„Marzyłoby mi się, żeby Polska – dumna z Sierpnia ’80 – była liderem europejskiej polityki wobec nowej fali imigrantów. Nie w tym sensie, że przyjęłaby ich najwięcej (nie jest na to przygotowana i nawet nie ma takiej potrzeby), ale żeby proponowała rozwiązania godzące ideały solidarnościowe z możliwościami, jakie mamy”, pisze w najnowszym „Tygodniku Powszechnym” (nr 36/2015) Wojciech Bonowicz. Przypomina też „Etykę solidarności”.

Felieton nosi tytuł „Co możemy zrobić?” i nawiązuje do przypadającej w tych dniach rocznicy podpisania porozumień sierpniowych. „Taka erupcja nadziei, z jaką mieliśmy do czynienia latem 1980 r., nie zdarza się w Polsce często”, pisze Bonowicz. „Działał efekt kuli śnieżnej: do pierwszych odważnych dołączali następni; szybko rosnąca liczba robiła wrażenie, więc pojawiali się kolejni. Mówiąc o rodzącej się Solidarności, rychło przestano posługiwać się tysiącami czy nawet setkami tysięcy, mówiono o milionach. Kładliśmy się spać w państwie >>partyjnym<<, a obudziliśmy się w >>solidarnościowym<<. Złudzenie? Być może. A jednak pamiętam, że zmieniła się atmosfera na ulicach, innym językiem mówili nauczyciele w szkole, nawet gazety, ciągle przecież kontrolowane przez władzę, zaczęły się zmieniać. Czytam >>Etykę solidarności<< i przypominam sobie, że tak właśnie było: ludzie wyszli z kryjówek. >>Jesteśmy dziś tacy, jacy naprawdę jesteśmy. Nie ma sensu grać cudzych ról<<”.
Z wydarzeniami sprzed 35 lat Bonowicz łączy problem, przed którym stanęliśmy dzisiaj: kryzys migracyjny. „Dziś w Europie znów mówi się dużo o solidarności (…) – i to w podwójnym kontekście. Padają pytania o to, jak dalece zobowiązani jesteśmy do solidarności z tymi, którzy pukają do naszych bram. Ilu możemy pomóc? Jak powinna wyglądać nasza pomoc? Ale dużo mówi się też o solidarności wewnątrz samej Europy: jedne państwa oskarżają inne, że te nie są dość solidarne. W ogóle tych wzajemnych oskarżeń jest dziś na naszym kontynencie bardzo dużo; przypomina to trochę sytuację w Polsce na początku lat 90., po zwycięstwie obozu solidarnościowego. Mamy w Europie to, czego chcieliśmy: zamożność i bezpieczeństwo. Ludzie zawsze będą uciekać z terenów ogarniętych wojną lub dotkniętych kryzysem do stref bezpiecznych – nawet gdyby w krajach, do których trafią, mieli być obywatelami trzeciej kategorii. (…) Marzyłoby mi się, żeby Polska – dumna z Sierpnia ’80 – była liderem europejskiej polityki wobec nowej fali imigrantów. Nie w tym sensie, że przyjęłaby ich najwięcej (nie jest na to przygotowana i nawet nie ma takiej potrzeby), ale żeby proponowała rozwiązania godzące ideały solidarnościowe z możliwościami, jakie mamy. Rozwiązania długofalowe to sprawa ponadeuropejska: nie da się fali imigrantów zatrzymać bez decyzji najsilniejszych politycznych graczy co do przyszłości Afryki czy Bliskiego Wschodu. W tę plątaninę interesów Polska skutecznie nie wkroczy. Ale może pomóc na przykład w formowaniu unijnej polityki wobec Bałkanów czy Ukrainy. Nie jest wykluczone, że nie będzie w tym miała żadnego bezpośredniego interesu – poza moralnym. Ale to właśnie byłoby bardzo w duchu Sierpnia – gdzie w końcu nie chodziło o taki czy inny postulat ekonomiczny, ale o to, żeby być n a p r a w d ę”, konkluduje Bonowicz.

Cały felieton można znaleźć w najnowszym „Tygodniku Powszechnym”. Więcej informacji – tutaj.