„Jedną z wielkich rewolucji chrześcijaństwa było to, że potrafiło ono przed strukturami ówczesnego świata zobaczyć dobroć ludzkiej woli”, mówił ks. Józef Tischner podczas rekolekcji w Nowym Targu w 1979 r.

Tematem jednej ze swoich konferencji Tischner uczynił wtedy „ducha rodzinnego”. Co jest jego istotą? Co sprawia, że rodzina jest rodziną? Oto pytania, które mogą powrócić do nas przy wigilijnym stole lub gdy w Święta będziemy podróżować do naszych krewnych. Warto więc pochylić się nad tekstem Tischnera, który podsuwa nam jedną z możliwych odpowiedzi: istotą ducha rodzinnego jest odkrycie drugiego człowieka, odkrycie jego dobrej woli.

Poniżej zamieszczamy tylko niewielki fragment wspomnianej konferencji; więcej można znaleźć w rozdziale „Dom” w książce „Krótki przewodnik po życiu”.

Czym jest duch rodzinny w świetle Ewangelii? Na to pytanie trzeba odpowiedzieć prosto: duch rodzinny jest w świetle Ewangelii drogą, po której Bóg kroczy ku nam. Każdy człowiek uczy się oblicza Boga z twarzy ludzkiej. Mówimy dziecku: czcij Boga. Ale co to znaczy „czcić”? Czcić znaczy: czcić ojca, czcić matkę, czcić przyjaciela, czcić dobrą pamięć bohatera. Czcić uczymy się w stosunkach z ludźmi. Tutaj rośnie nasze doświadczenie szacunku, z tych doświadczeń ludzkich ono wyrasta. I teraz, kiedy już w ogóle wiemy, co to znaczy „czcić”, rozumiemy, co to znaczy „czcić Boga”. Mówimy: miłuj Boga. Ale co to znaczy „miłować”? Miłuje się matkę, miłuje się ojca, miłuje się chłopaka, miłuje się dziewczynę. Miłuje się brata, siostrę, męża, żonę. Z tych doświadczeń ludzkich uczymy się tego, co to znaczy miłość. I kiedy już wiemy, co znaczy miłość, wtedy już rozumiemy, co to znaczy „miłować Boga”.

I tak z twarzy ludzkiej, z obcowania z ludźmi uczymy się obcowania z Bogiem, uczymy się oblicza Boga. I wyobrażamy sobie, że jeśli w naszym obcowaniu z drugim coś nie gra, coś pękło, że jeśli w naszej młodości nie nauczyliśmy się czcić, że kiedy przyszedł czas na miłość, myśmy się nie nauczyli kochać, wtedy także nasz stosunek do Boga będzie zafałszowany, krzywe będzie oblicze naszego Boga. (…) Według tej przestrzeni, w którą chwytamy człowieka i którą ograniczamy człowieka, ograniczamy także Boga. Z naszych spotkań z ludźmi wyrastają nasze spotkania z Bogiem. I kiedy my pozwalamy drugim być, to znaczy, że pozwalamy na to, aby Bóg przychodził do nas.

Stajemy dziś, moi drodzy, wobec trudnego zadania: odnowić w sobie ducha rodzinnego. (…) Skoncentrujmy naszą uwagę na twarzach najbliższych nam osób. Na twarzach tych ludzi, z którymi na całe życie powiązał nas mądry los. I spróbujmy w stosunku do tych ludzi odnowić ducha rodzinnego, który jest drogą Boga do człowieka. A potem spróbujmy zrobić to samo w stosunku do tych, którzy są dalej. Innymi słowy, spróbujmy umocnić w sobie wspaniałomyślność. Bo my – „wyrobnicy”, niemniej „poetycko mieszkamy” na tej ziemi.

Jak to uczynić? Najlepiej zrobimy, jeżeli nawiążemy do modlitwy „Ojcze nasz”, do słów: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Są to najpiękniejsze i najgłębsze słowa, jakie wydała nasza ludzka kultura. Zarazem są to słowa bardzo trudne do zrozumienia. Ale znajdujemy się w samym środku Ewangelii. (…) Co to znaczy: odpuść winy? Aby odpuścić winy drugiemu człowiekowi – zawsze mamy sobie coś do odpuszczenia – trzeba najpierw coś odkryć. U źródeł odpuszczenia win leży jakieś odkrycie drugiego człowieka. Trzeba zobaczyć, trzeba wydobyć na jaw to, co się zobaczyło. Co [takiego]? Krótko: trzeba wydobyć na jaw dobrą wolę człowieka. Ze wszystkich istot na ziemi jedynie człowiek jest „istotą dobrej woli”. Dobra wola odróżnia człowieka od zwierząt, bo dobra wola oznacza, że w człowieku jest samoistne źródło dobroci. Skrzywdzone zwierzę gotowe jest skrzywdzić jeszcze bardziej. Zraniony wilk staje się jeszcze bardziej niebezpieczny niż wilk zdrowy. Inaczej człowiek. Człowiek jest jedyną istotą na świecie, która na rzucony w jej stronę kamień może odpowiedzieć chlebem. Kiedy Judasz przyszedł w Ogrojcu, ażeby wydać Chrystusa, Chrystus mówi do niego: „Przyjacielu, po coś przyszedł?”. Mówi: „Przyjacielu…”. Odkryć dobrą wolę w człowieku to znaczy przede wszystkim: przedrzeć się przez pewne złudzenia, którymi świat ubiera człowieka. Bo świat narzuca na nas pewne struktury. Ktoś jest lekarzem, ktoś jest nauczycielem, ktoś jest księdzem. Są to pewne struktury narzucone człowiekowi przez życie, którym żyje. I te struktury są po to, żeby było wyjście dla dobrej woli człowieka. Ale czasem my jak gdyby zatrzymujemy się, wpatrzeni w człowieka, na samej strukturze. Zafascynowani strukturą, nie widzimy tego, co się kryje poza strukturą: nie widzimy dobrej woli człowieka. Jedną z wielkich rewolucji chrześcijaństwa było to, że potrafiło ono przed strukturami ówczesnego świata zobaczyć dobroć ludzkiej woli. Św. Paweł pisał: „Nie ma już w Chrystusie ani Greka, ani Żyda, ani Rzymianina. Nie ma niewolnika i nie ma właściciela niewolników. Wszyscy są dziećmi Chrystusa”. To, co jest – to, co naprawdę jest – to dobroć ludzkiej woli.

Książkę „Krótki przewodnik po życiu” można zamówić tutaj.

Autorem zdjęcia jest Wojciech Bonowicz.