23 września Halina Bortnowska, wieloletnia redaktorka „Znaku”, działaczka społeczna i publicystka, kończy 80 lat! W ubiegłym roku ukazały się jej wspomnienia „Wszystko będzie inaczej”. „Kiedy byłam młoda, byłam nastawiona bardziej zadaniowo, teraz przede wszystkim interesuje mnie to, co się odbywa między ludźmi”, mówiła tam tegoroczna Jubilatka. „Zawsze miałam poczucie, że zamknięcie, homogeniczność środowiska, jakaś monokultura, w której się żyje, to jest krzywda”.

Urodziła się 23 września 1931 r. w Toruniu. Szkołę podstawową ukończyła w czasie okupacji w Warszawie. W trakcie powstania warszawskiego została deportowana do niemieckiego obozu pracy. Studiowała filozofię i teologię m.in. na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i na Uniwersytecie w Leuven. Podczas studiów pracowała z dziećmi i dorosłymi jako katechetka. W 1961 rozpoczęła pracę w miesięczniku „Znak”, najpierw jako redaktor, a potem sekretarz redakcji. Tę ostatnią funkcję pełniła do 1983 r. Niezwykle zaangażowana w życie Kościoła, była m.in. popularyzatorką idei Soboru Watykańskiego II i współczesnej teologii. Od 1967 do 1982 r. aktywnie uczestniczyła w pracach Światowej Rady Kościołów. Kiedy po śmierci prymasa Wyszyńskiego, zapytano ks. Tischnera, kto powinien zostać jego następcą, odpowiedział pół-żartem, pół-serio: Halina Bortnowska.
W latach 70. XX wieku współtworzyła ruch hospicyjny w Polsce. Przyczyniła się do powstania pierwszego polskiego hospicjum w Nowej Hucie-Bieńczycach. Przez pięć lat pomagała terminalnie chorym jako wolontariuszka; doświadczenia z tego okresu znalazły się m.in. w publikacji „Sens choroby, sens śmierci, sens życia”, którą zredagowała. Po Sierpniu `80 była doradcą Komisji Robotniczej Hutników w Nowej Hucie, brała udział w I Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” w Gdańsku w 1981 r. Od 13 grudnia 1981 uczestniczyła w kilkudniowym strajku w Kombinacie Metalurgicznym w Nowej Hucie. Przez pewien czas internowana, po zwolnieniu zajęła się organizowaniem pomocy dla internowanych i ich rodzin.
W 1986 została członkiem Komitetu Helsińskiego w Polsce. Angażowała się w działania na rzecz pojednania polsko-niemieckiego (m.in. w Akcję Znaków Pokuty). Po 1989 współtworzyła Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna, później jednak poświęciła się działalności społecznej. Współzałożycielka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, obecnie jest przewodniczącą Rady Fundacji. Współtworzyła też Stowarzyszenie Przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii „Otwarta Rzeczpospolita”. Od 1992 r. jest animatorką Warsztatów Dziennikarskich Młodych „Polis” w Warszawie.
Jako publicystka zajmowała się (w ostatnich latach) m.in. problematyką praw człowieka, wykluczenia, kary śmierci, miejsca religii w życiu publicznym, ekumenizmu, upamiętnienia ofiar ludobójstwa, bioetyki, wychowania. Publikowała głównie na łamach „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „Znak” i „Tygodnika Powszechnego”. W 2005 r. opublikowała książkę „Już – jeszcze nie. Całoroczne rekolekcje z ludźmi Adwentu”, a w 2010 r. tom rozmów i artykułów pt. „Wszystko będzie inaczej”, opracowany przez Jolantę Steciuk. Prowadzi blog „Myślennik” (halinabortnowska.blox.pl). Ostatnio w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” (nr 39/2011) przyznała, że skończyła pisać powieść fantasy i pracuje nad następną.
We wspomnianym wywiadzie – zatytułowanym „Potęga paradoksu”, a przeprowadzonym przez Michała Bardela i Janusza Poniewierskiego – padło też pytanie o jej relacje z ks. Tischnerem. „Znaliśmy co najmniej jedną osobę, która dostrzegła w Pani kandydatkę na prymasa. Dobrą kandydatkę”, mówią redaktorzy. „Tak, Józek Tischner rozpuścił kiedyś taką plotkę”, odpowiada Bortnowska. „Ale on się wygłupiał! Byłam wtedy zła na niego. Człowiek poważnie czegoś chce, a on się wygłupia. Nieco później zresztą, uprzedzona, że będzie głosił kazanie na naszym ślubie, powiedziałam: >>Józek, to jest mój dzień, proszę cię, żadnych dowcipów<<. I on się tak przygotował, że wszyscy w kościele rzewnie płakali”.
„Istniało chyba jakieś głębsze napięcie między Tischnerowską swawolą i powagą Bortnowskiej”, dopytują redaktorzy. „W tym duecie to on jednak bardziej przypominał błazna niż Pani”. „Powiem szczerze: zauważyłam to napięcie dopiero przy lekturze książki >>Między panem a plebanem<<. Tam Józek w nieprzyjemny, w moim odczuciu, sposób poskarżył się na redakcję >>Znaku<<: że z Malewską to jeszcze można było wytrzymać, ale ja byłam okropna. A przecież z drugiej strony sam mi kiedyś dziękował, że nauczyłam go pisać w sposób bardziej zrozumiały. Cóż, szansa wyjaśnienia tej sprawy przepadła. Kiedy pracowałam z nim w redakcji >>Znaku<<, nie miałam wrażenia, że mu uprzykrzam życie, ale że – na wyraźne życzenie Hanny Malewskiej – staram się wpływać na to, aby swą myśl wyrażał w bardziej przystępny sposób. I on tę sztukę opanował”.
„Poza wszystkim jednak jestem ks. Tischnerowi niezwykle wdzięczna”, dodaje Bortnowska, „zwłaszcza za >>Etykę solidarności<< i za to, że wsparł ten związek, trochę przy tym ryzykując i w jakimś stopniu rezygnując z kariery naukowej. To nie było dla niego łatwe”.