„Księga Hioba jest opowieścią o wierności człowieka postawionego w sytuacji próby”, pisał w kwietniu 1982 r. ks. Józef Tischner.
Jego tekst powstał w związku z przedstawieniem przygotowanym przez Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie. Babicki zaadaptował na scenę Księgę Hioba w przekładzie Czesława Miłosza. Szkic Tischnera zatytułowany „Próba wierności” znalazł się w programie towarzyszącym przedstawieniu. Już po śmierci autora został przedrukowany w zbiorze „Myślenie w żywiole piękna”. Poniżej publikujemy pełny tekst, opuszczając jedynie przypisy.
Księga Hioba jest opowieścią o wierności człowieka postawionego w sytuacji próby. Sytuacja próby oznacza, że nieszczęścia, które spadają znienacka na człowieka, nie są wynikiem przypadkowego zbiegu okoliczności, lecz są znakiem pełnym tajemnicy. Czego znakiem? Tego właśnie nie wiadomo na pewno. Gdyby było wiadomo, nie byłoby próby. Jedni mówią: oto znak przekleństwa. Inni mówią: oto znak wybrania. Jedni odwracają się z lękiem od tego, kogo Bóg przeklął, a inni pochylają się z najgłębszą czcią nad tym, kogo Bóg wybrał. Na scenie wokół Hioba spotykamy tylko tych pierwszych. Drudzy pojawią się na kartach innych ksiąg, należących do tego samego Pisma.
Zapytajmy: co znaczy istnieć istnieniem przeklętym? Istnieć istnieniem przeklętym znaczy: doświadczać rozdarcia między tym, kim się jest, a tym, co się na zewnątrz pokazuje lub na zewnątrz robi. Tam, gdzie pojawia się wiara w przekleństwo lub choćby tylko podejrzenie o przekleństwo, istnienie człowieka jako takie ukazuje się jako złe. Nic nie pomogą człowiekowi jego uczynki – dobre uczynki – skoro ich źródło jest złe. Zła roślina kwitnie trującymi kwiatami, chociaż kwiaty te są może kolorowe. Cóż nas obchodzi jeden czy drugi dobry uczynek tego, kogo z nienawiścią przeklęliśmy w naszym sercu? Søren Kierkegaard pisze, że istnieć istnieniem przeklętym to tyle, co być chorym na śmierć. „Być chorym na śmierć to znaczy nie być zdolnym do śmierci, ale nie chodzi tu o nadzieję życia – nie, beznadziejność polega na tym, że człowiek nie ma ostatniej nadziei, nadziei na śmierć. Gdy śmierć jest największym niebezpieczeństwem, człowiek ma nadzieję na życie, ale kiedy poznaje większe niebezpieczeństwo, ma nadzieję na śmierć. Kiedy niebezpieczeństwo tak się wzmaga, że śmierć staje się nadzieją, rozpacz jest beznadziejnością niemożliwej śmierci”.
Skąd Hiob czerpie racje i siły dla swej wierności? Z przeświadczenia, że Bóg jest wierny i że nie przeklął – wbrew pozorom – jego jestestwa. Zło uderzyło w to, co znajduje się na zewnątrz Hioba – w majątek, w rodzinę, dotknęło powierzchni ciała. Ale serce pozostało nietknięte. W ten sposób ukazały się granice zła. Zło wchodzi do ludzkiego serca dopiero wtedy, gdy człowiek własną ręką otworzy mu drzwi. Nie może ono szkodzić człowiekowi inaczej, jak rękami samego człowieka. Może nakłaniać do zdrady, ale nie może jej spowodować. Hiob wie, że jego serce jest wierne. Cierpienie dokonuje właściwie tylko jednego: sprawia, że wierne serce staje się sercem skruszonym. Celnie pisze Kierkegaard: „Nie uchodzi kochać młodej dziewczyny tak, jak kocha się matkę, albo matki, jakby była młodą dziewczyną; każda miłość ma swoisty charakter, a miłość do Boga ma swoją absolutną specyficzność, której wyrazem jest skrucha”. I jeszcze: „Skrucha wyraża bowiem to, że zło zarówno cechuje mnie w sposób istotny, jak nie cechuje”.
