„Przed nami Boże Narodzenie. Stajnia betlejemska, Maryja, Józef. Za nami – blisko dwutysięczna historia tego wydarzenia. Pytamy: czy to ma być już koniec chrześcijaństwa, czy jego początek? Czy Ewangelia wyczerpała już swe możliwości, czy jej możliwości dopiero się otwierają?”. Publikujemy fragment książki ks. Józefa Tischnera „Nadzieja mimo wszystko”.
„Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Co znaczą te słowa: między nami? Znaczą przede wszystkim to, że – w naszej historii, w naszych ziemskich dziejach. Z obrazów Bożego Narodzenia płynie ku nam wezwanie, abyśmy odkryli Boga w historii.
Nie jest to łatwe. Jak mamy odkrywać Boga w historii, skoro trudno nam odkryć w niej człowieka? Blaise Pascal napisał: „Poznanie człowieka rodzi rozpacz”. Poznajemy człowieka, gdy poznajemy jego historię. Ale historia człowieka to przede wszystkim historia jego nieszczęść, jego zbrodni jego wojen. Gdzie wśród tego wszystkiego może być Bóg?
Znajdujemy się dziś u progu trzeciego tysiąclecia. Jan Paweł II wzywa do rachunku sumienia z win dwu poprzednich tysiącleci. Chodzi przede wszystkim o jeden grzech – o grzech mieszania Boga do naszych zbrodni. Ludzie zabijali ludzi, prześladowali, pozbawiali ich praw – głosząc, że tego od nich wymaga ich Bóg. Bóg stworzył człowieka na podobieństwo swojej miłości, a człowiek oddaje Bogu z nawiązką, tworząc jego obraz wedle nienawiści, jaką w sobie hoduje. Czy historia ta ma się zakończyć? Jeśli nawet także w przyszłości ludzie będą zabijali ludzi, to czy przynajmniej przestaną mieszać do tego Boga?
Stoimy na dziejowym skrzyżowaniu dróg. Przed nami Boże Narodzenie. Stajnia betlejemska, Maryja, Józef. Za nami – blisko dwutysięczna historia tego wydarzenia. Pytamy: czy to ma być już koniec chrześcijaństwa, czy jego początek? Czy Ewangelia wyczerpała już swe możliwości, czy jej możliwości dopiero się otwierają?
Patrząc w głębiny zbrodni ludzkości – od zbrodni Kaina do zbrodni naszych czasów – wydaje się nam, że tak niewiele potrzeba, by zmieniło się wiele. Dla każdego z nas jest miejsce pod słońcem. Aby się porozumieć, wystarczy zrozumieć. Aby zrozumieć, potrzeba trochę dobrej woli i chwili czasu. Zdumiewające jest jednak to, że tego „niewiele” brakuje. I potrzeba rzeki krwi, by mogło zaistnieć. Jak w Betlejem. Niewiele brakowało, a Syn Boży mógł się narodzić w domu, nie musiał uciekać do Egiptu, nie musiał umrzeć ukrzyżowany. I potem podobnie: tak niewiele brakowało, by wyznawcy Ukrzyżowanego nie krzyżowali innych, którzy wierzyli w innego Boga.
Patrząc dziś w Boże Narodzenie, czujemy niepokój tysiącleci. Jest to w gruncie rzeczy niepokój o to „niewiele”. Czy aby my również, a po nas nasze potomstwo nie zechce mieszać tego Boga, który zamieszkał między nami, do swoich nieczystych spraw?
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w tygodniku „Przekrój” na Boże Narodzenie 1994 r. – pod tytułem „Niepokój tysiącleci”. Ze zmienionym tytułem („Tak niewiele potrzeba”) przedrukowany został w wydanej niedawno książce „Nadzieja mimo wszystko”. Książkę można zamówić tutaj.
Na zdjęciu: obraz Lorenza Lotta „Adoracja Dzieciatka” (ok. 1508) ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie (Ośrodek Kultury Europejskiej Europeum); wizerunek cyfrowy udostępniony w domenie publicznej.