„Na ogół nie lubimy granic, bo ograniczają naszą wolność. Ale lubimy je, gdy chronią nas od inwazji innych”, pisze ks. Michał Heller w eseju „Granice, które przebiegają wewnątrz”. „Jednak najbardziej niebezpieczne są granice, o których w ogóle się nie myśli, o których nawet się nie wie, że istnieją”. Esej stanowi jeden z rozdziałów jego najnowszej książki – nowego, poszerzonego wydania „Podróży z filozofią w tle”.
Na ogół nie lubimy granic, bo ograniczają naszą wolność. Ale lubimy je, gdy chronią nas od inwazji innych. I wcale nie chodzi o polityczne lub ekonomiczne zagrożenia. Wystarczy, że ktoś w pociągu lub autobusie zakłóca nam chwilę spokoju natrętną rozmową przez telefon komórkowy. Są różne granice: granice, których jesteśmy aż nazbyt świadomi, na przykład gdy trzeba starać się o wizę, by wjechać do innego państwa, lub granice czasowe, gdy przekroczyliśmy wszelkie dopuszczalne terminy. Są także granice, które kosztują wiele nerwów, na przykład granice wyobraźni, które przerasta czyjaś głupota. Jednak najbardziej niebezpieczne są granice, o których w ogóle się nie myśli, o których nawet się nie wie, że istnieją. Bo mogą pojawić się w polu naszego działania bez uprzedzenia.
Każdy człowiek ma swoje granice; ma je także Wszechświat. Nie są to granice niezależne: człowiek jest częścią Wszechświata, jego elementem, i w naturalny sposób granice Wszechświata są granicami człowieka. Ale granice te niespecjalnie nam dolegają. Nasze istnienie jest tak krótkie w porównaniu z istnieniem Wszechświata, że to, iż Wszechświat miał kiedyś początek i kiedyś sięgnie swego kresu, obchodzi nas z czysto intelektualnej ciekawości. Wszechświat ma jednak również granice, które nie rozciągają się gdzieś w odległych eonach czasu i przestrzeni, lecz przebiegają przez każdą cząstkę elementarną, przez każde włókno jego historii. I one dotyczą nas bezpośrednio.
*
Nie wiemy, jak wyglądała chwila zero, czy w ogóle była. Może czas płynął od minus nieskończoności, a może wyłonienie się czasu poprzedził obszar bezczasowego istnienia. Jakkolwiek było, wiemy, że obecna faza ewolucji Kosmosu rozpoczęła się od supergęstego i supergorącego stanu – Wszechświat wybuchł czasem i przestrzenią, które zaczęły się gwałtownie rozszerzać, ale przede wszystkim wybuchł zawężeniem różnych możliwości. Bo pole wszystkich możliwości jest nieskończone, ale i bezkształtne. Wszystko może się zdarzyć, ale nie wiadomo, co się zdarzy.
Żeby historia Wszechświata zaczęła się dziać, pole możliwości musi zostać mocno zawężone: od wszystkich możliwości do tego, co ma szanse się urzeczywistnić. A ponieważ zawężenie możliwości nazywa się informacją, pewna informacja musiała zostać zakodowana w strukturze tego, co „było na początku”. Informację tę nazywamy warunkami początkowymi. Skąd się one wzięły? Czy zostały odziedziczone po poprzednim cyklu kosmicznej ewolucji? Czy ustaliły się najbardziej prawdopodobne? Tylko co jest miarą prawdopodobieństwa w polu wszystkich możliwości? Tak czy inaczej, ograniczenia nałożone na Wszechświat nazywamy prawami przyrody, a ponieważ to one określają wszystko, co może się zdarzyć we Wszechświecie, granice możliwości są w każdym drgnięciu atomu i każdej tkance naszego istnienia.
*
Pojęcie prawa kojarzy nam się z prawem karnym. Musimy postępować tak, jak każe prawo, lub raczej – nie wolno nam postępować tak, jak prawo zakazuje. Jeżeli zostaniemy przyłapani na gorącym uczynku, będziemy ukarani. Prawa przyrody nie są wszakże jakimś kosmicznym kodeksem, który siłą zmusza materialny świat, by zachowywał się zgodnie z jego nakazami. Prawa przyrody działają w znacznie bardziej subtelny sposób. Nie istnieje różnica między materialnym światem i prawami przyrody. Bez praw przyrody nie ma materialnego świata. To one określają, co jest materialnym światem i jak ma się on zachować. Nie może zachowywać się inaczej, bo jego natura jest określona prawami przyrody.
