowiązkami? Czy nasza ojczyzna ma być zbawiana przez spełnianie obowiązków, czy kaprysów? Gdzie jest granica między obowiązkiem, zakorzenionym w ludzkim sumieniu, a kaprysem, nigdzie nie zakorzenionym?
Powyższy fragment pochodzi z konferencji rekolekcyjnej wygłoszonej 5 kwietnia 1982 roku w kościele oo. Dominikanów w Krakowie. Cała konferencję można znaleźć w tomie rekolekcji ks. Tischnera „Nadzieja czeka na słowo” (Kraków 2011).