„Chrześcijaństwo mówi: cierpienie nie jest pomysłem Boga, to jest pomysł diabła. A pomysłem Boga jest, aby z cierpienia wydobyć zbawienie. Chrześcijaństwo mówi: gdy cierpisz, patrz na Chrystusa, i nic więcej”. Na Święta Wielkanocne polecamy do przemyślenia fragment książki „Tischner. Rozmowy z mistrzem”, która w najbliższych dniach trafi do księgarń.
Poniższy fragment pochodzi z rozmowy „O wcieleniu”, którą z ks. Józefem Tischnerem przeprowadzili Katarzyna Janowska i Piotr Mucharski. Był to jeden z odcinków cyklu zatytułowanego „Rozmowy na koniec wieku”. Wywiad otwiera książkę „Tischner. Rozmowy z mistrzem”, która ukazuje się w tych dniach nakładem Wydawnictwa Znak.
Ks. Józef Tischner: Jeśli chodzi o Boga, to cała liturgia wzięła się z cielesności. Ksiądz przy ołtarzu każdym gestem rozmawia z Bogiem, ale jest jeszcze w tym coś większego. Mianowicie przy ołtarzu dokonuje się odkrycie ciała jako żertwy ofiarnej. Koniec końcem kapłan mówi: to jest ciało moje. Przy tym jest to trochę porażające, że się nie mówi: ciało Jezusa, tylko ksiądz mówi: ciało moje, które za was wydaję.
Co to znaczy? To znaczy, że losem ciała jest śmierć, ale nie byle jaka śmierć. Śmierć jako ofiara. I dopiero z tej ofiary wynika zmartwychwstanie. Dramat ciała kończy się przemianą ciała w coś niezwykle głębokiego, już nie zabawowego, już nie tylko grającego, ale właśnie w żertwę ofiarną. (…)
W jakim sensie dzisiaj – dla naszej świadomości – ciało może być żertwą ofiarną? Mamy w sobie szukać gotowości do wydania go na cierpienie?
Boże broń, to byłoby jakieś cierpiętnictwo. Sens jest taki, że cierpienie i śmierć tak czy inaczej przychodzą. Ale nie przychodzi świadomość sensu śmierci i sensu cierpienia. O to musimy się dopiero dobijać.
Na czym polega odkrycie chrześcijaństwa? Na pewno nie na tym, że poda się człowiekowi nową formułę na cierpienie. Zbawiaj się i cierp. To byłoby nieludzkie. Chrześcijaństwo mówi: cierpienie nie jest pomysłem Boga, to jest pomysł diabła. A pomysłem Boga jest, aby z cierpienia wydobyć zbawienie. Chrześcijaństwo mówi: gdy cierpisz, patrz na Chrystusa, i nic więcej.
To jest bardzo ciekawe, że ludzie chorzy bardzo często chcą umrzeć. Różnica między chrześcijaninem a niechrześcijaninem polega na tym, że chrześcijanin – idąc w stronę śmierci – wie, że nie idzie pierwszy. Przed nim przeszedł tę drogę Ktoś.
Chrześcijanin też nie wie, co go czeka po śmierci, ale myśli sobie: wolę z Chrystusem przegrać, niż wygrać z przeciwnikami Chrystusa. W życiu może nie jest najważniejsze to, w co się gra, ale z kim się gra.
Czy człowiek może przestać się bać śmierci, skoro nawet Chrystus się jej bał i modlił się do swego Ojca, żeby odsunął od Niego to, co go czeka?
Jest to scena w Ogrojcu, przy czym do końca nie wiadomo…
…czy chodzi o lęk przed śmiercią, czy przed cierpieniem.
Nie kładłbym w tej scenie nacisku na początek modlitwy, ale na jej koniec, kiedy Chrystus mówi: nie moja, lecz Twoja wola niech się dzieje. Czymże jest wola Boga? Wola Boga jest wolnością Boga. A wolność Boga jest miłością Boga. Więc kiedy Chrystus mówi: dziej się wola Twoja, to znaczy również: dziej się wolność Twoja i dziej się miłość Twoja. Taki jest sens.
Umieranie nie jest rzeczą przyjemną, ale jeżeli człowiek ma prawo powtórzyć tę modlitwę: jeśli możesz, odsuń ten kielich, ale jeśli trzeba, to dziej się miłość Twoja – wówczas ono ma sens.
To jest odpowiedź na płaszczyźnie religijnej, ale jest tak płaszczyzna naszego życia, którą znamy dobrze z monologu Hamleta. Hamlet rozstrzyga dylemat: być albo nie być. I odpowiedź „być” bierze się ze strachu przed tym, że on nie wie, po ludzku nie wie, co jest po drugiej stronie. Boi się tego i dlatego zgadza się na życie, które jest zgniłym kompromisem, codziennym mały cierpieniem, czymś ponurym i absurdalnym.
U źródeł każdego strachu jest jakaś miłość. Nie lękalibyśmy się, gdybyśmy czegoś nie kochali. I Hamlet w tej scenie kocha. Może nawet kocha swoje tragiczne ciało. W chrześcijaństwie jest tak, że będziesz zbawiony o tyle, o ile w tobie jest miłość. Dzięki cząstce miłości do własnego ciała, nasze ciało zostaje zbawione. Dlatego nie dezawuowałbym lęków. One są czasem znakiem wielkości człowieka.
Czyli śmierć można oswoić tylko poprzez miłość? Miłość do piękna, jak było w antyku, lub miłość do Boga, tak jak jest w tradycji chrześcijańskiej?
Byłoby to trochę abstrakcyjne, gdybyśmy powiedzieli: miłość do Boga. Bóg koniec końcem jest kimś, o kim więcej nie wiemy, niż wiemy. Ale śmierć powinna być zawsze dla kogoś, może nawet i za kogoś. Poprzez śmierć my się nawzajem zbawiamy.
Bardzo ciekawą historię opowiadał mi jeden z moich przyjaciół. Miał czternaście lat, kiedy trafił do partyzantki. Jeden z generałów przemawiał do partyzantów, młodych chłopców: „Pamiętajcie, wy tu nie jesteście po to, żeby przeżyć. Polska jest tu po to, żeby przeżyć, a wy przygotujcie się na to, że zginiecie”. Ci chłopcy słyszeli takie słowa i zostali w partyzantce. Nie zostawaliby, gdyby w tych słowach nie zawierała się najgłębsza prawda o losie człowieka. Zawsze, nawet najspokojniej – w łóżku, umiera się za innych.
Książkę „Tischner. Rozmowy z mistrzem”, z której pochodzi powyższy fragment, można zamówić tutaj.
Książka ukaże się także jako audiobook.
Na zdjęciu: Abraham Janssen van Nuyssen, „Chrystus w grobie z dwoma aniołami”, ok. 1610. Obraz ze zbiorów Metropolitan Museum of Art. Zdjęcie zostało udostępnione bezpłatnie przez MMA w domenie publicznej.