Ale to nie znaczy, że w warunkach początkowych Wszechświata wszystko było raz na zawsze ustalone. Tak sobie fizycy kiedyś wyobrażali, ale to wyobrażenie okazało się zbyt prostackie. Strategie praw przyrody są wyrafinowane. Na poziomie organizacji Wszechświata ujawnionym przez mechanikę kwantową nie jest tak, że dany stan świata determinuje (jednoznacznie wyznacza) stan po nim następujący, lecz tak, że prawdopodobieństwo urzeczywistnienia się stanu świata determinuje prawdopodobieństwo urzeczywistnienia się następnego stanu. Dzięki temu historia Wszechświata jest znacznie bardziej interesująca: z tych samych warunków początkowych mogą wyewoluować bardzo różne historie. Granice między możliwościami nie są ostre jak granice między zerem i jedynką, lecz rozmyte – ale nie dowolne – jak całe spektrum ułamków pomiędzy zero a jeden.
*
To wszystko działa również w nas. Dzięki temu „poruszamy się i jesteśmy”. Ale wewnątrz nas pojawia się zapętlenie, które nie występuje gdzie indziej we Wszechświecie. Choć nie możemy się wyłamać spod praw przyrody, możemy je rozumieć. W dużym stopniu nam się to udaje. Choć jesteśmy daleko od zrozumienia wszystkiego, zrozumieliśmy już wiele.
Stało się to możliwe dzięki temu, że strategią prób i błędów wypracowaliśmy właściwą metodę. Jak długo usiłowaliśmy sięgnąć do istoty rzeczy jednym rozumiejącym spojrzeniem, znaleźć receptę na rozszyfrowanie zagadki bytu, tak długo wikłaliśmy się w sprzecznościach pomiędzy różnymi systemami i w niekończących się dyskusjach. Ale gdy nauczyliśmy się skromności i ascezy pytań, polegającej na tym, by stawiać tylko takie pytania, na jakie można odpowiedzieć, wykonując pomiar, którego wynik daje się ująć w liczby, postęp natychmiast stał się lawinowy. Związki między liczbami pociągają za sobą kolejne związki między liczbami i odkrywana przez nas struktura Wszechświata staje się strukturą matematyczną.
Nasz umysł, odpowiednio wytrenowany w matematycznej gimnastyce, widzi związki wynikania z niezwykłą jasnością. Sprawia to niekiedy wrażenie, że jedynie matematyczno-empiryczna metoda badania świata daje prawdziwe rozumienie, a wszelkie inne próby rozumienia są tylko nieudolnymi usiłowaniami oswojenia niezrozumiałego. Powstaje pytanie: czy granice metody są granicami Wszechświata? Czy poza granicami matematyczno-empirycznej metody jest już tylko treściowa pustka i bezsens? Wielu ulega pokusie twierdzącej odpowiedzi na te pytania, zapominając, że z chwilą, gdy je stawiamy, wkraczamy na obszar, na którym liczby i eksperymenty są całkowicie bezsilne. Co więcej, ograniczając obszar racjonalności do zakresu matematyczno-empirycznej metody, przypisujemy wartość tylko tej metodzie, a wartości nie da się mierzyć żadnym "pomiarowym prętem". Gdy raz dopuści się wartości do głosu, pozostają one na trwałe w naszym myśleniu o świecie i o nas samych.
*
Granica metody nie jest więc granicą tego, co istnieje. Co więcej, podejrzewamy, że granica metody jest wytyczona raczej możliwościami naszego rozumu niż naturą rzeczy. Obszar racjonalności wyznaczony ograniczeniami „nałożonymi” na Wszechświat przez prawa przyrody, czyli informacją, która stanowi to, co nazywamy materialnym światem, jest obszarem „łatwiejszej racjonalności”. Ten obszar jest bardziej przejrzysty dla naszego rozumu. Natomiast wartości nie są zwykłą informacją, lecz informacją z „wagą”, ale „waga” to coś więcej niż tylko karteczka z oceną „to jest dobre”, a „to jest złe"; waga zawiera zobowiązanie: „to należy czynić, a tego nie”. Nie jest to jedynie kwestią umowy.
Możemy mieć różne zdania na temat tego, co jest dobre, a co złe, ale wszyscy się zgadzamy, że dobro należy czynić, a zła unikać – wszyscy, nawet ci, którzy czynią wręcz przeciwnie. Możemy więc przypuszczać, że ten imperatyw jest także zawarty w strukturze Wszechświata, choć jest dla nas mniej czytelny niż zwykła informacja, którą poprzez naukę odcyfrowujemy ze struktury Kosmosu.
Jesteśmy elementem Kosmosu – elementem w sensie greckiej filozofii: pierwiastkiem, żywiołem, podstawowym składnikiem. Kosmos nas zrodził i Kosmos nosimy w sobie. Granice Kosmosu przebiegają w nas samych.
Książkę ks. Michała Hellera „Podróże z filozofią w tle” można zamówić tutaj.