„Czymże jest myślenie? Jest rodzajem duchowej siły, dzięki której człowiek uwalnia się od złudzeń: złudzenia pozornej wiedzy i fałszywej pewności”, pisze ks. Tischner w książce „Wędrówki w krainę filozofów”.

Publikujemy rozdział tej książki zatytułowany „Narodziny myślenia”. Bohaterem tego rozdziału jest Sokrates, który gotów był poświęcić życie w obronie swoich przekonań. Czego możemy się nauczyć od Sokratesa? Jak rozumiał on myślenie? Jakie stawiał mu cele? O tym traktuje poniższy fragment książki.

Z nauką myślenia jest trochę tak jak z nauką chodzenia: trzeba sobie znaleźć mistrza, uchwycić go za rękę, iść parę kroków, a potem spróbować samemu. Ale jest pewna różnica: kto raz nauczył się chodzenia, ten może zapomnieć o mistrzu. Kto zaczął sam myśleć, powinien od czasu do czasu wrócić do wzoru. Jednym z mistrzów naszego myślenia jest Sokrates. W naszej wędrówce po krainie filozofów spróbujmy odwiedzić jego dom.

Zawsze z głębokim wzruszeniem wracam do niewielkiego dzieła Platona pod tytułem „Obrona Sokratesa”, aby na jego przykładzie rozważać sprawę myślenia. Myślenie właśnie pojawiło się na Bożym świecie. Dziełko to opisuje, jak stary Sokrates stanął przed sądem, aby bronić nie tylko swojej filozofii, ale również swego życia. Przeciwnicy zarzucają mu, że „popełnia zbrodnię i dopuszcza się występku, badając rzeczy ukryte pod ziemią i w niebie i ze słabszego zdania robiąc mocniejsze i drugich tego samego nauczając” . Sokrates broni się przed sądem myśleniem. Czy przekona przeciwników? Wiemy, że mu się to nie udaje. Sokrates zostaje skazany na śmierć. Ale pozostaje po nim wzór myślenia. Wzór, który zobowiązuje nas dziś jeszcze. Spróbujmy zobaczyć, jak Sokrates widzi swoje myślenie. Gdzie są jego początki, gdzie jego cele, jakimi ścieżkami biegnie myślenie od początku do celu?

Sokrates opowiada o początkach myślenia. Oto razu pewnego jeden z jego przyjaciół Chajrefon poszedł do Delf, aby zapytać wyroczni, czy jest w Atenach ktoś mądrzy od Sokratesa. No i wyrocznia powiedziała, że nikt nie jest mądrzejszy. Odpowiedź ta wprowadziła Sokratesa w niebywałe osłupienie: „Co też to bóg mówi? Cóż ma znaczyć ta zagadka? Bo ja, doprawdy, ani się do wielkiej, ani do małej mądrości nie poczuwam. Więc cóż on właściwie mówi, kiedy powiada, że ja najmądrzejszy? Przecież chyba nie kłamie. To mu się [nawet] nie godzi” .

Sokrates próbuje spierać się z wyrocznią. Odwiedza ludzi, którzy uchodzą za mądrych: poetów, artystów, nawet polityków. Rozmawia z nimi, sprawdza ich. I co odkrywa? Ludzie ci jedynie uważają się za mądrych, ale mądrymi nie są. Czytamy: „Wróciwszy do domu zacząłem miarkować, że od tego człowieka jednak jestem mądrzejszy. Bo z nas dwóch żaden, zdaje się, nie wie o tym, co piękne i dobre; ale jemu się zdaje, że coś wie, choć nic nie wie, a ja, jak nic nie wiem, to mi się nawet i nie zdaje. Więc może o tę właśnie odrobinę jestem od niego mądrzejszy, że jak czego nie wiem, to i nie myślę, że wiem”.

Czymże jest tu myślenie? Jest rodzajem duchowej siły, dzięki której człowiek uwalnia się od złudzeń: złudzenia pozornej wiedzy i fałszywej pewności. Myślenie nie przepowiada przyszłości, nie opowiada o niewidzialnej stronie świata, nie uczy człowieka panować nad żywiołami tej ziemi. Ono oczyszcza śmietnik, jaki codzienność robi nam z głowy.

Praca myślenia wiąże się z ryzykiem. Ludzie przywiązują się do swych złudzeń. Mają zresztą często takie złudzenia, bez których nie mogliby żyć. Gdy ktoś chce pozbawić ich takich złudzeń, czyni sobie z nich śmiertelnych wrogów. Sokrates został skazany na śmierć przez tych, którzy złudzenia cenili wyżej niż prawdę. Sokrates tak opowiadał przed sądem o swym posłaniu: „Ja jeszcze i dziś chodzę i szukam tego, i myszkuję, jak bóg nakazuje, i między mieszczanami naszymi, i między obcymi, jeżeli mi się który mądry wydaje, a jak mi się który mądry wydaje, to zaraz bogu pomagam i dowodzę takiemu, że nie jest mądry. I to mi tyle czasu zabiera, że ani nie miałem kiedy w życiu obywatelskim zrobić czegoś, o czym by warto było mówić, ani koło własnych interesów chodzić; ostatnią biedę klepię przez tę służbę bożą” .

Tak, o wiele bezpieczniej utrwalać istniejące złudzenia, niż je rozpraszać. Człowiek, który uwalnia się od iluzji i fałszywej pewności wchodzi w głąb samego siebie. Rozpoznaje tam źródła złudzeń i źródła niewoli, która bierze się ze złudzeń. Zaczyna rozumieć, co w nim samym jest najistotniejsze. Zaczyna po nowemu miłować samego siebie. Tak rodzi się w nim myślenie. Ono się  r o d z i. Słowo „rodzi” trzeba brać dosłownie. Spotkanie z filozofem zapłodniło duszę, a reszta należy już do samej duszy. Najpierw wydawało się, że myślenie jest dzieckiem człowieka, a teraz wszystko wskazuje na to, że to człowiek może stać się dzieckiem swego własnego myślenia.

Zachęcamy do lektury całej książki. Polecamy ją w szczególności tym, którzy o filozofii chcą rozmawiać z młodzieżą. Książkę można zamówić tutaj.