„Inteligencja katolicka to pewna formacja, a może raczej postawa, polegająca na tym, że się próbuje do końca zrozumieć aktualne zagadnienia, zjawiska, także znaki czasu w świetle tego, co się nazywa katolicyzmem albo chrześcijaństwem. Czyli przede wszystkim – w świetle Pisma Świętego”, mówi prof. Władysław Stróżewski, filozof, laureat Nagrody Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera z 2007 r., a obecnie jej juror, wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” (nr 5/2015).

Rozmowę zatytułowaną „Rozum ulubiony przez Boga” przeprowadził Artur Sporniak. Rozpoczyna ja od pytania, czym jest inteligencja katolicka i czy jeszcze istnieje? „Na pytanie, czy istnieje, odpowiedziałby prędzej socjolog. Natomiast na pytanie, czym jest, zaproponowałbym taką odpowiedź. Inteligencja katolicka to pewna formacja, a może raczej postawa, polegająca na tym, że się próbuje do końca zrozumieć aktualne zagadnienia, zjawiska, także znaki czasu w świetle tego, co się nazywa katolicyzmem albo chrześcijaństwem. I teraz jest problem: skąd brać materiał do tego? Odpowiedź jest w gruncie rzeczy bardzo prosta, ale wcale nie łatwa w realizacji. Bo to jest przede wszystkim Pismo Święte. Jeżeli mielibyśmy ten postulat, żeby w świetle tego, co chrześcijańskie, rozumieć to, co się w ogóle na świecie dzieje, co się dzieje w nauce, w sztuce, trzeba przede wszystkim znać fundamenty chrześcijaństwa, czyli Pismo – z czym w polskim katolicyzmie zdaje się nie jest wcale tak dobrze”, odpowiada prof. Stróżewski.
Wybitny krakowski filozof zwraca uwagę, że namysł nad Pismem Świętym, wysiłek, by zrozumieć, o czym ono mówi, to znakomita szkoła myślenia jako takiego. „Pojęcie >>rozumienia<< jest tu decydujące: zrozumieć Pismo, a potem poprzez Pismo zrozumieć wszystko, co dzieje się dzisiaj: w naszej kulturze, nauce, w naszym życiu codziennym. W tym pomóc mogą także tzw. Doktorzy Kościoła, teolodzy, którzy pojawili się w późniejszych wiekach. Zdaje się, że pierwszymi byli Ambroży Hieronim, Augustyn i Grzegorz Wielki. Z nich dla mnie najważniejszy jest św. Augustyn, którego miniaturka stoi, nawiasem mówiąc, na moim biurku. Potem to idzie dalej: mistycy hiszpańscy – św. Teresa z Avila, św. Jan od Krzyża. I to idzie aż do teologów naszego czasu: de Lubac, Chenu, Urs von Balthasar, Ratzinger, czyli Benedykt XVI. Uważam, że jego książka >>Jezus z Nazaretu<< jest zupełnie rewelacyjna i powinna być lekturą obowiązkową nawet w liceum”. W tym kontekście prof. Stróżewski wspomina też ks. Józefa Tischnera, którego „homilie z kościoła św. Anny ro były zawsze głębokie interpretacje Pisma Świętego”.
Dla katolickiego inteligenta nie ulega wątpliwości, że konflikt między wiarą i rozumem jest konfliktem pozornym. „Jak długo chcemy być istotami rozumnymi, tak długo nie tylko powinniśmy, ale wręcz zmuszeni jesteśmy posługiwać się rozumem. To chyba powiedział Gilson, że rozum jest ulubionym tworem Boga. (…) To samo powiedział nam, intelektualistom, Jan Paweł II w kościele św. Anny w Krakowie: zobowiązani jesteśmy do posługi myślenia. Do tego warto dodać ważną rzecz: myślenie musi być odważne i do końca. To znaczy: jak długo jesteśmy w stanie, tak długo musimy myśleć. A myśleć znaczy także: podawać w wątpliwość, zwracać uwagę na różne aspekty, brać pod uwagę to, co się nazywa cieniem wątpliwości. To wszystko musi być w ramach tego myślenia uwzględniane i iść z tym myśleniem naprawdę tak daleko, jak długo jesteśmy w stanie. A pomocników mamy naprawdę wspaniałych”.
