„Spróbuję tak napisać, żeby cząstka mojej dzisiejszej nadziei mogła połączyć się z nadzieją Gosi, gdy już przestanie być dzieckiem” – tak w grudniu 1989 r. rozpoczynał swą bożonarodzeniową refleksję ks. Józef Tischner.
Tekst zatytułowany „Odziedziczyć nadzieję” ukazał się na łamach „Przekroju”. Publikujemy go z niewielkimi poprawkami redakcyjnymi. Adresatką zawartych w nim refleksji jest córka kuzynki Tischnera z Jurgowa, która pojawia się potem kilkakrotnie w jego tekstach, a także w filmie „Siedem grzechów głównych po góralsku”.
Chrześcijański sens świąt Bożego Narodzenia wyrażają słowa: „Bóg nawiedził swój lud”. Gdy Bóg nawiedza swój lud, gdy Słowo, staje się ciałem i zaczyna mieszkać między ludźmi, to znaczy, że na świecie narodziło się coś absolutnego. Trzeba dobrze zrozumieć sens słowa „absolutne”. Słowo brzmi obco, ale wyzwala w nas najgłębsze przeżycia.
O tym, że „Bóg nawiedził swój lud”, myślę dziś w perspektywie nadchodzącego nowego, dwudziestego pierwszego wieku. Do wczoraj wiek ten był jeszcze dla mnie wartością nieokreśloną. Ale właśnie wczoraj odwiedziłem moją rodzinę, która mieszka w górach, dwa kroki od ściany Tatr. I tam spotkałem Gosię. Gosia właśnie zaczęła naukę w szkole i stawia w zeszycie pierwsze litery. Litery wyglądają, jakby po nich przeleciał halny wiatr; potrzebny będzie jeszcze pewien wysiłek, aby je wyprostować i porządnie poustawiać koło siebie. Uświadomiłem sobie, że gdy wybije godzina nowego wieku, Gosia osiągnie pełnoletniość i z nadzieją wejdzie w przeznaczony dla niej czas. Pomyślałem sobie: spróbuję tak napisać, żeby cząstka mojej dzisiejszej nadziei mogła połączyć się z nadzieją Gosi, gdy już przestanie być dzieckiem.
Człowiek, który przestaje być dzieckiem, powinien dobrze zrozumieć sens słowa „absolutne”. To, co absolutne, jest najwyższą wartością. Najwyższa wartość – to taka wartość, która nie budzi wątpliwości, nie dopuszcza sprzeciwu, zobowiązuje bezwzględnie, jak zobowiązuje matkę płacz jej dziecka. Ustanawiając bezwzględne zobowiązanie, wartość absolutna wcale nie przekreśla wolności. Ona nawet rodzi poczucie, wolności. Tylko wobec wartości absolutnej człowiek czuje się naprawdę wolty. W jej obliczu swawola przemienia się w wolność, nie stając się jednak niewolą. Uznajemy wartość absolutną wtedy, gdy ją wybieramy, a wybieramy ją, gdy w jakiś tajemniczy sposób ona wybiera nas. Jak matka swe dziecko, jak Bóg, który nawiedza swój lud.
Przypomnienie prawdy o wartości absolutnej jest niezbędne do tego, by móc mówić o nadziei. Nadzieja otwiera nas na przyszłość. Ale, co znaczy „nas”? Kim my właściwie jesteśmy? Czy nie jesteśmy samym przemijaniem? Otóż, nie. Jest w nas jakiś zmysł wartości absolutnej – zdolność do wiązania swego losu z taką wartością. Zdolność ta sama jest w nas wartością absolutną. Nie jesteśmy samym przemijaniem. W nas także tkwi coś absolutnego. Czym w tej perspektywie jest nasza nadzieja? Jest sposobem obrony tego, co absolutne w nas i obok nas. Aby mieć nadzieję, trzeba uwierzyć w Absolut, który stał się ciałem, i trzeba uwierzyć w wiarę, którą dotykamy wartości absolutnej, a która jest w nas.
Człowiek, który ma nadzieję, widzi przed sobą drogę. Odkrywa, że jest pielgrzymem. Pielgrzym wędruje drogą, pokonując piętrzące się przeszkody. Jest wiele przeszkód, ale my postaramy się zwrócić uwagę na trzy, które najlepiej znamy z doświadczeń mijającego wieku. Wciąż jeszcze uginamy się pod ich brzemieniem.
