„Modlitwa to jedna z form medytacji” – „Patrzę na to z drugiej strony – dla mnie medytacja jest jedną z form modlitwy” – „Oczywiście, rozumiem”. Od wielu miesięcy na łamach miesięcznika „Znak” spotykali się w rozmowie neurobiolog Jerzy Vetulani i teolog ks. Grzegorz Strzelczyk. Teraz ich rozmowy można przeczytać w książce.
Czy badacz kory orbitofrontalnej, hipokampa i innych zakątków mózgu może znaleźć wspólny język z teologiem specjalizującym się w chrystologii? Czy takie spotkanie nie jest z góry skazane na klęskę? Przecież dyscypliny, które reprezentują uczestnicy tak pomyślanego dialogu, posługują się zupełnie różnymi słownikami, a w związku z tym inaczej też widzą człowieka i jego sprawy.
A jednak taka rozmowa jest możliwa – pod jednym, dobrze znanym, lecz rzadko stosowanym warunkiem. Tym warunkiem jest wzajemna uwaga. W rozmowach Jerzego Vetulaniego z ks. Grzegorzem Strzelczykiem najprzyjemniejsze jest śledzenie tego, jak uważnie słuchają siebie obaj rozmówcy. Nikt tu nikogo nie próbuje zdominować, chodzi raczej o to, żeby jak najlepiej pokazać własne stanowisko i jednocześnie spróbować zrozumieć poglądy drugiego. Uczestniczymy w rozmowie niezwykłej, pełnej humoru i lekkości, a jednocześnie nie stroniące od zagadnień najpoważniejszych. Czym jest miłość? Czy wolna wola w ogóle istnieje? Co o doświadczeniach mistycznych ma do powiedzenia biolog? Jaki związek ma oczekiwanie szczęścia wiecznego z układem nagrody w mózgu?
Teologowie niezbyt chętnie konfrontują się z przedstawicielami nauk ścisłych, zwłaszcza tych, które „zaglądają w duszę”. Ks. Strzelczyk nie przestraszył się takiej konfrontacji. Tak powstała książka „Ćwiczenia duszy, rozciąganie mózgu”, która ukazała się nakładem miesięcznika „Znak”.
Oto fragment rozdziału poświęconego wolnej woli:
G.S.: W pewnym momencie w naukach behawioralnych rozpowszechniło się przekonanie, że coś takiego jak wolność w ogóle nie istnieje. Pamiętam – uzasadniony zresztą – popłoch niektórych teologów moralistów, którzy dostrzegli już sytuację kryzysową: co zrobimy, jeżeli rzeczywiście okaże się, że wszystko jest zdeterminowane i wolności nie ma?
J.V.: Nie jest to przecież wyłącznie problem abstrakcyjnych akademickich dziedzin takich jak teologia czy filozofia. Bez wolności nie ma odpowiedzialności, a zatem kruszy się porządek prawny. Odkrycie absolutnej iluzoryczności wolnej woli doprowadziłoby do załamania całej struktury społecznej.
Jaki jest zatem dzisiaj status wolnej woli w neurobiologii?
Próbowano go określić na podstawie analizy podejmowania prostej decyzji, jaką jest ruch palca i naciśnięcie wybranego przycisku. Znane doświadczenia w latach 80. XX wieku prowadził amerykański psycholog Benjamin Libet. Śledził on aktywność elektryczną mózgu człowieka, który, patrząc na zegar i zapamiętując czas podjęcia decyzji, miał w wybranym momencie nacisnąć przycisk. Okazało się, że na sekundę, półtorej sekundy wcześniej, zanim podjęto świadomą decyzję, aktywność mózgu już znacząco rosła. Odległość czasowa była jednak na tyle niewielka, że można było argumentować, iż w doświadczenie wkrada się metodyczny błąd.
W 2008 roku John-Dylan Haynes z Instytutu Maxa Plancka w Lipsku przeprowadził podobne doświadczenie (badany miał do wyboru dwa przyciski), tyle że już nie z użyciem EEG, ale funkcjonalnego rezonansu magnetycznego. Aktywność w korze ciemieniowej i przedczołowej badanego zmieniała się przed powzięciem decyzji o naciśnięciu guzika i obserwując jej wzorzec, eksperymentator w większości przypadków wiedział, który guzik zostanie naciśnięty, siedem‒dziesięć sekund wcześniej, niż badany w swojej opinii zadecydował, co zrobi. Można by stąd wyciągnąć wniosek, że cały proces zachodzi bez udziału świadomości. W pewnym sensie mogłoby to być korzystne w perspektywie ewolucyjnej: nie muszę każdej czynności rozpoczynać z rozmysłem, mam już gotowy schemat działania…
Co jednak z wolną wolą?
Właśnie. Jest to kłopotliwe nie tylko z punktu widzenia teologii, ale również z perspektywy biologii. Bo jeżeli jestem już na siedem sekund przed przejściem przez ulicę zdecydowany, że przejdę, a w ostatniej sekundzie pojawi się samochód, to źle się to dla mnie skończy.
Doświadczenie mówi coś innego: zatrzymujemy się.
Musi więc być jakaś metoda na zmianę decyzji. W jej poszukiwaniu robiono doświadczenia, możliwe dzięki technikom neuroobrazowania, pozwalające dostrzec, że rzeczywiście, gdy przygotowuję się do działania, to mam jeszcze w ostatniej chwili możliwość powiedzenia „stop”. Odpowiadają za to miejsca nazywane ośrodkami świadomego weta znajdujące się w korze przyśrodkowoczołowej oraz przedniej brzusznej korze wyspowej.
Proces podejmowania decyzji jest złożony: najpierw następuje podświadome
przygotowanie tego, co i jak zrobimy, ale przed jego realizacją już na poziomie świadomości jest moment, w którym możemy ten proces zablokować. Konfrontujemy bowiem nasze działanie z checklistą – tak jak pilot sprawdza, czy nie działa wbrew jakiejś przyjętej procedurze, tak my kontrolujemy zgodność zachowania z naszymi poglądami, przyjętymi obyczajami, normami kulturowymi. Neurobiologia dowodzi, że mamy możliwość zatrzymania już wcześniej zaprogramowanego przez mózg procesu.
Czy to, że mogę dokonać świadomego weta – czyli że zatrzymuję się przed nadjeżdżającym samochodem, idąc w stronę jezdni – oznacza, że mam wolną wolę?
Być może da się w tym kierunku uogólnić ten przykład.
Czyżbyśmy w ten sposób znaleźli też odpowiedź na pytanie, gdzie w mózgu kryje się sumienie?
Przynajmniej wstępnie zakreśliliśmy przestrzeń, gdzie możemy go szukać.
Książkę „Ćwiczenia duszy, rozciąganie mózgu” można zamówić tutaj.