„Poczucie tego, co boskie, poczucie Boga, boskiej miłości – to jest coś, co możemy bezustannie poruszać, ale czego nigdy w pełni nie wyartykułujemy”, mówi Charles Taylor w rozmowie z Martą Soniewicką i Miłoszem Puczydłowskim.

Wybitny kanadyjski filozof, laureat m.in. Nagrody Templetona, Nagrody Klugego i nagrody Berggruena, był w mijającym roku gościem Festiwalu Kopernika, podczas którego dzielił się swoimi refleksjami nad naturą języka. Przy tej okazji udzielił też obszernego wywiadu „Tygodnikowi Powszechnemu”. Wywiad został właśnie opublikowany w świątecznym numerze pisma (nr 51/2019) w specjalnym dodatku z cyklu „Wielkie pytania na nowo”, zatytułowanym „Bóg”. Poniżej publikujemy jego fragment.

Pańskiej filozofii blisko do tradycji chrześcijańskiej, zgodnie z którą „na początku był Logos (było słowo)”. Jak Pan rozumie to stwierdzenie?

Idea Logosu to idea słowa, które bardzo odbiega od słów, którymi się posługujemy. Aby to wyjaśnić, najłatwiej mi jest się posłużyć analogią do wielkich dzieł literackich, takich jak „Bracia Karamazow” Dostojewskiego. Ta powieść, słowa, którymi ujęto świat, otworzyła przede mną cały świat – jacy ludzie są, jakie są ich możliwości – to otworzyło przestrzeń nowych znaczeń dla mnie. Dzięki temu mogę zrozumieć życie ludzkie, które wcześniej było dla mnie niedostępne. Na tym więc polega twórcza moc języka.
Jednak jako metafora teologiczna to stwierdzenie odnosi się do twórczej mocy, która nie tylko otwiera dostęp do czegoś, ale stwarza to, co jest. Więc to jest ten skok teologiczny, w którym nasza relacja ze światem staje się dla nas zrozumiała i w którym otwieramy się na nowy wymiar rzeczywistości i doświadczeń. Ta metafora mówi także, że świat jest czymś stworzonym, co nas samych może też kształtować i przekształcać.

W Księdze Rodzaju czytamy nie tylko o tym, że świat został stworzony przez Boga, ale też o tym, że nazywanie wszelkich stworzeń zostało oddane Adamowi. W ten sposób Bóg zaprosił człowieka do udziału w akcie stworzenia?

Można tak powiedzieć. Z pewnością nazywanie otwiera nas na rozumienie rzeczy, które byłyby dla nas niedostępne, gdybyśmy nie mieli słów. Ale z perspektywy teologicznej można by to rozumieć tak, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. To, co robi Adam, i co my robimy w Adamie, stanowi pewną analogię do tego, co czyni Bóg stwarzając.

Na czym polega tajemnica języka? Czy jest tak, że my mówimy językiem, czy raczej to język mówi nami?

Musimy zrozumieć, że język wyraża o nas wiele głębokich rzeczy, które stanowią dla nas wezwanie do odczytania. Ludziom często się wydaje, że język jest jedynie instrumentem komunikacji. Istnieje jednak także to inne podejście, które nazywam właśnie podejściem etnograficznym. Zaczyna się ono od stwierdzenia: „czegoś o tobie nie rozumiem”. Wiąże się ono z zadawaniem pytań, dlaczego ktoś użył takiego, a nie innego wyrażenia. Jest próbą zrozumienia tego, co się wokół nas dzieje.

W swojej ostatniej książce wspomina Pan Johanna Hamanna, filozofa pruskiego oświecenia, który powiedział, że świat jest mową Boga, a dla nas dostępne są tylko tłumaczenia, dlatego nie możemy pojąć oryginału. Niektórzy naukowcy, jak np. Michał Heller, twierdzą, że matematyka jest językiem Boga. Inni, jak genetyk Francis Collins, twierdzą, że DNA jest językiem Boga. Czy te metafory do Pana przemawiają?

To zależy, co oni przez to rozumieją. Może być tak, że istnieje pewna głęboka prawda, której nie da się przetłumaczyć na kategorie niematematyczne, zwykłą mowę, jaką posługują się ludzie. Można jedynie dać pewną wskazówkę, jak to coś rozumieć, ale czasem nie da się tego przetłumaczyć na inny język niż matematyka, czy w ogóle na jakikolwiek inny język, z którym mamy do czynienia. Nie da się tego wyrazić w innym języku niż oryginalny bez utraty znaczenia. Jest tu więc pewna analogia do Hamanna, z tym że on traktował to stwierdzenie, iż świat jest mową Boga, z teologicznego punktu widzenia bardzo poważnie.

Wielokrotnie podkreślał Pan, m.in. w ostatniej książce, że funkcją języka jest łączenie nas na powrót ze sobą samym, z innymi, ze światem. Czy sądzi Pan, że jest coś, np. w naszym moralnym bądź religijnym doświadczeniu, co wykracza poza artykulację?

Bez wątpienia. Nigdy nie będziemy w stanie w pełni wszystkiego wyrazić. Poczucie tego, co boskie, poczucie Boga, boskiej miłości – to jest coś, co możemy bezustannie poruszać, ale czego nigdy w pełni nie wyartykułujemy. Takie próby nigdy się nie skończą. Nie są one bezsensowne, ale nigdy nie pozwolą nam na oddanie tego w pełni.

Sztuka, poezja, literatura, muzyka mogą nam pomóc uzyskać wgląd w tego typu doświadczenia?

Oczywiście. Tu znowu widać, że dysponujemy różnymi językami. Więcej niż jednym medium, więcej niż jednym środkiem wyrażania. Uważam, że Bach jest znakomitym wyrazicielem wiary chrześcijańskiej. Można próbować powiedzieć coś więcej o tym, dlaczego tak jest. Widać wówczas, że używa się dwóch różnych środków wyrazu. Z jednej strony środkiem wyrazu jest muzyka, z drugiej język krytyków muzycznych, którzy tę muzykę komentują i starają się zrozumieć, dlaczego ten język sztuki aż tak silnie oddziałuje. A językiem oryginalnym w przypadku Bacha może być msza. Zawsze są różne media współpracujące we wzajemnej próbie wyrazu. Każde z nich coś nam mówi o innym medium, a w przestrzeni między nimi rodzi się głębsze rozumienie.

Cały wywiad z Charlesem Taylorem można przeczytać tutaj.