„Prawdziwa niekonwencjonalność musi być wielka”, napisał o ks. Tischnerze po jego śmierci. „Widok z mojego boksu” to powrót „do nieistniejącego już świata, gdy po Krakowie przechadzali się Miłosz i Mrożek, jak do siebie przyjeżdżał tu Jan Paweł II, a >>brulion<< był pismem młodzieżowym”. To portrety zasłużonych redaktorek i redaktorów „Tygodnika Powszechnego” i jego sławnych współpracowników.
Książka powstała z okazji przypadającego w tym roku 60-lecia Wydawnictwa Znak. Autor zgodził się, żeby w jednym tomie znalazły się teksty, w których przez lata opowiadał o swojej pracy w „Tygodniku” i portretował związane z nim środowisko. Czytelnikom „Tygodnika” Pilch był znany przede wszystkim jako felietonista, ale mało kto pamięta, że pełnił on w piśmie również typowo redaktorskie obowiązki. O tym, jak to wyglądało na co dzień, opowiada ze swadą, szkicując soczyste i barwne portrety innych członków redakcji, pracownic i pracowników administracyjnych, i oczywiście całego szeregu znanych i mniej znanych postaci związanych ze środowiskiem „Tygodnika”.
Oto – dla przykładu – fragment portretu ks. Tischnera z napisanego po jego śmierci felietonu „Mgła nad Łopuszną”: „Kiedy Tischner przychodził do >>Tygodnika Powszechnego<<, siadał zawsze w sekretariacie naprzeciw pani Kasi i wtedy na ogół dość ospałe redakcyjne życie ulegało wzmożeniu. Albo – można też powiedzieć – całkiem zamierało, bo wszyscy się koło Niego skupiali. (…) Wszystko, co mówił, obracało się w opowieść, nie w anegdotę, ale w literaturę. Gęba góralskiego anegdociarza przyrasta doń na trwałe i, owszem, były ku temu słyszalne powody. Ale przecież kiedy On opowiadał najprostsze rzeczy, o tym na przykład, jak w listopadzie jechał do Łopusznej, jak mijała Mu droga, jaka mgła była po drodze i o tym, jak w tej gęstej jak mleko mgle na moście w Łopusznej stali górale i rozmawiali, i on jadąc wolno słyszał, co oni mówią (>>o kurwa, Józek jedzie!<<); w każdej takiej z pozoru byle jakiej historii była poważna wbrew pozorom historia. Bo On po prostu byle jak nie umiał mówić.
Był – jak powszechnie wiadomo – księdzem wysoce niekonwencjonalnym, tak niekonwencjonalnym, że budziło to, jak się za starej Polski mówiło: w tak zwanych określonych kręgach wściekłość i furię. Ktoś mógłby powiedzieć – wystarczyłoby być choćby i w połowie tak niekonwencjonalnym jak Tischner, a i tak budziłoby to rozmaite opory i kontrowersje. Otóż jest, czy byłby to sąd mylny. Prawdziwa niekonwencjonalność musi być wielka, bo tylko wielka niekonwencjonalność staje się wartością nie do podważenia”.
Zachęcamy do lektury. Książkę „Widok z mojego boksu” można zamówić tutaj.