Niech symbolem pierwszej przeszkody będzie postać Witkacego. Nazwijmy ją „polską rozpaczą”. Rozpacz – o czym zapominamy – ma bowiem wiele twarzy; polska rozpacz ma inny sens niż na przykład rozpacz egzystencjalistów czy Dostojewskiego. Witkacy popełnił samobójstwo, gdy doszła do niego wiadomość, że Polska została ostatecznie osaczona przez dwóch wrogów, którzy byli zarazem wrogami ludzkości. Witkacy nie widział innego wyjścia z osaczenia. Opuszczał świat, by nie oglądać klęski człowieka. Odszedł porażony absurdem, z którym wciąż toczył pojedynek. Umarł na polską rozpacz. Polska rozpacz nie oznacza porzucenia Absolutu, oznacza raczej porzucenie świata, na którym brakło miejsca dla Absolutu.
Niech symbolem drugiej przeszkody będzie postać majora Sucharskiego – obrońcy Westerplatte. Major broni swej placówki i ponosi klęskę. Na miejscu klęski stoi dziś pomnik. To obok niego Jan Paweł II wypowiedział słowa: „Każdy ma swoje Westerplatte”. Mijający wiek pozostawił po sobie miliony znaków pobitej nadziei: krzyże w Katyniu, krzyże na Monte Cassino, krzyże na każdym polskim i wielu niepolskich cmentarzach. Czy nadchodzący wiek pobije te rekordy? Oto znaki po tych, którzy zostali pokonani przez przemoc, ludzie młodzi, często prawie dzieci. Gdy szli w swój ostatni bój, cali byli swoją nadzieją. Los obszedł się z nimi okrutnie. Zginęli, ale nadziei odebrać sobie nie dali. Śmierć i strach przed śmiercią są niewątpliwie przeszkodą na drodze nadziei, ale nadzieja potrafi je pokonać.
I jeszcze jeden symbol: Jaśko z „Wesela” Wyspiańskiego. Jaśko zgubił złoty róg. W godzinie, w której wolność stanęła u progu, coś poplątało ludziom nogi. Serce rwało się do „ogromnych, wielkich rzeczy, a tu pospolitość skrzeczy”. Pospolitość – to trzeci wróg naszej nadziei. Pielgrzym, którego nie pokonała ani rozpacz, ani strach przed śmiercią, zabłądził w gęste zarośla i nie może z nich wyjść. Komuś podarła się mapa, ktoś zgubił kompas, a jeszcze ktoś doznał obrzydzenia na widok tych, z którymi maszerował. W nadzieję człowieka uderzył banał. Wczoraj ludzie byli gotowi zginąć za prawo do tworzenia swobodnych zrzeszeń, a dziś swobodne zrzeszenie rozlatuje się, bo bohaterowie nie płacą składek. Nadzieja nie znika, ale jakby opada z sił. Jak długo można wojować z krzakiem głogu? W spadku po mijającym wieku niesiemy w sobie doświadczenie trzech głównych przeszkód na drodze naszej nadziei: polskiej rozpaczy, strachu przed śmiercią, skrzeczącej pospolitości. Broniliśmy i bronimy naszej nadziei przed tymi trzema niebezpieczeństwami. Idziemy w nowy wiek mądrzejsi o naukę, jaka płynie z tej obrony.
Kochana Gosiu, gdy już będziesz duża! Oto bije godzina. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. W Tobie jest nadzieja. I Ty także będziesz musiała bronić swej nadziei, bo taki jest los każdego człowieka – i tego z pustyni, i tego spod Tatr. Chciałbym Ci powiedzieć, jak my broniliśmy naszej nadziei – my, ludzie dwudziestego wieku. Może Ci się to przyda – Tobie, która będziesz dzieckiem dwudziestego pierwszego wieku.
Otóż wiedz: nigdy nie ma sytuacji bez wyjścia – wrogowie człowieka przeminą, a człowiek pozostanie. Wiedz również: każdy powinien mieć swoje Westerplatte, na którym nadzieja zwycięża strach przed śmiercią. Wiedz jeszcze i to: krzaki głogu usychają same. Trzeba tylko mieć cierpliwość i robić swoje. Ale nade wszystko wiedz o jednym: nadzieja to siła, która broni w człowieku świadomości tego, że wartość absolutna jest. Uwierz w to, co absolutne, a wtedy zrodzi się w Tobie nadzieja, która będzie bronić tej wiary. Uwierz, że Bóg naprawdę nawiedza swój lud i przemień swą nadzieję w świadectwo tej wiary.
Zdjęcie z archiwum rodziny Tischnerów.