Czy tradycyjny podział na filozofię kontynentalną i analityczną ma jeszcze sens? Czy to prawda, że ta pierwsza jest obecnie w defensywie? I jak to wygląda z polskiej perspektywy? Interesujący blok artykułów na ten temat można przeczytać w najnowszym miesięczniku „Znak” (nr 761 – październik 2018).

 

Blok otwiera artykuł niemieckiego filozofa Manfreda Franka, emerytowanego profesora Uniwersytetu w Tybindze, zajmującego się m.in. niemiecką filozofią idealistyczną. Tekst nosi tytuł „O emigracji filozofii kontynentalnej ze Starego Kontynentu” i jest fragmentem eseju, który ukazał się przed trzema laty na łamach „Franfurter Allgemeine Zeitung”. „Widmo krąży po niemieckich seminariach filozoficznych”, pisze Frank (w przekładzie Tadeusza Zatorskiego), „widmo wszechświatowego zwycięstwa filozofii analitycznej i masowego exodusu pobitej tzw. filozofii kontynentalnej ze Starego Kontynentu. Wywędruje poza jego granice – taką się wyraża obawę. Dokąd? W przeważającej mierze do innych części świata: do Azji Wschodniej, do Australii, do Brazylii albo – właśnie – do Stanów Zjednoczonych, skąd wyprowadzono decydujące uderzenie przeciwko kontynentalnej, europejskiej tradycji filozoficznej.

Kto dziś np. pragnie studiować sztandarową filozofię niemieckojęzyczną, niemiecki idealizm (nawiązującą bezpośrednio do Kanta filozofię spekulatywną), nie znajdzie ku temu zachęty w ofercie dydaktycznej żadnego niemieckiego uniwersytetu, nie mówiąc już o jego planach nauczania. Student będzie się poważnie zastanawiał, czy swojej ciekawości nie zdoła zaspokoić raczej w Sydney, Notre Dame, Georgetown czy Chicago”.

Niemiecki filozof zwraca uwagę, że mamy do czynienia z zaskakującym odwróceniem procesu, który z powodów politycznych miał miejsce w latach 30. ubiegłego wieku. Wtedy to niemieckie uniwersytety opuścić musieli przede wszystkim analitycy, przez co filozofia niemiecka skurczyła się gwałtownie do swej „kontynentalnej” resztki. „W kraju pozostała usłużna wobec narodowego socjalizmu, a w każdym razie niesprzeciwiająca mu się (głośno) filozofia światopoglądowa (Heidegger jest jej najbardziej jaskrawym przykładem) i ta filozofia uniwersytecka formowała w dalszym ciągu krajobraz po tzw. godzinie zero.

Pomijając kilku repatriowanych emigrantów (jak najwybitniejsze postacie szkoły frankfurckiej, skupione wokół Horkheimera i Adorna), przez dwa dziesięciolecia brakowało nauczycieli filozofii, którzy nie byliby uczniami filozofów nazistowskich (albo którzy, jak obdarzony twardym charakterem Karl Jaspers, dopiero teraz udawali się naprawdę na emigrację). Dopiero pod koniec lat 60., w następstwie rewolty studenckiej, która gruntownie rozprawiła się z tradycją, filozofia analityczna powróciła do Niemiec. Było to przede wszystkim dokonaniem Paula Lorenzena (szefa szkoły z Erlangen), Ernsta Tugendhata i Karla-Ottona Apla – nie wolno ponadto nie doceniać wpływu młodej lingwistyki. Ale także największy znawca idealizmu niemieckiego, Dieter Henrich, szukał dialogu z filozofią anglosaską i dialog taki nawiązywał, tak że ruiny niemieckiego idealizmu emanowały niezwykłą jasnością.

Owocem tej kooperacji są znaczące konkluzje filozofii umysłu, którą w Stanach nazywa się Philosophy of Mind. Rozpoczęła się pewnego rodzaju wymiana. I wciąż jeszcze dzisiaj wymiany takiej się poszukuje, czego dowodzą wielkiej wagi badania. Jednak ustępują one coraz bardziej przewadze swoistej neoscholastyki, która nie pragnie dialogu z tradycją, lecz jej wykorzenienia”. Ta właśnie tendencja niepokoi Manfreda Franka.

