Taki tytuł nosi wywiad z językoznawcą Markiem Pielą zamieszczony w najnowszym numerze miesięcznika „Znak” (nr 9/2012). „Wielkie odkrycia archeologiczne, których dokonano w XIX i XX w., pomogły zrozumieć wiele wcześniej niejasnych lub błędnie interpretowanych fragmentów Biblii. Odkryto m.in. dużo tekstów w języku ugaryckim, bardzo podobnym do hebrajskiego biblijnego (…) Dzięki temu pewne wersety biblijne jesteśmy dziś w stanie tłumaczyć lepiej niż 100 lat temu”.

„Znak” zamieścił blok tekstów pod intrygującym tytułem: „Jak przekłady zmieniają Biblię?” Ten ważny i na świecie często dyskutowany problem, u nas podejmowany jest rzadko, przynajmniej w publikacjach popularnonaukowych. Marek Piela i inni autorzy – Aleksander Gomola, Albert Gorzkowski, Dobrosław Kot i o. Marek Pieńkowski OP – tłumaczą, na czym polegają problemy z przekładem Biblii, gdzie kryją się największe pułapki i w jaki sposób na kształt tłumaczeń wpływają rozmaite ideologie. Równocześnie wskazują, że wzrost wiedzy na temat Biblii nie pozostaje bez wpływu na teologię.
O wiele fragmentów toczą się długotrwałe spory. „Są w Biblii fragmenty, którym teologia przypisuje duże znaczenie, a których interpretacja (zatem i tłumaczenie) bynajmniej nie jest oczywista”, mówi Marek Piela. „Podam jeden przykład. Kiedy Bóg ukazał się Mojżeszowi w krzaku gorejącym, Mojżesz nalegał, aby Bóg wyjawił mu swoje imię. Bóg udzielił odpowiedzi, którą jedni uważają za wymijającą, a inni za rzeczową. Ja należę do tych pierwszych i uważam, że odpowiedź Boga należy tak tłumaczyć: >>Jest mi obojętne, jakim imieniem będziesz się do mnie zwracał<<”. (…) Dlaczego Mojżesz usłyszał taką właśnie odpowiedź? W religiach politeistycznych jest bardzo istotne, by każdy z bogów miał swoje imię. Bo jak inaczej ludzie mieliby adresować swe modlitwy czy ofiary? Objawiający się zaś Mojżeszowi w krzaku Bóg oznajmia mu, że jest jedyny, że poza Nim nie ma żadnych innych bóstw, dlatego też można się do niego zwracać rzeczownikiem pospolitym >>Boże<<, tak jak dziecko zwraca się do rodziców >>Mamo<<, >>Tato<<, a nie po imieniu, bo ma jednego ojca i jedną matkę”.

Wysiłki badaczy zmierzają do tego, by odnaleźć pierwotny sens językowy każdego fragmentu. Znajomość kontekstu kulturowego jest tu nieodzowna, zwraca uwagę o. Pieńkowski OP. Jako przykład podaje fragment Księgi Rodzaju mówiący o stworzeniu kobiety z żebra mężczyzny, w którym padają słowa: „kość z moich kości, ciało z mego ciała”. „Ponoć uczeni odnaleźli w archiwach egipskich stare tabliczki czy papirusy, na których rozpoznano tę frazę; nie były to zatem przypadkowe słowa, ale znana w starożytności formuła (…) – za jej pomocą faraon, przedstawiając swojego syna jako następcę tronu, przyznawał mu wszystkie swoje uprawnienia. Czyli w gruncie rzeczy nie jest to oznaka podrzędnego traktowania kobiety, lecz przeciwnie – przyznanie kobiecie pełnej ludzkiej wartości, na równi z mężczyzną. Oczywiście, w ramach konkretnego kontekstu kulturowego”.
Na jeszcze inny wymiar źródłowego czytania Biblii zwraca uwagę filozof Dobrosław Kot. Doświadczyć źródłowo Biblii, pisze, to wejść w „intymny, ulotny związek z Tajemnicą, który rezygnuje z chwały odkrywcy. Nasza wiedza nie będzie większa, dramat Dawida nie będzie bardziej zrozumiały, a wątpliwości Tomasza nie przestaną być wątpliwościami. Po co zatem wracać, wciąż i wciąż, do tych samych fragmentów i fraz? Mam wrażenie, że dzięki tym powrotom czasem się przydarza – ale tylko czasem i bardzo łatwo to przegapić – że nagle znana od dzieciństwa opowieść na mgnienie oka staje się opowieścią o mnie, że doświadczam jej zupełnie inaczej: jako opowieści nad opowieściami, w której odsłania się moje życie, mój własny dramat. Szukanie źródeł jest więc z jednej strony szukaniem tekstu, szukaniem sensu. Ale ma ono również drugi kierunek. Jest szukaniem w sobie pewnych doświadczeń, szukaniem czegoś, co widzimy, kiedy pochylimy własną twarz nad źródłem”.

Więcej informacji można szukać na stronie internetowej miesięcznika „Znak”.