„Na granicy – mówiąc tak po prostu i po naszemu – można albo zgłupieć, albo zmądrzeć. Można powiedzieć tak: kto głupi, a postawi się go blisko granicy, to zostanie jeszcze głupszy, a kto mądry i stanie blisko granicy – ten zobaczy wielkie horyzonty i wielki świat”, mówił w 1992 roku do górali ks. Józef Tischner. Jego refleksję o ludziach pogranicza można znaleźć w książce „Mądrość człowieka gór”. Poniżej przedrukowujemy jej fragment.
Chodzi o tekst zatytułowany „Człowiek pogranicza”. Jest to tekst kazania wygłoszone 24 maja 1992 r. w Lipnicy Wielkiej podczas uroczystości powtórnego wmurowania tablicy ku czci Piotra Borowego – działacza niepodległościowego, członka polskiej delegacji na konferencję pokojową w Paryżu w 1919 r.
Chciałbym, abyśmy w tym szczególnym dniu zastanowili się bliżej nad słowami św. Pawła Apostoła, który tak pisze: „Wyrzućcie stary kwas, abyście się stali nowym ciastem, jako że przaśni jesteście. Chrystus bowiem został złożony w ofierze jako nasza pascha. Tak przeto odprawiajmy święto nasze nie przy użyciu starego kwasu, kwasu złości i przewrotności, lecz przaśnego chleba czystości i prawdy”.
To bardzo głębokie powiedzenie: stary i nowy kwas… Kwasu używały nasze matki, babki do wypieku chleba. Kwas był potrzebny, aby chleb nabrał smaku. Kwas wchodził do ciasta i przemieniał to ciasto od środka, od wnętrza. Jezus Chrystus mówi, że takim kwasem jest Słowo Ewangelii. Ono wchodzi w człowieka, wchodzi w naród i przemienia człowieka, przemienia naród jakby od wewnątrz.
My wiemy dobrze, że jest głęboka różnica między przemianą człowieka od zewnątrz a przemianą od wewnątrz. Przeciwko tej przemianie od zewnątrz człowiek bardzo często się buntuje. Wydaje mu się, że ta przemiana zewnętrzna jest ograniczeniem jego wolności, jego swobody. Inaczej z przemianą wewnętrzną. W gruncie rzeczy człowiek chce być lepszy, niż jest. Ale chce być lepszy od wewnątrz – od sumienia, od serca. I oto tutaj pragnienie człowieka i słowa Ewangelii jakoby spotykają się ze sobą. Kwas to jest duchowa siła, która człowieka przemienia od wewnątrz. I na tym też polega posługa Ewangelii, posługa Kościoła. Trzeba dzisiaj to bardzo dobrze zrozumieć, żeby nie było nieporozumień: siła Kościoła jest siłą Ewangelii, a siła Ewangelii polega na zdolności przemieniania od wewnątrz człowieka, parafii, ojczyzny.
Mamy dzisiaj, moi drodzy, pochylić się nad pamięcią Piotra Borowego. Wydaje mi się, że Piotr Borowy, gazda, był takim kwasem, który od wewnątrz przemieniał nasz kraj, nasz naród. Powiedziałbym nawet tak: jest on u nas stanowczo za mało znany! Myślę, że po tej uroczystości będzie lepiej znany i wtedy to dzieło wewnętrznej przemiany może pójść głębiej.
Nazwałbym Piotra Borowego człowiekiem pogranicza. Urodzony tutaj, na Orawie, żył na skrzyżowaniu wielu kultur. Bo pamiętajmy o tym, że przez długie, długie wieki ten kraj, ta okolica była miejscem krzyżowania się wielu kultur. Kultury polskiej, kultury słowackiej, kultury węgierskiej, austriackiej, co więcej – są nawet ślady wpływów wołoskich i ruskich.
Kim są ludzie pogranicza? Powiem bardzo po prostu: pogranicze może człowieka albo zawężać, albo poszerzać. Żyjąc na granicy, można się stać człowiekiem ciasnym, zapatrzonym tylko w siebie samego. Żyć – jak św. Paweł powiada – „kwasem złości i przewrotności”. Ale będąc człowiekiem pogranicza można się także poszerzyć, można mieć szerokie horyzonty. Pamiętajmy o tym, że nasi najwięksi pisarze polscy często byli ludźmi pogranicza. Nie byłoby Mickiewicza bez Litwy, nawet nie byłoby go bez Rosji; nie byłoby Słowackiego bez wpływów ukraińskich. Pogranicze to wielka szansa poszerzenia horyzontów. Na granicy – mówiąc tak po prostu i po naszemu – można albo zgłupieć, albo zmądrzeć. Można powiedzieć tak: kto głupi, a postawi się go blisko granicy, to zostanie jeszcze głupszy, a kto mądry i stanie blisko granicy – ten zobaczy wielkie horyzonty i wielki świat.
Piotr Borowy był człowiekiem pogranicza. I było w nim coś, co jest wspólne Polakom, Słowakom, Węgrom: była w nim wiara. Ta wiara ma w sobie coś niesłychanego. Co? Kochani moi – siłę! Jest to tak wielka potęga tej wiary, że dzisiaj trzeba nam przed nią schylić kolano… (…) Myśmy wszyscy z tego wyrośli. Od tego, choćbyśmy się sami chcieli odciąć, to się i tak nie odetniemy. Bo to jest taki wiatr, jak ten wiatr od Babiej Góry, który wieje między naszymi sumieniami. Człowiek pogranicza – ale człowiek szerokich horyzontów. Mądry z domu, ale dzięki temu, że żył tu i widział rozmaite światy, jeszcze bardziej mądrzejszy.
