„Z woli Kościoła (ściślej: mojego zakonu) mam opuścić w marcu fotel redaktora naczelnego >>Tygodnika Powszechnego<<”, pisze w noworocznym numerze pisma ks. Adam Boniecki. „Przejęcie kierownictwa Redakcji przez kolejne pokolenie jest rzeczą naturalną i potrzebną: moim następcą będzie dotychczasowy zastępca, Piotr Mucharski, związany z >>Tygodnikiem<< od ponad 20 lat (…). Na uroczystsze pożegnanie przyjdzie jeszcze czas, zresztą nie będzie to odejście z >>Tygodnika<<, bo z pismem mam zamiar ściśle współpracować”.
O nieuchronnym odejściu ks. Adama z funkcji naczelnego mówiło się nieoficjalnie już od kilku miesięcy. Sprawę niedawno nagłośniły media. Obszerny wywiad na temat jego emerytury ukazał się w świątecznym „Przekroju”. Najnowszy „Tygodnik” – oprócz oświadczenia ks. Bonieckiego – publikuje rozmowę dotychczasowego naczelnego z jego następcą zatytułowaną „Stara miłość nie rdzewieje”.
Obaj rozmówcy wspominają czas spędzony w „Tygodniku”, a szczególnie przełom lat 80. i 90., kiedy Mucharski został przyjęty do pracy w charakterze korektora. „Datę łatwo ustalić, bo to był dzień, w którym Lech Wałęsa miał odbyć rozmowę z Alfredem Miodowiczem przed kamerami polskiej telewizji. Przed południem Krzysztof Kozłowski przyjmował mnie do pracy, która odmieniła całe moje życie, a wieczorem po słynnym >>Dobry wieczór Państwu<< Wałęsy byliśmy już na progu wolnej Polski – szczęścia chodzą parami, jak wiadomo”, wspomina Mucharski.
Przyszły naczelny opowiada też o doświadczeniu Kościoła, jakie dał mu „Tygodnik”.„Było tu kilku księży z darem iście prorockim, a każdy z nich był weń wyposażony na swój niepowtarzalny sposób. Taka trójka: Bardecki, Musiał, Tischner… Wolni ludzie. Myślałem wtedy, że stanowią księżą krajową próbkę reprezentatywną. No i jeszcze ten Boniecki w Watykanie, niedosiężna postać…” „To było pismo, które mogłem spokojnie dać do czytania niewierzącym”, wspomina z kolei ks. Boniecki . „Nie prowadziło prozelityzmu, tylko mówiło: pomyślmy razem nad tym i owym. Zarozumiale twierdzę, że >>Tygodnik<< był jedynym takim pismem w czasie PRL i nadal jest jedynym takim pismem. Katolickim, ale pokazującym te przestrzenie, w których spotykają się ludzie przyzwoici, ludzie dobrej woli. To krzyż dla redaktora naczelnego, jeśli nie chce rezygnować z katolickości – ale jeśli zrezygnowałby, stracilibyśmy rację bytu”.
Ten wątek pojawia się w rozmowie także w aspekcie przyszłości pisma. „Jesteśmy postrzegani jako >>pismo katolików otwartych<<, cokolwiek by to słowo znaczyło, a nie jako pismo czysto polityczne czy kulturalne, poza jakąkolwiek filozofią i światopoglądem”, stwierdza ks. Boniecki. „Nie wszyscy rozumieli to, co robił Turowicz, który zachowując taki charakter >>Tygodnika<<, zapraszał na łamy ludzi, którzy z Kościołem nie mieli wiele wspólnego, ale reprezentowali wartości wspólne też dla Kościoła”.
„Przede wszystkim mam przykre wrażenie, że żyjemy w kraju podzielonym na wrogie plemiona – medialne, polityczne, religijne”, mówi Mucharski. „Jeśli ktoś jest zwolennikiem prawdziwej debaty – sporu, ucierania się oglądów i poglądów, może w dzisiejszej Polsce umrzeć z nudów. Przecież dookoła są niemal wyłącznie – mniej lub bardziej inteligentne – oblężone twierdze. A właściwie grajdoły, bo jak się bez końca mieli własną rację, choćby i najsłuszniejszą, nie poddając jej krytycznemu osądowi, to w końcu zdycha w nas ciekawość świata. Pamiętam takie zdanie Tischnera z początku lat 90., kiedy skonstatował, że najbardziej w polskiej prasie brak mu bezinteresownej pasji poznawczej, za to w nadmiarze występuje pasja potwierdzania własnej >>słuszności<<, i nawet do swojego >>Tygodnika<< miał o to żal. Wtedy wydawało mi się, że to nieco pięknoduchowska uwaga ciekawskiego filozofa. Ale się nie mylił.
Niedawno prowadziłem rozmowę z redaktorami naczelnymi największych polskich mediów i dowiedziałem się od nich, że odbiorców najmniej interesują poglądy odmienne od tych, które wyznacza linia pisma. Czyli po prostu: nie życzą sobie wymiany myśli. (…) Czytałeś kiedyś tekst w naszej prasie, który by rzetelnie streszczał poglądy adwersarza? Przecież to są wyłącznie polemiki z karykaturami cudzych poglądów. (…) Więc marzy mi się miejsce, które zakłada wymianę myśli i nie czuje się oblężone przez ciemne siły. >>Tygodnik<< przecież zawsze czerpał siłę z istnienia na granicy różnych światów. I mam silne poczucie, że tego chcą od nas czytelnicy”.
Całość rozmowy w najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” (1/2011) oraz na stronie www.tygodnik.onet.pl.