„Jezus płakał nad nie-ładem, nie-prawem, nienawidzeniem się ludzi, nad niekochaniem miłości. Nad ślepotą i tępotą zaklinowanych myśli i uczuć”, mówił w homilii podczas Mszy pogrzebowej ks. Józefa Tischnera kard. Franciszek Macharski.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się w niedzielę 2 lipca 2000 r. najpierw w Krakowie, a potem w Łopusznej. Krótką homilię podczas Mszy pogrzebowej w Łopusznej wygłosił kard. Macharski. Zawiera ona liczne aluzje do wypowiedzi i sformułowań ks. Tischnera (np. do często przywoływanego przez niego powiedzenia św. Franciszka o „miłości niemiłowanej”), a także piękną modlitwę bp. Jana Pietraszki. Oto pełna treść homilii:

1. Księże Profesorze – witaj w domu! Jak to dobrze, że chciałeś zostawić nam swoje ciało tutaj, na tej ziemi. Ona Ci była jeszcze bardziej niż inne ludzka i Boska. Tak jest: ludzka i Boska. Od czasu Nazaretu i Betlejem Pan Jezus wszedł i zjednoczył się jakoś z ludźmi. „Do Niego należy czas i wieczność” (z liturgii Wielkiej Soboty). Ale nam nie odbiera tego, co nam dał, bo naszą ojcowiznę uczynił Swoją ojcowizną! Jezus przecież przyszedł z wiecznej „ojcowizny”, od tego Ojca, który tak pokochał świat, że nam dał Swojego Syna, aby ludzkie „dziedziny” doprowadził do ładu. Ład w człowieku żywym to jest chwała i radość Boga. Ład się stąd bierze, że Syna przyjęliśmy, a z Nim zbawienie i zalążek udziału w Boskiej ojcowiźnie, która czeka, żebyśmy do niej przyszli.

2. Nie zawsze jest z nami, którzyśmy w drodze, tak jak ma być. Nie było, tak jak trzeba w Betlejem, ale tam może łzy Jezusa mogły zwyczajnie być łzami dziecka. Ale takie najczystsze łzy, których nikt nie podejrzewa, żeby były płaczem nad sobą, to jest płacz Jezusa, gdy patrzy na Jerozolimę ukochaną przez Boga. Nie było wśród ludzi na świecie wtedy tak jak trzeba… Więc płakał nad nie-ładem, nie-prawem, nienawidzeniem się ludzi, nad niekochaniem miłości. Nad ślepotą i tępotą zaklinowanych myśli i uczuć. One miały sprowadzić klęskę, ruinę, rozproszenie, wygnanie człowieka, obcość wobec siebie samego i ludzi, i Boga.

3. Pan Jezus zostawił nam swój żal, że źli ludzie siebie i Boga marnują. Nie zostawił łez na pamiątkę, ale więcej – Swoje na krzyżu umieranie zostawił nam w Najświętszym Sakramencie, w Eucharystii. W niej jest to, co Boskie, i to, co od ludzi, od nas, co my możemy dać: chleb i wino. To jest nasz znak: Ty, Panie Jezu, dałeś Siebie w znaku umierania, i ja Ci też daję siebie z moją wiarą, w moim znaku, chlebie.

4. Ksiądz Profesor wrócił pomiędzy nas. Wrócił po śmierci, żeby w tej ziemi spocząć – nie cały, bo dusza już u Pana. Wziął wszystko, co najważniejsze, z góralskiej ziemi: życie – i sposób życia. Z tym poszedł w świat: a to było takie bogactwo… Aż się człowiek wstydzi, że sam nie umie rozeznać i uszanować swojego daru, jaki dostał – każdy swojego – i nie umiał nim żyć. Ilu z nas jest jakby znikąd i od nikogo… Ksiądz Profesor wracał na swoje Podhale tyle razy, że właściwie jakby nigdy stąd nie wyszedł. Księdzu Profesorowi stąd było najbliżej i do człowieka, i do Pana Boga.

5. Tę ojcowiznę zabrał ze sobą – w sobie ją zabrał – bo ją pokochał. I dlatego był wierny i ludziom, i Panu Bogu, i Kościołowi. Świętej wiary dochował i wiernej miłości. Tak było dane, że Ksiądz Profesor w tych ostatnich miesiącach i latach doznał, jak mu ludzie odpłacali wierną miłością i troską za jego miłość i uczynność. Nikt bardziej niż jego Rodzina! Wszyscy Wam za to dziękujemy i ja Wam dziękuję, że mogłem choć trochę być razem z Wami w staraniu o naszego brata, Księdza Józefa.
Ksiądz Profesor chciał tu wrócić, wrócić na swoje Podhale. Więc ciało zostanie w tej ziemi. Dusza wróciła do domu Ojca Miłosiernego, który jest w niebie. Myśmy zostali na ziemi i będziemy zdawać egzamin z wierności temu, cośmy otrzymali. Wierność – choć liście opadną, a czas pójdzie dalej. Dzięki Tobie, Księże Profesorze, jest nam bliżej Boga i człowieka.
Nie chciałem przemawiać, chciałem się głośno modlić. Jeśli mi się to nie udało, zakończę prawdziwą modlitwą Sługi Bożego Biskupa Jana Pietraszki, który był śp. Księdzu Józefowi i bratem, i przyjacielem, i mistrzem:
„Czekałem na Ciebie – Chrystusie – według obietnicy Ducha Twego przez długie lata mojego życia – i doczekałem się. Teraz mogę odejść.
Nie patrzę już na świat. To jest dla mnie rozdział skończony. Ludzkie ambicje i pragnienia, nawet te najpiękniejsze i najszczytniejsze, należą już do mojej przeszłości. Ale dziękuję Ci za nią i za to, że była ona drogą, która mnie doprowadziła do tego spotkania.
Stoję na progu nowego świata, który jest dla mnie całkowitą tajemnicą. Stoję na progu nieznanej przyszłości. I to, że Cię w tej chwili mam, i to, że Cię trzymam mocno, i to, że Ty jesteś mój, a ja jestem Twój, to jest cała moja nadzieja i całe moje bogactwo, które stąd zabieram.
Wielbię Cię za to i cieszę się z tego, że w ten świat nieznany nie pójdę sam. Nie będę błądził, Ty bowiem znasz drogę, stamtąd przecież przyszedłeś. Nie pójdę w ciemność, bo Ty jesteś światłością, daną na oświecenie wszystkich.
Ta ostatnia droga nie będzie drogą w nicość i zagładę, bo Ty jesteś życiem i Tym, który życie daje”.