„Wydaje mi się”, mówi dalej prof. Stróżewski, „że u podstaw symbiozy wiary i rozumu leżą dwa różne doświadczenia. Pierwszym punktem wyjścia jest doświadczenie naukowe szeroko rozumiane, zaliczam do niego także doświadczenie przez sztukę, przez literaturę – to poziom naszego intelektu i wyobraźni, czyli przyrodzonych możliwości. Drugim punktem wyjścia jest właśnie Pismo Święte wraz z teologiczną tradycją namysłu nad Pismem Świętym. Chrześcijaństwo, a dokładniej teologia katolicka troszczy się o to, żeby dwie drogi, które wychodzą z tych punktów, nie były sprzeczne. Żeby fides et ratio nie wchodziły w konflikt ze sobą. Myślę, że te dwie drogi są zbieżne. Być może dopiero w nieskończoności mają szansę się zetknąć. Ale właśnie one mają prawo się tam zetknąć, prowadząc w tym życiu ludzi swoimi różnorodnościami. Bo to są różne drogi i różne doświadczenia: doświadczenie naukowe i artystyczne oraz doświadczenie religijne, w tym także mistyczne. Prowadzone są jednak jednym Logosem”.
W czasach komunizmu inteligencja katolicka przyjęła na siebie rolę środowiska, które broni rzetelności myślenia i uczy krytycyzmu. Jaka jest jej rola dzisiaj? „Taka sama: krytycznie przemyśleć Polskę, przemyśleć religię na nowo w nowych czasach. Krytyczność moim zdaniem polega na prostym pytaniu. Mam pewne dane: jedni strajkują, inni chwalą władzę, jeszcze inni robią takie brzydkie rzeczy jak lekceważenie miejsca, w którym się znajdują. Pytanie jest takie: czy tak musi być? Zamykają kopalnie – czy tak musi być? Jeżeli odpowiem: nie, tak nie musi być, wówczas mam prawo i obowiązek szukania innych rozwiązań. Wydaje mi się, że na tym polega cała robota inteligencji”.
Choć jej rola zasadniczo się nie zmieniła, jednak zmienił się kontekst, w którym podejmuje ona swoje zadania. „Tischner, nawiązując do Norwida, mówił o >>uniepotrzebnieniu męczeństwa<<. Dzisiaj jest potrzebna nie tyle obrona, co twórczość – działanie pozytywne. Jestem szczególnie wyczulony na takie gadanie, że >>za PRL-u było lepiej<< albo >>teraz nie mamy niepodległości<<. Krew się we mnie burzy, jak coś takiego słyszę. Jestem na tyle stary, że przeżyłem różne ustroje, jako dziecko pamiętam jeszcze Polskę międzywojenną. (…) Jestem naprawdę szczęśliwy, że dożyłem dzisiejszych czasów, choć oczywiście nie wszystko jest bez zarzutu”.
Obszarem, na którym potrzebna jest szczególna aktywność inteligencji, jest dialog, zarówno społeczny, jak polityczny i religijny. „Uważam, że to powinien być taki dialog, w którym jest się zdolnym do zawieszenia własnego sądu, żeby dobrze wsłuchać się, co ma do powiedzenia osoba dialogująca. Można być pewnym na przykład, że nie minie nas w najbliższym czasie dialog z innymi religiami, zwłaszcza z islamem. Jeżeli najeżymy się wobec islamu i będziemy wrogo do niego nastawieni, to możemy mieć z czasem to samo, co we Francji”, uważa prof. Stróżewski.
„Uważam, że kultura politycznego dialogu w Polsce już nie istnieje. Religia mogłaby uczyć, jak się taki dialog powinien toczyć, ale niestety nie robi tego. Dlatego, że wypowiedzi niektórych osób duchownych zamiast wychodzić do drugiego człowieka, stają się obuchem od razu walącym po głowie. Czasami jest to wręcz groteskowe, jeśli ataki dotyczą spraw, o których mówiący – przykro to powiedzieć – mają małe pojęcie. Tak było np. z tym nieszczęsnym gender. Wyrobiliśmy sobie odruch atakowania, zanim poznamy”, zwraca uwagę wybitny filozof. I konkluduje: „Można klęknąć pod krzyżem i adorować Chrystusa ukrzyżowanego, ale można też tym krzyżem dać komuś w łeb. Zrozumienie istoty religii prowadzi do świadomości, że nie może ona być narzędziem walki. To nie jest coś, co jest w ogóle jakimkolwiek narzędziem. Nie wolno utylitarnie traktować religii!”
Cały wywiad można znaleźć w najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego”. Więcej informacji można znaleźć tutaj.