„Między potulnością a buntem istnieje droga pośrednia. Wiedzie ona w stronę zrozumienia. Przestraszony zdobywa się na refleksję: czym mnie straszą i dlaczego? Za chwilę przestraszony idzie krok naprzód: straszą, bo się sami boją”. W 17. rocznicę śmierci ks. Józefa Tischnera przypominamy rozdział „Etyki solidarności” zatytułowany „Perswazja”.
„Etyka solidarności” powstawała na przełomie 1980 i 1981 roku. Kolejne odcinki „Etyki…” ukazywały się na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Była próbą opisania etycznych ideałów ruchu Solidarności, a jednocześnie reakcją na postępowanie ówczesnej władzy, która prowokowała członków ruchu i przedstawiała w mediach wykrzywiony obraz ich działalności. Oto co pisał w tamtym gorącym czasie ks. Józef Tischner:
Wyobraźmy sobie kaznodzieję, który stara się przekonać słuchaczy, że kradzież jest zawsze złem etycznym i grzechem. Dobiera w tym celu znakomite argumenty, przytacza odstraszające przykłady, cytuje poglądy mędrców i odpowiednie zdania ksiąg świętych. Przemówienie jest bezbłędne. Jest tylko jeden szkopuł: wśród słuchaczy nie ma ani jednego złodzieja, nie ma też nikogo, kto by miał przeciwne zdanie. Jego przemówienie okazuje się w sumie niepotrzebne. Tyle pracy na nic! Słuchacze są nawet trochę urażeni. Myślą: za kogo on nas ma?
Umiejętność rządzenia ludźmi to przede wszystkim umiejętność perswazji. Aby rządzić, trzeba argumentować; aby argumentować, trzeba posługiwać się rozumem, a posługując się rozumem, trzeba wiedzieć, z kim się ma do czynienia. Perswazja jest dziełem rozumu, nie jest to jednak ten rozum, który nie wie, co to jest wrażliwość na wartości. Perswadujący rozum odwołuje się do uczuć, do wspomnień i nadziei, do jawnych i niejawnych marzeń, do hierarchii wartości. Dziś, w dobie telewizji, widzimy, że pewną rolę odgrywa tu również wygląd perswadującego. Chudzielec nie powinien perswadować, jaką wartość spożywczą ma margaryna, a grubas nie powinien zalecać rozkoszy wstrzemięźliwego życia. Wygląd mówiącego nie powinien przeczyć temu, co się mówi.
Istotą sprawy perswazji jest jednak wizja człowieka, jaką zakłada wszelka perswazja. Tę rozpoznaje się niekiedy już po kilku zdaniach. Ze stylu perswazji, z jakości argumentów, z założonego celu perswazji można dość łatwo wnosić, co perswadujący wie o ludziach, do których się zwraca. Wiedza ta często decyduje o skutkach perswazji. Jeśli wiedza owa jest rzetelna i głęboka, jeśli perswadujący jest otwarty na ludzi – przebaczamy mu dość łatwo potknięcia językowe, a nawet pewien nieporządek argumentacji. Jeśli perswadujący patrzy na człowieka z pozycji żaby, nie pomoże mu dykcja, argument, logika dowodu; każdy pomyśli mimo woli: „za kogo on nas ma?”.
Na ogół natrafiamy na dwa rodzaje perswazji – perswazję za pomocą lęku i perswazję za pomocą nadziei szczęścia. Perswazja pierwsza jest jak strzelanie batem nad koniem – koń się boi i ciągnie swój wóz. Perswazja druga przypomina podsuwanie koniowi siana pod pysk – koń ma apetyt na siano, biegnie i przy okazji wóz także jedzie. Perswadować znaczy więc: straszyć i obiecywać szczęście. Rozważmy to pokrótce.
- Kto perswaduje za pomocą strachu, ten zakłada, że ludzie się boją i chcą uniknąć grożącego im niebezpieczeństwa. Ale strach strachowi nierówny, jest strach przed sądem okręgowym i jest strach przed sądem ostatecznym, jest strach przed utratą chleba i strach przed utratą honoru. Którym strachem człowiek może straszyć człowieka? Wydawałoby się, że straszący mają swobodę wyboru. Jest tyle strachów na świecie, dla każdego coś się znajdzie. Wydawałoby się, że straszący sięgną po ten strach, który jest najpowszechniejszy – żeby przestraszyć możliwie jak najwięcej ludzi – albo po ten, który jest największy. Ale to zdarza się rzadko. Najczęściej wyobraźnia podsuwa im ich własny strach. Perswadując strachem, człowiek perswaduje najczęściej tym strachem, któremu sam ulega. W ten sposób chce – być może nieświadomie – zarazić innych własną chorobą.
