„Czy zdążymy jeszcze zeskoczyć z tej karuzeli?”, pyta w najnowszej „Więzi” Jakub Wygnański, socjolog, działacz społeczny, laureat Nagrody Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera. Można to pytanie uznać za motyw przewodni numeru, który poświęcony jest m.in. podziałom w polskim społeczeństwie i sytuacji w polskim Kościele. Ale Wygnański pisze o zjawisku, które jest dużo szersze.

 

O jaką karuzelę chodzi Wygnańskiemu? Mówiąc najkrócej: o to, co dzieje się z naszą cywilizacją, która coraz mocniej akcentuje indywidualną perspektywę, zapominając o tym, co wspólnotowe. „Gdy w zindywidualizowanym społeczeństwie Prawdę, Dobro i Piękno zaczynamy pisać małą literą, to zostają: interpretacja, dobrostan i narcyzm. Nie o Dobro już chodzi, tylko żeby było dobrze. Nie o Piękno, lecz o atrakcyjność. Nie są ważne racje, ale narracje – choćby całkiem zmyślone. (…)

Przyzwyczailiśmy się myśleć, że naturalne dążenie do prawdy, dobra i piękna definiuje człowieka prawie tak samo jak wyprostowana postawa i przeciwstawny kciuk. Tyle że te poszukiwania wymagają wysiłku, intencjonalnego działania, dania czegoś od siebie i uznania, że istotnie są sprawy większe niż my sami. A z tym bywa kłopot. Bo to rodzaj wspinaczki. Takiej specyficznej, w której chodzi nie tyle o wyścig z innymi, ile raczej o zmaganie się z samym sobą i poznawanie siebie”.

Niestety, pisze dalej Wygnański, „coraz częściej dostrzegam, że żyjemy w zbiorowisku (bo nie społeczności) odmienianego przez wiele przypadków JA. A fakt, że istnieje mnóstwo JA, nie przekłada się na liczbę mnogą – nie ma MY. Bo JA+JA bynajmniej nie zawsze daje MY. Widać zresztą nie tylko uwiąd zobowiązań wobec wspólnoty ziemskiej, ale także zaniechanie głębszych odniesień do tego, co wieczne, a nawet do tego, co historyczne (np. odpowiedzialności przed przeszłymi i przyszłymi pokoleniami). Żyjemy w szczególnym solipsystycznym świecie zaludnionym przez jednostki, które choć mnogie, istnieją tylko w swych liczbach pojedynczych i znają tylko czas teraźniejszy (wszak dosłownie istnieje tylko TERAZ…)”.

Jeden z głównych bloków w numerze redakcja „Więzi” poświęciła podziałom między Polakami. Czy podziały te są autentyczne? A może zostały wykreowane przez specjalistów od politycznego marketingu? Czy – obok politycznych „banków gniewu” – mogą powstać u nas również „banki zaufania”? Oto pytania, na które próbują odpowiedzieć autorki i autorzy zaproszeni do dyskusji: Jacek Cichocki, Paweł Musiałek i Karolina Wigura (w rozmowie zatytułowanej „Polaryzacja rzeczywista czy symboliczna?”), Jarema Piekutowski (w artykule „Mity i rzeczywistość polskich podziałów”) oraz Bartosz Bartosik (w tekście zatytułowanym „Polskie banki zaufania”).

Aby odpowiedzieć na pytanie, czy możliwe jest, by Polacy mieli poczucie wspólnoty, trzeba najpierw zastanowić się – pisze Piekutowski – „co nas dzieli i czy faktycznie podziały przebiegają w tym miejscu, w którym szukają ich politycy i żądne sensacji media. Odpowiedź na to pytanie wymaga zajrzenia głębiej niż do artykułów prasowych, a mianowicie do badań socjologów, a przede wszystkim do jednego z najszerzej zakrojonych badań dotyczących wartości i życia społeczno-politycznego – do Europejskiego Sondażu Społecznego (ESS). Uważne przyjrzenie się gruntownym badaniom pozwala rozprawić się z mitem głoszącym, jakoby polskie społeczeństwo było bardzo spolaryzowane politycznie. Oczywiście ocena sytuacji w tym zakresie zależy od tego, jak zdefiniujemy polaryzację, ale jeśli będziemy rozumieć ją w sposób słownikowy – jako nasilenie postaw radykalnych po dwóch stronach politycznego spektrum – to Polacy są społeczeństwem… centrystów”.

W dodatku patrząc na temperaturę politycznych sporów, „łatwo ulec wrażeniu, że jesteśmy fanatycznymi wyznawcami określonych partii. Jednak Europejski Sondaż Społeczny także temu przeczy. Polaków zapytano, czy istnieje jakaś partia polityczna, z którą czują się bardziej związani niż z innymi partiami, słowem – za sympatyków której siły politycznej się uważają. Wyniki nie pozostawiają złudzeń – dwie trzecie Polaków nie czuje się związane z żadnym konkretnym ugrupowaniem. (…) Nawet jednak wśród tych Polaków, którzy czują się sympatykami konkretnej partii, związek ten jest najczęściej słaby – tylko 8,4 proc. osób z tej grupy twierdzi, że jest im »bardzo blisko« do wybranego ugrupowania. Związek ten także jest mniejszy wśród młodych osób, choć tu z kolei grupa kobiet deklarujących się jako bardzo blisko związane z daną partią jest większa (10,4 proc.) niż grupa mężczyzn (6,6 proc.).