Moi drodzy, jest coś przedziwnego w stosunku Piotra Borowego do Polski. Polska była jego ojczyzną, pielęgnował ją w sercu jak wielką – wybaczcie to słowo –najpiękniejszą baśń. A zarazem znał wszystkie wady Polaków. Dobrze je znał! Moi drodzy, w tym jest coś charakterystycznego, bo cokolwiek by się powiedziało o tej Polsce, jedno jest tam pewne: że Polska ma zarówno swoich chwalców Polaków, jak i Polaków – swoich krytyków. Nie ma takich rzeczy krytycznych o Polsce, których by sami Polacy nie powiedzieli. Największa krytyka wad Polski wychodzi z ust samych Polaków. W wieku XIX, gdy wydawało się, że o Polsce nie należy źle mówić, bo jej nie ma, Cyprian Norwid rzucał gromy na polską głupotę, na polską krótkowzroczność, na polską ciasnotę. Powiedział przepiękne słowa: „Bo ojczyzna – ziomkowie – jest to moralne zjednoczenie, bez którego partyj nawet nie ma – bez którego partie są jak bandy lub koczowiska polemiczne, których ogniem niezgoda, a rzeczywistością dym wyrazów”. Patrzył na ten naród jakby z dwojakiej perspektywy: od środka i z zewnątrz. Śnił mu się wielki mit zgody między narodami.
Człowiek pogranicza…. Mam wielki szacunek a nawet ogromną wdzięczność dla ludzi z pogranicza, właśnie tego polsko-słowackiego, bo sam przecież z takiego pogranicza się wywodzę. Przed kilkoma laty w Stanach Zjednoczonych spotykam wybitnego naukowca, doradcę Episkopatu amerykańskiego. Rozmawiamy na temat sytuacji w ówczesnej jeszcze Europie Wschodniej. Dziwię się, że ją tak dobrze zna. Pytam się: „Profesorze, skąd się to bierze?”. „A bo ja jestem urodzony w Kieżmarku”. Michael Novak, jeden z wybitnych myślicieli amerykańskich… Mówię: „Profesorze, jednakowym wiatrem myśmy oddychali!”.
Nie chcę tutaj wymieniać wszystkich moich znajomych i przyjaciół z tamtej strony granicy, ale pozwólcie, moi drodzy, na świeże wspomnienie. W grudniu zostałem zaproszony z wykładem do Bratysławy. Jakież było moje zdumienie, kiedy w pierwszym rzędzie na moim wykładzie, wśród słuchaczy, widzę obecnego premiera Słowacji. Potem spotykamy się. Moja matka i jego rodzina – z sąsiednich wsi. Ja się śmieję: „Panie premierze, nie jest wykluczone, że krowy mojego dziadka czasem na waszą łąkę wdepnęły”. „A owce waszego dziadka – na naszą”. I śmiejemy się z tych dowcipów historii. On pyta mnie potem: „Co wy tam w Polsce robicie? Czy ludzie nie obawiają się w tych dzisiejszych przemianach »dzikiego« kapitalizmu? Bo u nas mamy z tym problemy”. I oto dochodzi do bardzo ciekawej dyskusji między dwoma – pozwólcie – ludźmi z pogranicza.
Gdyby nie to pogranicze, kochani moi, nie byłoby góralskiej muzyki. Bo muzyka była szczególnie wrażliwa na wpływy okolicznych kultur. Nie mówię już o wielkiej wspólnej legendzie – o Janosiku. Nie mówię o wpływach architektury, o wpływach literatury. Ale trzeba powiedzieć i o tym, że przecież te południowe granice Polski były od wielu, wielu wieków granicą pokoju. Paliło się nad Rzecząpospolitą na wschodzie, na zachodzie, paliło się na północy. Na południu było spokojnie. Czy nie była w tym jakaś zasługa ludzi pogranicza?
Często śmieję się i mówię: wiecie co? Najlepiej budować przyjaźń polsko-słowacką – przepraszam tutaj bardzo przedstawicieli władzy – na przemytnikach. Bo przemytnicy są znakomici! Nigdy się nie kłócą, zawsze się dobrze rozumieją… (…)
Drodzy moi, myślę, że Piotr Borowy jako człowiek pogranicza może być pomostem. Myślę, że trzeba z niego uczynić pomost. Pomost, po którym wędrować będą kultury tej nowej Europy. Dlaczego on ma być pomostem? Ze względu na kwas, który w sobie ma. Trzeba nawet więcej powiedzieć – on tym kwasem jest! Ze względu na świadectwo wiary, ze względu na Ewangelię, którą do nas przemawia. (…) Bo chcę powiedzieć tak: tu są nasi, sami nasi. Nasi – to znaczy ludzie pogranicza. Może niektórzy czują się Polakami, może niektórzy Słowakami, może niektórzy Węgrami, może niektórzy Rosjanami. Któż to może wiedzieć, kogo dzisiaj łaska Boża do kościoła przyprowadziła? Ale to są sami nasi! Tak jak myśmy czasem krzyczeli, patrząc na gościniec, po którym nasi ojcowie wracali z jarmarku: „Nasi jadą!”, tak tutaj są sami nasi. (…) Ci nasi potrzebują kwasu, żeby ich od wewnątrz przemienił. My chcemy tej przemiany!
Książkę ks. Józefa Tischnera „Mądrość człowieka gór” – z bardzo atrakcyjnym rabatem – można zamówić tutaj.