„Chodząc po Krakowie, wspierał różnych biedaków, zawsze starszego pana, siedzącego na chodniku u wylotu Sławkowskiej przy Rynku, i grającego na ustnej harmonijce. Mówił: `Ten przynajmniej coś robi`”. Tak kard. Franciszka Macharskiego wspomina ks. Adam Boniecki.
„Doskonale znał Kraków i różne mikrokosmosy tego miasta”, pisze ks. Boniecki na stronie internetowej „Tygodnika Powszechnego”. „Wiedział, kto tu jest kto, i pilnie tę wiedzę uzupełniał. To było jego miasto. Lubił, także jako kardynał, chodzić po Krakowie incognito (choć często rozpoznawany przez przechodniów) bez insygniów arcybiskupich, w ciemnej kurtce i nieco staroświeckim berecie. Wspierał wtedy różnych biedaków, zawsze starszego pana, siedzącego na chodniku u wylotu Sławkowskiej przy Rynku, i grającego na ustnej harmonijce. Mówił: `Ten przynajmniej coś robi`.
Bóg obdarzył Franciszka przenikliwą inteligencją oraz znakomitym, autoironicznym poczuciem humoru. Kiedyś mi się zwierzył: `Gdybym miał suspendować bredzących na ambonie, musiałbym suspendować wszystkich, a na końcu siebie`. Taki żart, bo w gruncie rzeczy wcale nie uważał, że wszyscy bredzą. Umiał doceniać ludzi wartościowych, lecz nie było mowy, żeby się dał nabrać na pozory. Nieprzeciętna inteligencja nie zawsze mu życie ułatwiała: gdy miał podjąć jakąś ważną decyzję, natychmiast widział wszystkie możliwe jej negatywne skutki. Czasem ta przenikliwość musiała, przy podejmowaniu decyzji, działać paraliżująco.
Mówił mądre kazania, dzielił się tym, czym sam żył. Niekiedy wygłaszał je tak cicho, że fragmentami był ledwo słyszalny. (…) Jego listy pasterskie były tak zwięzłe, że proboszczowie nie wiedzieli, czy dołączyć je do ogłoszeń parafialnych, czy – jak listy Episkopatu – odczytywać zamiast homilii. Pisał w nich tylko to, o czym chciał napisać, bez pobożnych ozdób i budujących banałów.
Był człowiekiem wiary i modlitwy. Wierzył – choć rzadko o tym mówił – że uleczenie (w 1992) z nowotworu jelita grubego (odmówił stosowania chemioterapii) zawdzięcza wstawiennictwu św. siostry Faustyny. Może dlatego z taką pasją się zaangażował w budowę bazyliki w Łagiewnikach. Hasłem biskupim Franciszka Macharskiego było `Jezu ufam Tobie`.
Był człowiekiem dobrym. Ktoś, kto się kiedyś znalazł w szpitalu w tym samym czasie, co on, opowiadał mi, jak arcybiskup – pacjent już chodzący – posługiwał innym chorym, jak podawał, kiedy było trzeba, kaczkę albo basen. Dla niego było to oczywiste.
W tych dniach, kiedy Kraków kipiał radosną obecnością młodych, kardynał Franciszek, otoczony szpitalną ciszą, umierał. Papież Franciszek o nim pamiętał. Dzięki Papieżowi nasz odchodzący Arcybiskup Emeryt, był obecny”.
Całe wspomnienie ks. Adama Bonieckiego można przeczytać tutaj.
Autorem zdjęcia jest Adam Walanus.