„Stać nas na więcej niż PIS i anty-PIS” – takim hasłem „Tygodnik” (nr 23/2019) reklamuje rozmowę z Karoliną Wigurą, socjolożką i redaktorką „Kultury Liberalnej”, laureatką m.in. Nagrody Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera.
W rozmowie zatytułowanej „Efekt bazyliszka”, którą przeprowadził Rafał Woś, Karolina Wigura odnosi się m.in. do niedawnych wyborów europejskich i projektu Koalicji Obywatelskiej, mówiąc, że – niestety – był to projekt „do bólu reaktywny. Aby mógł kiedykolwiek wygrać, musiałby zostać uzupełniony o elementy, które nazwałabym symetrystycznymi, co w rzeczywistości znaczy: republikańskimi. (…) Rożnymi wizjami przyszłości. Polska ekologiczna. Polska dobrej szkoły. Polska dobrej służby zdrowia. Polska przewidywalnych emerytur. I tak dalej. Gdyby zbudowanie takiego programu było możliwe, to myślę, że mógłby wygrać”.
Na pytanie, czy w Polsce mamy do czynienia z pełzającym autorytaryzmem, Wigura odpowiada: „ja to widzę tak: Polska jest areną ostrej rywalizacji politycznej. Rywalizacja bywa brutalna. Ale z drugiej strony to rywalizacja jest sednem demokratycznej gry. Ja bym sobie życzyła, żeby liberałowie potrafili w tej rywalizacji grać lepiej i skuteczniej. Bo przegrywają”. A przegrywają dlatego, że – zdaniem Wigury – „od 2015 roku obóz liberalny i jego opiniotwórcze otoczenie – zwane przez wrogów niekiedy >>salonem<< – zajmuje się na przemian narzekaniem na PiS i wycinaniem w swoich szeregach nonkonformistów. Czyli dokładnie tych wszystkich ideowych chuliganów, czy z angielska troublemakerów, którzy byliby zdolni te innowacje wymyślić. Nic dziwnego, że pozostaje >>dawanie świadectwa prawdzie<<”.
Ale czy widać jakieś symptomy zmiany? Czy pojawiło się nowe pokolenie polityków, którzy potrafiliby taką zmianę zaproponować i skłonić obywateli do jej poparcia? Zdaniem Wigury, nowe pokolenie polityków jest zbyt miękkie. „Trzęsie się nad sobą. Chce się buntować, ale w rozsądnych granicach i przy zminimalizowanym ryzyku”. Tymczasem starsi politycy, którzy nauczyli się grać twardo, inaczej nie umieją. „Nawet jak mówią, że byłoby miło zagrać fair, to widać kły. Do tego dysponują zasobami finansowymi. Mają swoje instytucje. To w połączeniu z nabytą w bojach brutalnością wystarcza im do utrzymania realnej władzy”.
Jedyną nadzieją pozostaje, według redaktorki „Kultury Liberalnej” ponadpartyjny republikanizm, który według niej jest „najbardziej rewolucyjnym i kontrowersyjnym hasłem. I dlatego wydaje mi się to bardzo potrzebnym zadaniem. Nie mam problemu z rozmową z ludźmi, którzy robią coś w ramach pisowskiego pomysłu na Polskę. Tak jak ludziom z anty-PiS, mowię im zazwyczaj: >>chętnie ci pomogę w tym, co robisz dobrze. A jednocześnie powiem ci otwarcie, co robisz źle<<. Moim zdaniem, to zadziała lepiej niż anachroniczne kategorie >>zdrady<< czy >>kolaboracji<<, po które lubią sięgać nie tylko ludzie prawicy, ale także moi starsi koledzy liberałowie”.
Całą rozmowę można przeczytać tutaj.