Prowincjał marianów o. Tomasz Nowaczek zdjął zakaz występowania w mediach nałożony na ks. Adama Bonieckiego przez poprzednika. Przez prawie 6 lat ks. Boniecki mógł się pojawiać tylko na łamach „Tygodnika Powszechnego”.
Informacja przedostała się do mediów pod koniec lipca. Ks. Adam Boniecki opublikował więc na stronie internetowej „Tygodnika Powszechnego” oświadczenie, którego fragment publikujemy:
„Mój przełożony o. prowincjał Tomasz Nowaczek udzielił mi w ostatnim czasie pozwolenia na występowanie w mediach. Zakaz wydany 1 listopada 2011 r. przez poprzedniego ojca prowincjała marianów przestał więc mnie obowiązywać.
Zakaz opierał się na przepisach kościelnych, więc ani go nie kwestionowałem, ani nie zabiegałem o jego cofnięcie. (…) Uchylając zakaz poprzednika, nowy o. prowincjał prosił, by z tego faktu nie robić >>medialnego wydarzenia<<. Rozumiem, że stawiałoby to w niezręcznej sytuacji poprzednika, z którym zresztą ja sam zawsze pozostawałem w dobrych, braterskich stosunkach. Dodajmy, że nie tylko zakon, ale żadna instytucja nie lubi medialnego szumu wokół jej wewnętrznych spraw. Tak się jednak nie stało. Zresztą, obawiam się, stać się nie mogło.
Nie prosiłem o zwolnienie z zakazu i przyjąłem go w perspektywie: >>a może on ma rację?<<. Wbrew insynuacjom niektórych komentatorów wydarzeń z 2011 r. nie czułem, ani nie czuję przemożnego >>parcia na szkło<<. Zresztą poprzedni prowincjał uczynił w swoim zakazie wyjątek: pozwolił na publikowanie w moim >>Tygodniku Powszechnym<<.
Słuszne jest dominujące w (…) kościelnych przepisach przekonanie, że >>występujący w mediach duchowny reprezentuje Kościół<<. To go zobowiązuje np. do tego, by nikogo nie osądzać ani nie potępiać, nie występować jako >>rzecznik<< jakiejkolwiek partii politycznej, co niestety czasem się zdarza duchownym, jak np. arcybiskupowi (Szczecina), który (słyszałem w telewizyjnej transmisji z Mszy św.) głosił, że zwycięstwo PiS-u w wyborach było >>prawdziwym cudem<<.
Nie można jednak odmówić występującemu w mediach duchownemu prawa do oceny konkretnych wydarzeń, wypowiedzi, działań. Duchowny, który wobec dziejącego się zła będzie przed kamerami udawał, że >>nic się nie stało<<, kompromituje Kościół, który reprezentuje, budzi zgorszenie i popełnia grzech zaniedbania.
Wystąpienie publicznie, w którym są podejmowane realne problemy, niesie ze sobą ryzyko wrogich reakcji myślących (czujących) inaczej. Jednak zabierać głos tak, by się nikomu nie narazić nie ma sensu, a uciekanie duchownego od jasnej odpowiedzi w ważnych kwestiach w banalne slogany, również szkodzi Kościołowi. Jacek Kuroń mawiał: >>Jeśli chcesz się wszystkim podobać, to zapisz się do orkiestry dętej<<. Na pewno się nie zapiszę”.
Decyzja prowincjała została przyjęta z ulgą i radością przez sympatyków ks. Bonieckiego. W komentarzach podkreślano, że nakaz milczenia był niesprawiedliwy i dawno już powinien zostać cofnięty. „Nakazy mogą dotyczyć tych, którzy sieją nienawiść, nie tych, którzy tylko zdanie swoje mają. Może coś się zmieni, może nasi hierarchowie zrozumieją, że to tak nie działa, że nie mówić to nie znaczy zlikwidować problem”, napisał jeden z czytelników.
Pełny tekst oświadczenia ks. Bonieckiego można znaleźć tutaj.
Autorem zdjęcia jest Adam Walanus.