Spójrzmy teraz na ludzi, którzy wierzą lub przynajmniej podejrzewają, że Hiob istnieje jestestwem przeklętym. A potem jeszcze na Boga. Ale najpierw na ludzi…
Co przeżywa człowiek, który widzi, że drugiego człowieka dotknęło zło? Nie jesteśmy jeszcze w czasach miłosiernego Samarytanina, jesteśmy o wiele dawniej – a może nie, może właśnie jesteśmy o wiele później, jesteśmy wśród współczesnych, a więc pośród nas samych. Trzeba umieć nakładać niezwykle mocne wędzidła wyobraźni, aby na widok cudzego nieszczęścia czegoś w tym nie podejrzewać. Czego? To już zależy od bogactwa wyobraźni. W ostatecznym jednak rozrachunku podejrzewamy, że zapadło jakieś przekleństwo. W możliwość przekleństwa łatwiej nam uwierzyć niż w możliwość ułaskawienia. Jean-Paul Sartre ukazuje to w słynnym przykładzie. Człowiek współczesny spędza swój czas przy dziurce od klucza, przez którą podejrzliwie podgląda innych. Inni też go podglądają. Jesteśmy podglądaczami siebie nawzajem. Od czasu do czasu ktoś przyłapuje nas na gorącym uczynku podglądania. Podglądnął i zobaczył, że podglądam… Wtedy oblewamy się rumieńcem wstydu. Ale wtedy też, powiada Sartre, dane nam jest objawienie, że człowiek na nas patrzy. Gdyby nie wstyd, nie mielibyśmy pewności, że żyjemy wśród ludzi.
Hiob wie, że żyje wśród ludzi. Czy jednak wie także, że istnieje jakiś taki próg podejrzeń, którego nie wolno człowiekowi przekroczyć, bo poza tym progiem wszelkie podejrzewanie człowieka okazuje się podejrzewaniem jego Stwórcy? Bóg Hioba powie o ludziach: „nie mówiliście o mnie prawdy, jak mój sługa Hiob”.
Inną sprawą jest sprawa żony Hioba. To dziwne. Napisano wiele komentarzy o nieszczęściu Hioba, ale nie słyszałem o komentarzach na temat nieszczęścia żony Hioba i matki jego dzieci. Tragedia żony jest także tragedią wierności. Hiob pozostaje wierny Bogu, ale czy żona może pozostać wierną człowiekowi – mężowi, którego ciało napawa ją odrazą? Wszak z Bożego przeznaczenia miała być „ciałem z jego ciała i kością z jego kości”. Czy może być wierna ponad ciałem? Znakomity w sprawie wierności Kierkegaard mówi, że powołaniem kobiety jest – „przywrócić mężczyźnie doczesność”. Bo mężczyzna z natury swej ciąży ku abstrakcji. Żona Hioba jest bezradna. Nie może żyć powołaniem, które przywraca mężowi doczesność. Kocha i jest bezradna. Największą tragedią kobiecości jest miłość bezradna. Dlatego mówi do męża: „przeklnij Boga i umrzyj”. Tak mówi, ale nie zdradza – wybiera szaleństwo, jak człowiek, który więcej miłuje ludzi niż Boga. Hiob rozumie tę ofiarę. Ileż prawdziwie religijnej wymowy będzie miał jego gest, którym okryje nagość swej żony, aby ją oszalałą uchronić przed wzrokiem, który tylko zawstydza. Jakby mówił: „nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”.
Księga Hioba to księga o wierności człowieka wystawionego na próbę. Wszystko inne jest tu wtórne. Przede wszystkim widzimy Hioba. Wierność Hioba robi wrażenie głazu. Próba, przez którą przechodzi, nie zmienia go ani na jotę. Nie zmienia również wiedzy Hioba o samym sobie. Zazwyczaj człowiek po przejściu przez sytuację próby mówi sobie samemu: „teraz wiem przynajmniej, jaki jestem”. Hiob nawet tego nie mówi. Wie od początku, że jest wierny. To inni o tym nie wiedzieli. Wierność jest dla Hioba wartością najwyższą. Dlatego jest wiernością wspaniałomyślną. Ona sama dla siebie jest nagrodą. Akt i nagroda są tu jednym i tym samym. Nie ma nic bardziej cennego niż wierność.
Z wierności tej szydzi diabeł. Powie na końcu: „I umarł Hiob, stary i syty dni”. I cóż mu przyszło z wierności? I tak umarł. Szyderstwem tym chce trafić do tych, którzy wierzą, że istnieje jakaś nagroda za wierność, cenniejsza niż wierność. Ale czy szyderstwo to ima się Hioba? Czy szyderstwo z wierności szkodzi wierności? Diabeł jest ojcem wszelkiej zdrady. Diabeł pracuje poprzez zdradę. I przez zdradę ginie. Gdy przyjdzie taki dzień, zdrada zdradzi samą siebie i wyszydzi własne szyderstwo. Dzień ten potwierdzi prawdę, że tylko wierność jest wieczna.
