„W dniu Zmartwychwstania żywa wolność, która się nie ulękła śmierci, a której na imię było »Chrystus«, szła przez krajobrazy tego świata. A dziś? Czy lęk przed wolnością nie cofa nas w nową niewolę?”, pytał w wielkanocnej refleksji ks. Józef Tischner.
Tekst pochodzi z początku lat 90. ubiegłego wieku. Tischner nawiązuje w nim do co dopiero odzyskanej wolności. Czy będziemy potrafili zagospodarować tę wolność? Polska zmartwychwstała, ale co z nami? Czy lęk, jaki budzi wolność i związana z nią odpowiedzialność, nie sprawi, że popadniemy w nową niewolę? Choć refleksja jest ogólna, pytania, do których prowokuje, wciąż są aktualne. Czy potrafimy wziąć na siebie odpowiedzialność za trudną teraźniejszość i niepewną przyszłość? Czy jesteśmy zdolni uchwycić się nowej nadziei, zamiast ciągle oglądać się wstecz?
W polskiej tradycji religijnej święto Zmartwychwstania było zarazem świętem nadziei: jak kiedyś Chrystus zmartwychwstał, tak zmartwychwstanie nasza ojczyzna. Skruszone będą kajdany i naród powstanie do nowego życia. Dzięki nadziei, która płynęła z widoku pustego grobu, zniewoleni już dziś mogli smakować wolności. Nadzieja uprzedzała bieg wydarzeń i dawała udział w wolności tym, którzy wolności nie mieli.
Obraz zmartwychwstania ukazywał również zniewolonym prawdziwe źródło ich zniewolenia. Jest nim strach przed śmiercią. Człowiek oddaje się w niewolę, aby ocalić życie. Śmierć jest dla człowieka panią absolutną. Kto potrafi wznieść się ponad lęk przed śmiercią, ten jest absolutnie wolnym człowiekiem. Wznieść się ponad lęk przed śmiercią, znaczy: życie oddać w ofierze. Chrystus mówił: „Nie bójcie się, duszy zabić nie mogą”. W dniu Zmartwychwstania wszystkie te prawdy legły jak na dłoni: żywa wolność, która się nie ulękła śmierci, a której na imię było „Chrystus”, szła przez krajobrazy tego świata.
Kilka pokoleń Polaków czerpało z tego obrazu naukę i pociechę: nie wolno bać się śmierci, bo kto się boi śmierci, ten wcześniej czy później utraci swą wolność.
Ale w Ewangelii natrafiamy jednak również na opisy scen po zmartwychwstaniu, jeszcze przed zesłaniem Ducha Świętego. Widzimy kobiety, które idą namaścić ciało i martwią się, kto im odwali kamień. Widzimy uczniów, którzy biegną sprawdzić, co się właściwie stało, bo nie wierzą kobietom. Jesteśmy świadkami rozmowy uczniów Chrystusa z ukrytym Chrystusem na drodze do Emaus. Przedziwne to sceny. Nie widzimy tam lęku przed śmiercią, ale widzimy, jak na plan pierwszy wysuwa się nowy lęk – lęk przed wolnością. Jeśli nie ma na tym świecie śmierci, to znaczy, że jest wolność. Ale jeśli jest wolność, to znaczy, że jest nowa odpowiedzialność. Ta nowa odpowiedzialność budzi niedowierzanie, wahanie, a nawet zamknięcie w murach Wieczernika. Potrzeba było dopiero zesłania Ducha Świętego, by nową wolność zamienić w Dobrą Nowinę.
Wszystkie te sceny znajdują odbicie w naszych duszach. To, o czym opowiada Ewangelia, dzieje się również w głębi nas. Jak kiedyś scena zmartwychwstania opowiadała o naszym powstawaniu z niewoli, tak dziś sceny po zmartwychwstaniu uczą nas świadomości nowej wolności. Widzimy: nie wystarczy być wolnym, trzeba również mieć świadomość swej wolności. Człowiek jest wolny taką wolnością, jaką zdoła sobie uświadomić. Ale nie ma świadomości wolności bez świadomości odpowiedzialności. Uczniowie Chrystusa jeszcze tego nie mają. Jeszcze się plączą po świecie zupełnie pogubieni. Jeszcze się troszczą o kamień, kto im go odwali, jeszcze tkwią zamknięci w Wieczerniku, jeszcze starają się uciec jak najdalej od Jerozolimy. Mają w ręku potężną broń przeciw niewoli, ale nie wiedzą, co w ręku mają. Już wiedzą, że „duszy zabić nie mogą”, ale nie wiedzą, co to może znaczyć dla świata. Chrystus już zmartwychwstał, ale oni wciąż Go widzą ukrzyżowanym. Przyszła do nich nowa nadzieja, ale oni wciąż żyją starą. Dobra Nowina, którą noszą w sercu, pozostaje ukryta.
Czy coś podobnego nie przytrafiło się nam? Czy po odzyskaniu naszej wolności nie zostaliśmy wtrąceni w nowy lęk, lęk przed odpowiedzialnością? Czy ten lęk nie cofa nas wstecz, w nową niewolę? Czy nie czujemy się zawieszeni między starym a nowym światem? Wiemy już, że cofnąć się nie możemy. Zarazem jednak, jakże trudno nam pójść do przodu. Plącze nam nogi nowy lęk. Wzdrygamy się przed nową odpowiedzialnością. Jak Piotr, jak Paweł… Ale tego już nie da się zmienić. Odtąd ów lęk będzie stałym towarzyszem naszego losu.
Tekst został przedrukowany w książce „Nadzieja mimo wszystko”. Zachęcamy do lektury całej książki, którą można – w bardzo atrakcyjnej cenie – zamówić tutaj.