Czym właściwie jest mowa krzywdząca – zastanawiali się uczestnicy debaty zorganizowanej 19 kwietnia podczas 18. Dni Tischnerowskich.

 

W rozmowie o tym, czy istnieją granice wolności słowa i jak je wyznaczyć, wzięli udział publicystka Agnieszka Kołakowska, literaturoznawca Ryszard Koziołek oraz filozof Ireneusz Ziemiński. Rozmowę poprowadziła filozofka Maria Karolczak. Punktem wyjścia było zaproponowane przez Ryszarda Koziołka określenie „mowa krzywdząca”; jego autor starał się doprecyzować, co miałoby ono znaczyć, a jednocześnie wskazał na jego ograniczenia.

„Ze studentami interesowała nas strategia oporu”, mówił Koziołek. „Jakie mamy instrumenty oporu wobec tego, co uznajemy za obelżywe, wulgarne, dyskryminujące. Niestety, ze smutkiem zauważyłem, że zmierza to w stronę dekretacji określonych słów jako krzywdzących: że państwo sporządzi listę, słownik >>przeklętych<< słów i będzie ścigać użytkowników. Uznaliśmy to za niewystarczające i poszliśmy w stronę odbiorcy, jego reakcji. Poznacie mowę krzywdzącą po czynach, których ona dokonuje. Po tym, jak zachowuje się człowiek dotknięty takim słowem. W odpowiedzi używa on metafor związanych z cielesnością: boli mnie to, rani itp., mimo że nie mamy do czynienia z ranami fizycznymi”.

Debata była bardzo żywa, dzięki różnicy stanowisk. Pojawiły się przejmujące pytania o to, jak bronić się przed niepożądanymi treściami, a jednocześnie nie mnożyć prawnych ograniczeń, które zawsze rodzą niebezpieczeństwo cenzury.

„Czy zapowiedź krzywdy to to samo co groźba? Bo jeśli tak, to tu w prawodawstwie amerykańskim są pewne rozwiązania”, mówiła Agnieszka Kołakowska. „Natomiast musimy o tym myśleć również praktycznie. Nawet jeśli weźmiemy intencje, skutki, wagę tych skutków i jakoś sprecyzujemy te skutki, to ile czasu będziemy potrzebować w sądach, żeby to rozstrzygnąć? Wydaje mi się to zupełnie niepraktyczne… Poza tym mamy w świecie wiele sposobów kneblowania wolności słowa przez odwołanie się do poczucia krzywdy”.

„Oba człony nazwy >>mowa krzywdząca<< są nieprecyzyjne”, zwracał z kolei uwagę Ireneusz Ziemiński. „Mowa to nie tylko słowo, to może być np. jakiś obraz, wykorzystanie symbolu religijnego. A krzywda? Jakie warunki musza być spełnione, żebyśmy uznali, że ktoś został skrzywdzony? Pewnie byśmy uznali, że został pozbawiony jakiegoś dobra lub wyrządzone mu zostało jakieś zło. Ale jak to wyznaczyć? A do tego dochodzi osobiste odczucie. Jeden ma grubą skórę i nic go nie obraża. Czy w jego przypadku też można mówić o krzywdzie? Nie wszystko da się zdefiniować i nie wszystko można zdefiniować, twierdził Arystoteles. Chyba odwoływałbym się jednak do subiektywnych odczuć, a równocześnie – do pewnego społecznego konsensusu”.

A fotorelację można znaleźć tutaj.