„Gdy polityka jest dobrą polityką, sama jest przepojona duchem solidarności”, pisał na początku lat 80. ks. Józef Tischner. Nasza solidarność, dodawał, dotyczy przede wszystkim tych, „których poranili inni ludzie i którzy cierpią cierpieniem możliwym do uniknięcia”. Jego słowa po 45 latach brzmią jak wyzwanie – w czasach, gdy w imię niby to sprawiedliwości, odchodzi się od ideału „jedni drugich ciężary noście”.
Podsuwamy do rozważenia – i rozpowszechnienia – trzy małe fragmenty „Etyki solidarności” pisane jesienią 1980 roku:
Solidarność, ta zrodzona z kart i ducha Ewangelii, nie potrzebuje wroga lub przeciwnika, aby się umacniać i rozwijać. Ona się zwraca do wszystkich, a nie przeciwko komukolwiek.
Dla kogo zatem jest nasza solidarność? Jest przede wszystkim dla tych, których poranili inni ludzie i którzy cierpią cierpieniem możliwym do uniknięcia, przypadkowym i niepotrzebnym. Nie wyklucza to solidarności dla innych, dla wszystkich cierpiących. Ale solidarność dla cierpiących przez ludzi jest szczególnie żywa, mocna, spontaniczna.
Gdy polityka jest dobrą polityką, sama jest przepojona duchem solidarności. Czyż bowiem polityce nie o to winno chodzić, by tak zorganizować przestrzeń życia ludzkiego, aby człowiek nie zadawał ran drugiemu człowiekowi? Wierna samej sobie polityka jest budowaniem przestrzeni, w której mogą działać sumienia Samarytan. Takich sumień nikt nie powinien się lękać; to nie straż pożarna jest groźna, ale pożary. (…) Solidarność to bliskość – to braterstwo dla porażonych.