Można więc postawić hipotezę, że polaryzacja polityczna i ostra, wojenna retoryka to przede wszystkim dzieło tych, którym na podziałach najbardziej zależy – samych polityków, zainteresowanych tym, aby mieć po swojej stronie już nie zwolenników, jak w demokracji, ale wyznawców. To politycy pragną, aby obywatele uwierzyli, że inni Polacy, którzy różnią się od nich zestawem wyznawanych wartości, są faktycznie wrogami albo zdrajcami. Najwyraźniej jednak – mimo że takie wnioski narzucają się wobec agresywnych dyskusji w mediach społecznościowych – statystyczny Polak wcale nie ma przekonania, że uczestniczy w wojnie dobra ze złem, a przeciwnik polityczny to zdrajca lub faszysta, zasługujący na likwidację lub co najmniej wieczne wygnanie”.

Bardzo ważnym tekstem w numerze jest również artykuł Zbigniewa Nosowskiego zatytułowany „Jest źle. O kryzysach naszego Kościoła”. „Rok 2020”, pisze redaktor naczelny „Więzi”, „jeszcze w pełni (gdy piszę te słowa, trwa wciąż piękne sierpniowe lato), ale już można powiedzieć, że w annałach historii Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce zapisze się on na trwałe. Kłopot w tym, że większość tegorocznych wydarzeń to zjawiska świadczące o pogłębiającym się kryzysie instytucjonalnego Kościoła lub wprost będące jego wyrazem. Realnie i symbolicznie ukazują one kilka zasadniczych problemów, z którymi nasza wspólnota wiary sobie nie radzi.

Te problemy to: przede wszystkim 1) olbrzymi kryzys władzy w Kościele, który przekłada się na 2) utratę wiarygodności kościelnego nauczania, pogłębianą dodatkowo przez 3) umacniający się konkubinat kościelno-państwowy. Efekty tych procesów dotyczą nie tylko wymiaru instytucjonalnego Kościoła – przekładają się, niestety, także na 4) coraz powszechniejszy kryzys duchowości, wspólnotowości i tożsamości kościelnej”.

Szczególnie silne negatywne konsekwencje rodzi postawa kościelnych decydentów wobec wykorzystywania nieletnich. „Kościół lubi się określać jako »ekspert w sprawach ludzkich«. Tymczasem w kwestii wykorzystywania seksualnego kościelni decydenci wykazują się właśnie kompletnym brakiem wyczucia spraw ludzkich. Co gorsza, w dużej mierze ten spadek zaufania ma miejsce właściwie na ich własne życzenie. Bo przecież specjaliści od kilkunastu lat przestrzegali, jakich błędów należy unikać w tej dziedzinie – a i tak powtarzamy je wszystkie w Polsce w podręcznikowy sposób.

Konsekwencje takiego rozwoju sytuacji są katastrofalne. Przede wszystkim Kościół zdradza swoje powołanie, pozostawiając na boku osoby skrzywdzone, które doznały przemocy seksualnej we wspólnocie wiary. Jednocześnie jednak – wykraczając już poza granice naszego kraju – umyka Kościołowi szansa aktywnego włączenia się w nowy proces cywilizacyjny.

Jak wielokrotnie już stwierdzili dużo mądrzejsi ode mnie, na czele z papieżem Franciszkiem, przeżywamy obecnie przemiany społeczno-kulturowe o charakterze epokowym. Możemy wręcz powiedzieć, że tworzą się fundamenty nowej – nieznanej nam dziś jeszcze – epoki, która w najbliższych dekadach powstanie po upadku resztek »christianitas«. Każda cywilizacja potrzebuje jakichś niepodważalnych fundamentów. W płynnym, laickim świecie współczesnym trochę nieoczekiwanie właśnie odrzucenie pedofilii nabrało charakteru wartości absolutnej (jeszcze nie tak dawno bywała ona przecież w kulturze świeckiej przynajmniej tolerowana).

Kościół natomiast – zamiast zgodnie z głoszoną przez swoich liderów dewizą »zero tolerancji« konsekwentnie podkreślać absolutny charakter tego zła – uwikłał się w tuszowanie i bagatelizowanie przestępstw. Licznie ujawniane przypadki krycia sprawców przez przełożonych potęgują wrażenie, że Kościół relatywizuje zło pedofilii, czyli utracił zmysł orientacji w sprawach moralnych. A po co komu Kościół, który nie umie rozróżnić dobra od zła?”.

 

Bardzo polecamy najnowszy numer „Więzi” (jesień 2020). Wydanie papierowe lub elektroniczne można zamówić tutaj.