„Nie widzę we współczesnym świecie niczego takiego, czego my, ludzie wierzący i ludzie myślący, mielibyśmy się lękać. Gdy patrzę we wnętrze tego świata, czytam wyzwanie”, mówił w 1993 r. ks. Józef Tischner.
Z okazji uroczystości Objawienia Pańskiego – Trzech Króli przypominamy fragment kazania wygłoszonego przez ks. Józefa Tischnera w 1993 r. podczas rekolekcji w katedrze oliwskiej. Jedną z konferencji Tischner poświęcił dialogowi chrześcijaństwa ze światem współczesnym. Pełny tekst rekolekcji można znaleźć w książce „Nadzieja czeka na słowo”.
Czym jest ten nasz dzisiejszy świat? Jaki jest? Czy jest miejscem panowania demonów? Czy jest miejscem, na którym panują ludzie, którzy zmówili się przeciwko nam, ludziom wierzącym? Czy jesteśmy intruzami na tym świecie? Muszę przyznać – nie wiem, skąd się to bierze, czy z mojej wiary, czy z mojej filozofii – że zupełnie nie rozumiem tych, którzy czują jakiś lęk przed współczesnym światem. Nie widzę w tym świecie niczego takiego, czego mielibyśmy się my, ludzie wierzący i ludzie myślący, lękać. Gdy patrzę we wnętrze tego świata, czytam wyzwanie. Ciekawe, wspaniałe, jedyne w swoim rodzaju – wyzwanie. Patrzę na ten świat poprzez pryzmat filozofii. I w tej filozofii doprawdy nie widzę niczego takiego, co by zagrażało naszej duszy, naszym ludzkim wartościom. Jestem głęboko przekonany – i daję temu wyraz, kiedy tylko mam okazję – że zachodzi głęboka różnica pomiędzy wiekiem dziewiętnastym a wiekiem dwudziestym. Wiek dwudziesty jest wiekiem ciekawego, głębokiego pochylenia się nad sprawą religii. Zniknęły z naszego świata wielkie prądy materialistyczne i ateistyczne. Nie ma już Freuda, nie ma Nietzschego, nie ma Marksa, nie ma Ludwiga Feuerbacha, nie ma Renana. Ich miejsce zajęło autentyczne, głębokie zaciekawienie religią. Dzisiaj nie można pomyśleć człowieka, nie obejmując tym myśleniem także pytania o religię. Wiara jest sprawą najgłębiej ludzką i nikt poważnie myślący, na gruncie filozofii, którą jako tako znam, tego nie kwestionuje.
Mówi się dzisiaj o tym, że istnieje we współczesnym świecie coś takiego jak „desakralizacja”. Otóż chciałbym zwrócić uwagę na różnicę pomiędzy dwoma słowami, które ważne są bardzo dla zrozumienia istoty chrześcijaństwa. Jedno słowo to słowo sacrum. Drugie słowo to słowo sanctum. Niestety, w języku polskim mamy tylko jedno słowo na przetłumaczenie i sacrum, i sanctum.
Sacrum. Rzeczywiście, istnieje coś takiego, jak proces desakralizacji. Kiedyś Leszek Kołakowski napisał: „Deszcz bogów sypie się z nieba na pogrzebie jednego Boga, który się przeżył”. Desakralizacja jest drugą stroną sakralizacji. Dzisiaj człowiek bardzo często w poszukiwaniu Boga tworzy sobie bóstwa. Albo ten, który zagubił Boga, na miejscu Bożego ołtarza stawia rozmaite boginie. Istnieje tendencja do sakralizacji – sakralizacji idei, sakralizacji pojęć, sakralizacji przedmiotów. Razem z tą sakralizacją idzie proces desakralizacji: znikają jedne świętości, na ich miejscu pojawiają się drugie. I tak toczy się ten współczesny świat – między desakralizacją a sakralizacją. Ale ta desakralizacja nie sięga jednak tego, co w chrześcijaństwie nazywa się sanctum.