A jak sytuacja wygląda w Polsce? Redaktorzy „Znaku” rozesłali ankietę do pięciorga polskich filozofów reprezentujących rożne tradycje filozoficzne: Piotra Augustyniaka, Joanny Bednarek, Agaty Bielik-Robson, Karola Tarnowskiego i Jana Woleńskiego. Pytali w niej nie tylko o to, czy podział filozofii na tradycję kontynentalną i analityczną ma w ogóle sens, a jeśli nie, to czym go zastąpić, ale też, czy nurty kojarzone z tradycją kontynentalną (m.in. fenomenologia, hermeneutyka, poststrukturalizm) są dziś w Polsce w defensywie. Przy okazji próbowali się też dowiedzieć, czy dialog „z polskimi mistrzami / mistrzyniami tej tradycji” jest dla respondentów ważny, a także jakie książki z rodzimej filozofii wywarły na nich w ostatnich latach największe wrażenie.

„Przewaga, by nie powiedzieć, triumf filozofii analitycznej na polskich uniwersytetach jest faktem. Ponieważ to tradycja, w której się nie odnajduję, budzą się moja irytacja i rozżalenie”, pisze Piotr Augustyniak. „Jeżeli zgodzić się z sugestią Franka, że filozofia analityczna to nic innego niż pewna postać >>neoscholastyki<<, to postawiony problem można przeformułować w następujący sposób: co sprawia, że współcześnie miejsce źródłowej refleksji filozoficznej zajmuje coraz częściej >>neoscholastyka<<, czyli – jak rozumiem – ekscytująca się sama sobą pseudorefleksja, skupiająca się na mikro- i pseudoproblemach o marginalnym znaczeniu? Odpowiadam: odpowiedzialna za to nie jest ekspansja filozofów analitycznych, ale systemowe ujęcie nauki, które dziś dominuje, oraz współczesna słabość filozofii kontynentalnej – to, że ona sama, adaptuje się do oczekiwań tego systemu”.

„Nie wydaje mi się”, pisze z kolei Joanna Bednarek, „żeby w skali całego kraju nurt kontynentalny był w defensywie – mamy chyba raczej do czynienia z istnieniem dwóch baniek: analitycznej i kontynentalnej, i brakiem komunikacji między nimi. Równocześnie nie jestem pewna, czy taki podział ma sens – jako zwolenniczka filozofii kontynentalnej skłaniam się ku przekonaniu, że nie ma jednego właściwego, >>naukowego<< sposobu uprawiania filozofii. Filozofia jest jedna, ale wieloraka i podzielona realnymi różnicami czy wręcz antagonizmami, a tradycja analityczna to jeden z jej nurtów. W nurcie >>kontynentalnym<< cenię właśnie to, że zakłada on istnienie wielu rodzajów racjonalności i sposobów uprawiania filozofii – czyli uznaje, że filozofia to forma tworzenia, a nie procedura”.

„W Polsce jest wielu dobrze myślących filozofów, którzy piszą niezłe książki, ale się nawzajem nie czytają”, zauważa Agata Bielik-Robson, „a to właśnie wspólnota czytających, nie piszących, wytwarza tę république de lettres, która zbiera i jednoczy wokół wzajemnych recenzji, dyskusji, nawet połajanek. Tego centrum u nas nie ma. Polska filozofia jest niezmiennie eks-centryczna w sensie, jaki słowu temu nadał Helmuth Plessner. Jej centrum leży na zewnątrz i wyznaczają je pisma naszych zachodnich kolegów, w zależności od tego, kto się czym interesuje: z Francji, Włoch, Niemiec czy obszaru anglojęzycznego, który zdecydowanie dominuje. Pomimo wielu prób ludzi mojego pokolenia, by pokonać to uzależnienie i przeskoczyć mur, który wciąż wirtualnie oddziela nas od centrum, efekty są mizerne, przypominają w istocie walenie głową w mur. Nad polską filozofią nadal unosi się fatum zapóźnienia i wtórności; nawet jeśli ktoś z nas odważy się na myśl twórczą i oryginalną, mało kto ten wysiłek kreatywny zauważy, większość odbiorców mechanicznie sprowadzi go do rangi zaledwie komentarza do takiej czy innej tendencji panującej gdzieś >>tam<<, nigdy >>tu<<. To moim zdaniem nasza największa słabość”.

