„Kiedyś na nartach złamałem nogę i przyszedłem do Wojtyły z nogą w gipsie, o kulach. Popatrzył i powiada: >>To jest tak, kiedy ktoś najpierw jeździ, a potem się uczy<<”, wspomina ks. Adam Boniecki w książce „Trzeba czasem zażartować”, która ukazała się niedawno nakładem „Zwierciadła”. Współautorką książki jest Karolina Morelowska. Książka nosi podtytuł „Alfabet księdza Bonieckiego”.
„Apetyt”, „Ewolucja”, „Hamulec”, „Ignorancja”, „Luksus”, „Nieśmiałość”, „Sumienie”, „Wolność”, „Złość”, „Życie” – oto kilka przykładów z listy pojęć, którym poświęcone są kolejne rozdziały książki. Jest ich w sumie 25. Wybranych, jak przyznaje sam autor, nieco przypadkowo. Każde jest pretekstem do krótszej lub dłuższej rozmowy, w której obok refleksji jest też miejsce na wspomnienia. W kilku miejscach tej stosunkowo niewielkiej książki ks. Boniecki szkicuje portrety ludzi, których znał, z którymi był związany, których podziwiał. Obok Karola Wojtyły – któremu poświęcony jest osobny rozdział – pojawiają się m.in. bp Jan Pietraszko, Czesław Miłosz oraz ks. Józef Tischner.
Ten ostatni zostaje przywołany w rozdziale poświęconym głupocie – jako przykład wyjątkowego pedagoga, potrafiącego uświadamiać ludziom drzemiącą w nich mądrość. Tischner, wspomina Boniecki, „zawsze potrafił z, wydawałoby się, głupawego czy banalnego zdania, wypowiedzianego przez uczestnika dyskusji, wydobyć coś bardzo mądrego, co rzeczywiście było tam ukryte. Taka osoba natychmiast, w oczach, rozkwitała. Czuła się dowartościowana, to dodawało jej odwagi, pozwalało uwierzyć, że choć nieporadnie, to jednak coś ważnego dostrzega”. Mądrość, podsumowuje Boniecki ten wątek, spotkać można wszędzie, „często tam, gdzie się jej kompletnie nie oczekiwało, nie brało pod uwagę. Dlatego mądry św. Benedykt zaleca, aby w ważnych sprawach w pierwszej kolejności pytać o zdanie najmłodszego mnicha”.
W książce pełno znakomitych rad i celnych uwag. Oto na przykład refleksja o… uśmiechu. „Uśmiech to jakby strój – strojem wyrażamy nasz stosunek do innych. Uśmiech może być niejako elementem stroju. Pamiętam doskonale epokę, w której człowiek zawracał się do ekspedientki w sklepie z lękiem, miał poczucie, że jest intruzem. Ja wolę ekspedientkę ze służbowym uśmiechem. Łatwiej przejść od sztucznego uśmiechu do naturalnego, niż kiedy punktem wyjścia jest twarz wykrzywiona w nieprzyjemnym grymasie. To chyba krótsza droga”.
O pośpiechu, w którym gubi się sens życia, ks. Boniecki mówi m.in.: „My idziemy roztargnieni, spalamy się. Mam zrobić doktorat w czerwcu, w październiku wyjechać do Londynu, w przyszłym tygodniu przeczytać jedną mądrą książkę, na wiosnę wydać własną. Człowiek wpatrzony w swoje cele idzie i tratuje mnóstwo cudownych, niby nieistotnych darów. I dopiero, kiedy w drzwiach staje kostucha, zaczyna się tęsknić za drobiazgami, które nadają codzienności smak…”
„Trzeba czasem zażartować” to lektura pogodna, mądra i… trochę za krótka. Ale może właśnie dlatego poszczególne jej fragmenty czyta się uważniej, próbując współmyśleć ze znakomitym autorem.