10 czerwca minie kolejna rocznica śmierci wybitnego psychiatry Antoniego Kępińskiego. Z tej okazji przypominamy kilka myśli ks. Józefa Tischnera poświęconych tej niezwykłej postaci, które znalazły się w „Alfabecie Tischnera” opracowanym przez Wojciecha Bonowicza.
Antoni Kępiński, lekarz psychiatra. Ten wie o człowieku więcej niż Freud, Heidegger, Lévinas. W moim przekonaniu to pierwsza po polsku odczuta, po polsku napisana, z polskiej dobroci płynąca, a zarazem uniwersalnie mądra, polska filozofia człowieka. Zarazem jakiś niezwykły sposób ratowania człowieka przed światem i przed samym sobą. Dodajmy: dzieło rozchwytywane przez ludzi i zarazem cudownie nieobecne na kartach ostatnich prac poświęconych filozofii człowieka.
Można go było zobaczyć na ulicach Krakowa bardzo wcześnie rano, około szóstej… Widziałem go raz w maju – słońce wschodziło, ja gdzieś biegłem na dworzec, a on niedbale ubrany, w jakimś zmiętym płaszczu, w sandałach o dwa numery za dużych, na bosych nogach, długimi, ciężkimi krokami niedźwiedzia szedł jako pierwszy na swoją klinikę, żeby rozmawiać z chorymi. Twierdził, że aby człowieka wyciągnąć z tego stanu, trzeba co najmniej trzystu godzin osobistej rozmowy. Kępiński te rozmowy prowadził – cierpliwie, spokojnie. (…) Klinika była dla niego domem. Dla chorych była miejscem rodzinnym.
U Heideggera jest bardzo interesująca analiza lęku i strachu, ale kiedy przeczytałem Lęk Kępińskiego, byłem zafascynowany: Heidegger wyróżnił dwa rodzaje lęku, a Kępiński chyba z pięćdziesiąt! Wtedy pomyślałem: „Jak ten facet umie czytać ludzkie doświadczenie!”. I zrozumiałem, że można robić filozofię człowieka, opierając się na doświadczeniu, na tym ogromie konkretnej wiedzy na temat człowieka, którą ma Kępiński.
Pomysł tworzenia w taki sposób filozofii bardzo mnie pociągnął. Kępiński swoją wiedzę o człowieku systematyzował za pomocą teorii metabolizmu. Wydawało mi się to o wiele sensowniejsze niż mechanistyczna w gruncie rzeczy teoria Freuda. Zawsze u Freuda widziałem mentalność hydraulika: człowiek u niego jest jak kocioł, w którym jest woda, jest ciśnienie, jest parcie… Natomiast w teorii Kępińskiego było miejsce i na teorię informacji, i na samowiedzę, wiedzę, autokontrolę, a do tego znać w niej było również ogromną wrażliwość na duchowość, na wewnętrzne życie człowieka. Miałem poczucie, że to jest wspaniały materiał na wielką polską filozofię człowieka: pisaną po polsku, uwzględniającą polskie doświadczenia, pełną nadziei.
Intuicje Kępińskiego znajdują poparcie w pewnej dyrektywie poznawczej, która ostatnio stała się popularna. Wyraża się ją zazwyczaj w formie: „aby poznać, trzeba pozwolić być”. „Pozwolić drugiemu być” — znaczy uznać, że wartością jest już samo istnienie drugiego, jakikolwiek by był. Ale Kępińskiemu idzie o coś bardziej konkretnego niż samo istnienie. Idzie o uznanie w drugim jego wolności. Pamiętam, jak kiedyś znalazłem się w jego klinice z okazji jakiegoś odczytu. Prowadzony do sali posiedzeń, zauważyłem, że obok gra muzyka i pacjenci tańczą. Nie potrafiłem zapanować nad zdziwieniem, bo jednak nieco inaczej wyobrażałem sobie tego rodzaju klinikę. Kępiński to zauważył i jakby się chciał usprawiedliwić — powiedział: „bo u nas wszystko wolno”.
Z Antonim Kępińskim spotkałem się jeszcze raz (…) na dwa albo trzy dni przed jego śmiercią. Był na klinice, w swoim szpitalu i muszę przyznać, że mi pomógł w pewnej sprawie, bardzo prostej. Ja się po prostu bałem chodzić do chorych. Bałem się, bo mi się wydawało, że ja nie umiem im nic powiedzieć. (…) I do Kępińskiego też się tak troszeczkę bałem, bo sobie myślę: no, wyjdę na głupiego, bo co ja mu powiem? To jest przecież taki ogrom cierpienia. No, cokolwiek mu bym mu powiedział, to przecież on i tak jest mądrzejszy od nas wszystkich. Ale kiedy wszedłem do niego, on się tak ogromnie ucieszył – jeszcze nic nie powiedziałem, a on się już cieszył… – i powiedział: „Bo wiesz co? Bo ty masz taką uzdrawiającą gębę”. I to mnie podbudowało na duchu, bo pomyślałem sobie, że już teraz nie muszę nic mówić, bylebym gębę pokazał, to już jakoś będzie (…), że temu choremu nie słów potrzeba, ale obecności.
I nagle zaczęliśmy mówić o Ewangelii. I tak się jakoś złożyło, że zatrzymaliśmy się przy scenie w Ogrojcu. Chrystus jest w Ogrojcu, apostołowie śpią, anioł – i Chrystus się modli: „Ojcze, Ojcze, niechaj odejdzie ode mnie ten kielich, ale nie jako ja chcę, ale jako Ty”. I Kępiński mówi: „Jakie to wielkie, jakie to wspaniałe, że człowiek nie wkracza na tę drogę pierwszy”.
Rozumiecie, co to znaczy nie wkroczyć na jakąś drogę [jako] pierwszy? Idziecie czasem w górach, jest śnieg, nie wiecie, czy droga dobra, czy zła, ale jest ślad. Ktoś przeszedł tą drogą, a jeżeli ktoś szedł, to znaczy, że się dojdzie do jakiegoś domu.
Ethos myślenia Kępińskiego rodził się ze spotkania z wojną. Kępiński otarł się o wojnę bezpośrednio, później wrócił do niej w badaniach byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Możemy zatem śmiało powiedzieć: w jego dziele natrafiamy na szczególny przypadek filozofii ukorzenionej w swój czas — filozofii po Oświęcimiu.
Fakt Oświęcimia dał początek różnym postawom i filozofiom: bezradności i filozofii ciążącej ku rozpaczy, heroizmowi i filozofii wykazującej, że pośród bestialstwa może kwitnąć heroizm. Kępiński wynosi z obozów koncentracyjnych pewną nadzieję, nadzieję tym dla nas cenniejszą, że wypróbowaną.
Książkę „Alfabet Tischnera” można zamówić tutaj.