Proces desakralizacji jest procesem przedziwnym. Widzę w nim przede wszystkim drogę człowieka do swojej własnej samotności. Człowiek musi w końcu przeżyć doświadczenie tego, że jest sam. Musi przyjąć odpowiedzialność za siebie. Musi się zgodzić na to, że jest istotą wolną. I w tym sensie musi się pożegnać z rozmaitymi bóstwami, które mu tę wolność ograniczają. Bardzo często to pożegnanie z bóstwami wygląda jak laicyzm, jak ateizm. I w moim mniemaniu w tej desakralizacji jest jakaś ręka Boża. Człowiek, który uczynił sobie bożka, musi tego bożka się wyrzec. Musi stanąć sam, twarzą w twarz, wobec ogromu istnienia i z wolności swojej zawołać: „Boże, czemuś mnie opuścił?!”. I to jest, i to widać. Tak było, jest i tak będzie. Bo zawsze jest tak, że Bóg prowadzi człowieka do prawdy o sobie, każąc mu żegnać się z bóstwami pozornymi.
Czym innym jest jednak sanctum. W chrześcijaństwie sanctum – jedynym sanctum – jest Bóg. A sanctum, które „odbija” Boga, jest człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo Boże. I to jest sanctum. Człowiek i Bóg w języku chrześcijańskim nazywają się sanctum. „Święty, święty, Pan Bóg zastępów…” – to jest to sanctum. I jednocześnie we współczesnym świecie widzimy, jak pomimo rozmaitych przeszkód i trudności, rośnie przekonanie o godności człowieka. Idea godności człowieka stała się od pewnego czasu fundamentalną ideą naszej kultury. Owszem, jej rodowód bezpośredni to oświecenie. Był czas, że Kościół przyglądał się tej idei z pewnym sceptycyzmem, z wątpliwościami. Ale skończyło się to definitywnie za czasów Jana Pawła II. Człowiek został uznany za wartość, a wartość ta w żaden sposób nie konkuruje z Bogiem. I tutaj przepięknym tekstem na ten temat jest pierwsza encyklika Jana Pawła II Redemptor hominis, gdzie nawiązując do myśli Pascala, powiada Ojciec święty: „Jakże wielką wartością musi być człowiek, że Syn Boży umarł za niego na krzyżu”. A myśl Pascala brzmi, mniej więcej, następująco: „Poznanie Boga rodzi pychę. Poznanie człowieka rodzi rozpacz. Jedynie poznanie Chrystusa jest środkiem, bo w Nim poznajemy własną nędzę i własną wielkość”.
I, moi drodzy, im bardziej przyglądam się temu, co współczesna filozofia (a pośrednio także teologia) myśli o człowieku, tym wyraźniej widzę powrót idei sanctum na tę ziemię. Poprzez procesy desakralizacji i sakralizacji, poprzez to szukanie ersatzu religii w miejsce religii przebija się idea Tego, który umarł za człowieka i śmiercią swą pokazał nie tylko jego nędzę, ale przede wszystkim jego wielkość.
I ja myślę, że nasza obecność na tym świecie jest dzisiaj wyraźnie zogniskowana na tej idei. Pójdziecie państwo do swoich codziennych zajęć, do pracy takiej czy innej, i będziecie stykać się z ludźmi, z myślą o człowieku, będziecie widzieć człowieka w jego nędzy i w jego upadku. I wydaje mi się, że fundamentalnym zadaniem apostolstwa naszego czasu jest dawanie świadectwa tej wielkiej idei, od której zaczyna się znakomita encyklika Jana Pawła II Redemptor hominis – encyklika, która, moim zdaniem, jest również streszczeniem tego, co w naszej polskiej religijności jest najpiękniejsze. Kiedy mnie pytają o to, jaka jest polska religijność w swych szczytowych osiągnięciach, mówię: „Poczytajcie Redemptor hominis. Spróbujcie wgłębić się w ideę godności człowieka”. To [wprawdzie] Pascal tak pisał, ale czyż ta idea nie snuje się także na kartach naszej wielkiej historii – od Pawła Włodkowica, poprzez Kopernika, aż po dzień dzisiejszy? Obyśmy tylko umieli to rozumieć i obyśmy mieli na tyle czujności, żeby tej idei nie zagubić.
I dlatego nie trzeba się lękać tego świata. Świat już jest zwyciężony przez Boga.
Na zdjęciu: Quentin Metsys, „Adoracja mędrców”, 1526; obraz ze zbiorów Metropolitan Museum of Art. Zdjęcie zostało udostępnione bezpłatnie przez MMA w domenie publicznej.