„Ile razy myślę o świetle, tyle razy przypomina mi się tekst Tischnera, w którym objaśniał on znaczenie światła, przywołując obraz góralskiej kuźni”, pisze w rozważaniu adwentowym abp Grzegorz Ryś.
Rozważanie jest częścią najnowszej książki abpa Rysia, zatytułowanej „Moc wiary”, którą opublikowało Wydawnictwo WAM. Jest to kolejny zbiór krótkich refleksji biblijnych i liturgicznych, publikowanych regularnie przez obecnego łódzkiego ordynariusza na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Pierwszy zbiór nosił tytuł „Moc słowa”. Obie książki zostały bardzo pięknie wydane – mogą być znakomitym świątecznym prezentem, a ich forma zachęca do systematycznej lektury. Oto jedno z adwentowych rozważań:
Jednym z najważniejszych znaków adwentu jest światło. W kościołach pojawiają się adwentowe wieńce – z czterema świecami zapalanymi kolejno w kolejnych tygodniach, by osiągnąć pełnię światła na progu Bożego Narodzenia. Przy ołtarzach płonie też świeca roratnia – znak Maryi, która już w sobie (w swoim łonie) nosi wcielone Słowo, dla innych jeszcze niewidoczne. Idziemy też ze światłem na roraty, rozświetlając ostatnie nocne godziny. Adwent woła: „więcej światła!”.
Ile razy myślę o świetle, tyle razy – na zasadzie pierwszego skojarzenia – przypomina mi się tekst Tischnera, w którym objaśniał on znaczenie światła, przywołując obraz starej góralskiej kuźni. Oto kuźnia: palenisko, kowadło, przy nim kilku mężczyzn kuje żelazo. Jeden z nich trzyma je w obcęgach, pozostali uderzają w nie młotami – po kolei, rytmicznie: jeden, drugi, trzeci; jeden, drugi, trzeci.
Wyobraźmy sobie jednak, że naraz w owej kuźni gaśnie światło. W jednej chwili wszystko się urywa. Niby wszystko jest: obcęgi i młoty, kowadło i żelazo, ludzie chętni do pracy. Nie mogą jednak pracować, gdyż jest ciemno. Żaden z nich nie wie, czy trafi swym młotem w kowadło. Czy niechcący nie trafi sąsiada? Czy sam nie zostanie uderzony? Nikt też nie wie, co stanie się z wykuwanym przedmiotem… W miejsce poprzedniej harmonii wkrada się niepewność, lęk i podejrzliwość. W ciemności – pisał Tischner – ludzie wyglądają jak upiory.
Jakie jest więc owo adwentowe światło? Jest podwójne. Po pierwsze adwent mówi nam, że przyszłość należy do Boga. Że ostatnie słowo w dziejach człowieka i świata należy do Boga. Że On „przychodzi do nas z przyszłości” (Pierre Talec). Adwent jest zdecydowanym protestem wobec wszelkiego rodzaju fatalizmów, które usiłują nam wmówić, że „dobrze to już było, a teraz może już być tylko gorzej”. Że „nic nie ma sensu”, gdyż „i tak nie ma innej przyszłości, jak tylko fatalna”!
Adwent mówi o Paruzji, a więc o ostatecznym triumfie światła i dobra, i piękna. I sensu!
Po drugie Adwent wskazuje na wieloraką obecność Boga w świecie. Na wcielenie. Bóg szuka ciała. I ciągle je znajduje. W Kościele. W drugim człowieku. W każdym człowieku! W trakcie Echa Asyżu w Krakowie (24 listopada 2011 r.) mufti muzułmański mówił, że wystarczającym argumentem za tym, by kochać drugiego, jest świadomość, że Bóg go stworzył. Podtrzymuje go też w istnieniu i jakoś się z nim utożsamia.
Wiedzieć jedno i drugie – dużo to czy mało? Czy światło Adwentu może sprawić, byśmy na nowo stali się zdolni razem pracować? Działać? Modlić się? Wyzbyć się podejrzliwości? Nabrać do siebie wzajemnego zaufania? Odnaleźć się we wspólnocie? Czy nie za dużo się spodziewamy po prostym znaku liturgicznym?
Nie! Marana tha!
Książkę abpa Grzegorza Rysia „Moc wiary” można zamówić tutaj.