Nieco inne zdanie ma Karol Tarnowski, który uważa, że „Polska jest zjawiskiem osobnym, bo to w ogóle teren filozoficznie mało rozbudzony. Na przykład fenomenologia nigdy się u nas mocno nie rozwinęła. Był ośrodek krakowski, zainaugurowany przez Romana Ingardena, potem pojawił się Józef Tischner, jego niewątpliwie najwybitniejszy uczeń, ale to nie za bardzo interesowało Warszawę. Prawdą jest też, że sposób, w jaki fenomenologia przeszła w postmodernizm lub dekonstrukcję Jacques’a Derridy, sprawił, że pojawiła się ściana – nie za bardzo wiadomo, jak kontynuować te poszukiwania. Sądzę natomiast, że filozofia kontynentalna ma jeszcze bogaty nurt bliski fenomenologii: filozofię dialogu, przepracowaną w sposób całkowicie oryginalny przez Emmanuela Lévinasa i ożywianą od początku przez myśl żydowską. Osobiście mam ochotę wrócić do metafizyki, która pojawia się też u Lévinasa, choć została zdekonstruowana przez Heideggera i Derridę. Można więc powiedzieć, że podejmuję stare tropy”.

Wreszcie dla Jana Woleńskiego podział na filozofię analityczną i kontynentalną „ma, jak każdy inny dotyczący nurtów filozoficznych, charakter przybliżony i orientacyjny. Jest nieadekwatny chociażby z geograficznego punktu widzenia, gdyż filozofia analityczna miała swoje ważne ośrodki na kontynencie europejskim (Brentano, Koło Wiedeńskie, szkoła lwowsko-warszawska, Skandynawia). Niemniej jednak specjaliści wiedzą, o co i kogo chodzi, więc nieporozumień nie ma. (…) Powstaje jednak problem, czy jest to podział ostry. Otóż nie jest, gdyż notujemy próby >>analityzacji<<, by tak rzec, Husserla, Gadamera, a nawet Heideggera czy też >>kontynentalizacji<< Wittgensteina przez porównywanie go z autorem >>Bycia i czasu<<. Nie widzę w tym nic złego i np. sam popełniłem parę szkiców o Husserlu czy Ingardenie z punktu widzenia filozofii analitycznej. Jeśli podział na tradycje analityczną i kontynentalną miałby być dogmatyczny, byłby szkodliwy”.

Blok zamyka esej Piotra Graczyka „De te fabula narratur. O literackości filozofii i sytuacji filozofii w Polsce”. Dla autor podział, o którym była mowa w artykule Franka oraz ankiecie, dawno stracił sens. „Zamiast mówić o filozofii analitycznej i kontynentalnej, odróżnijmy filozofię jawnie literacką od technicznej, >>gorącą<< od >>zimnej<<. Ta pierwsza uznaje swoje pokrewieństwo z literaturą – a za jej pośrednictwem ze sztuką, retoryką i polityką, tam gdzie się one spotykają i krzyżują, a mianowicie w faktycznym uczestnictwie w życiu społecznym, kulturalnym i politycznym”. Jako przykłady filozofowania „gorącego” Graczyk szeroko omawia twórczość Stanisława Brzozowskiego oraz Leszka Kołakowskiego, ale wspomina też ciepło Józefa Tischnera, którego twórczość stanowi – jego zdaniem – pomost między osłabionym po 1968 roku warszawskim środowiskiem filozoficznym a krakowskimi fenomenologami.

 

Zachęcamy do uważnej lektury całego bloku i refleksji nad tym, co ma nam do zaproponowania filozofia współczesna. Więcej informacji o najnowszym „Znaku” i sposobach jego zamówienia można znaleźć tutaj.