Ale sprawa Hioba to także sprawa Boga. Nie potrafimy utrzymać wzroku na Hiobie i na ludziach, którzy są wokół niego. Nasz wzrok i słuch ciąży ku Bogu. Nasz rozum pyta: jak to możliwe?
Friedrich Nietzsche mówił: „Człowiek staje się ateistą, gdy poczuje się lepszy od swego Boga”. Czy Hiob mógł poczuć się lepszy od swego Boga? Przyznajemy chętnie, że był już na granicy. Ale granicy nie przekroczył. A Bóg? Czy Bóg po próbie z Hiobem może się poczuć lepszy od swego sługi? Pytanie takie nie jest żadnym bluźnierstwem. Wiemy, że idea Boga podlega historycznemu rozwojowi i podlega mu również sposób rozumienia owej idei przez ludzi. Księgi Starego Przymierza nie opowiedziały o Bogu wszystkiego. A więc nie uciekajmy od pytania. Hiob także nie uciekał. Hiob chciał zrozumieć, dlaczego… Dlaczego zło dotyka człowieka? Dlaczego bólem jest życie człowieka? Ale gdyby Hiobowi opowiedzieć, że wszystko zaczęło się od „zakładu” między Bogiem a diabłem, czy ulżyłoby to jego bólom? Bardzo wątpliwe! Może nawet cierpiałby jeszcze więcej. Czy godzi się Bogu przekonywać do czegokolwiek diabła? Dlatego pytanie Hioba trzeba chyba rozumieć inaczej, jako pytanie: po co? Hiob nie pyta o przyczyny, lecz o nadzieję. Wielkością Hioba jest to, że jest otwarty na innego Boga niż Bóg z początków opowieści. Wiara Hioba jest bardziej nadzieją niż wiarą. Kim będzie ów inny Bóg? Będzie Hiobem Nowego Przymierza.
Powiedzieliśmy: kto źle myśli o człowieku, ten kiedyś będzie źle myślał o Bogu; ale kto będzie dobrze myślał o Hiobie, ten musi przyznać wcześniej czy później, że Bóg przyjdzie ku niemu pod postacią Hioba. I na tym polega wielka przemiana między Starym a Nowym Przymierzem. Apostoł Piotr nie będzie odkrywał Boga nad sobą, w najwyższym z kręgów istnienia, lecz niżej, jeszcze niżej, u swoich stóp, gdy poczuje nagle, że Syn Człowieczy obmywa mu nogi.
Znakomity tłumacz Księgi Hioba Czesław Miłosz napisał: „Być może moja praca tłumacza Biblii jest moim rytuałem oczyszczenia, bardziej skutecznym niż jakikolwiek nowoczesny wiersz czy proza. Oczywiście, ślęcząc nad Księgą Hioba, nie mogłem nie mieć przed oczami twarzy ludzi daremnie zwracających modlitwę ku niebu, barw ziemi, kształtu obłoków, niepojętego piękna przyrody, czyli wszystkiego, z czym dotychczas moja wyobraźnia nie umie dojść do ładu, tak jak nie umie dojść do ładu z hiobową skargą we mnie samym”. Wsłuchując się w rytm Księgi Hioba, Miłosz słyszał wołanie Ojczyzny. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Księga ta jest wieczna, a ziemia Uz jest wśród nas. To dobrze. Znaczy to bowiem, że sprawa wierności jest także naszą sprawą. Przeznaczeniem Księgi było: uczyć człowieka wierności. Nie inne wydaje się również przeznaczenie każdego z nas. Słowo „wierność” wskazuje na naszą ludzką i zarazem naszą ojczyźnianą sprawę. Jest w nas hiobowa skarga, to niewątpliwe. Ale nie można czerpać z Hioba samej skargi, z pominięciem jego nadziei.
Wierność rzetelna wyrasta nie tyle ze skargi, ile z nadziei. Trzeba to dobrze rozumieć: nie byłoby w życiu ludzkim skargi, gdyby nie było nadziei.
Na zdjęciu: James Barry, „Hiob i przyjaciele” – osiemnastowieczna grafika ze zbiorów Metropolitan Museum of Art, udostępniona bezpłatnie w domenie publicznej.