Jaka jest reakcja straszonego człowieka na owo strachanie? Czasami jest nią niewątpliwie jakiś rodzaj potulności. Straszony pies przysiada na chwilę. Ale potulność ma swe granice. W pewnej chwili pies czuje, że nie ma nic do stracenia i że jego psi honor został naruszony. Zaczyna wtedy sam straszyć straszącego. Kto kogo bardziej przestraszy? Kto kogo przestraszy szybciej? Tak toczy się pojedynek na strachy. Na ogół wygrywa wtedy nie ten, kto pierwszy zaczął straszyć, tylko ten, kto bardziej skutecznie przestraszył.
Między potulnością a buntem istnieje jednak droga pośrednia. Wiedzie ona w stronę zrozumienia. Przestraszony zdobywa się na refleksję: czym mnie straszą i dlaczego? Za chwilę przestraszony idzie krok naprzód: straszą, bo się sami boją. Podejrzenie to stawia straszonego na tym samym poziomie, na którym znajduje się straszący. Nie jest więc tak źle… Straszący ma także swoje słabości. I wreszcie krok decydujący: skoro on się boi, trzeba go wziąć pod opiekę. Nagle zmieniają się role. Straszeni współczują straszącym i biorą ich łagodnie pod swą opiekę. „Popatrz, córeczko, tam stoi czarownica” – mówi mama. „Nie bój się, mamusiu, ja cię obronię” – mówi córka. Rodzi się głupia sytuacja. Mama spostrzega, że nie wie, jaką ma córkę. A wszystko przez błędną koncepcję człowieka na początku.
- Drugą formą perswazji jest perswazja za pomocą obietnicy szczęścia. Ogólna formuła jest tu taka: „jeśli zrobisz tak, jak ci mówię, będziesz szczęśliwy”. Można tę formułę rozmaicie konkretyzować. Szczęście bywa rozmaite, namacalne i abstrakcyjne, bliższe i dalsze, powszechne i jednostkowe. Także i tu można szeroko wybierać. Niemniej również w tym przypadku daje o sobie znać charakter perswadującego. Obiecuje się ostatecznie to, na co się ma ochotę albo na co kiedyś miało się ochotę. Między warunkiem a obietnicą istnieje pewna proporcja. Im cięższy okazuje się warunek, tym bardziej wzniosła powinna być obietnica. Wykonanie naprawdę trudnej i uciążliwej roboty winno być zawsze „dla dobra Ojczyzny”.
Jaka jest reakcja człowieka na obietnicę? Pierwszą reakcją jest niewątpliwie pobudzona ambicja. Oznacza to jednak nie tylko to, że człowiek będzie robił ciężką robotę, ale i to, że będzie się spodziewał szczęścia całej Ojczyzny. Jeśli nawet źródłem szczęścia nie byłby owoc jego trudu, to powinien nim być fakt jego poświęcenia. „Patrzcie i cieszcie się – oto, jakich bohaterów macie!”
Zaraz potem przychodzi jednak refleksja krytyczna: „dobrze, dobrze, ale bez przesady”. Albo: „zgoda, lecz rozłóżmy ciężary równo”. Albo proste: „drętwa mowa”. Refleksji krytycznej towarzyszy poczucie zmęczenia. Jeśli małe sprawy nabierają zbyt wielkiego znaczenia, jest w tym wskazówka, że ze świata, jakby z piłki, uchodzi rozum. Gdzieś coś utraciło zwyczajny sens. Co? Gdzie? Tego dokładnie nie wiadomo. Tym gorzej, że nie wiadomo, bo wtedy wszystko staje się podejrzane. Obietnice, zamiast pobudzać do czynu, męczą i rozleniwiają.
- Perswazja jest integralnym składnikiem rządzenia. Styl rządzenia przejawia się w znacznym stopniu poprzez styl perswazji. Na podstawie stylu perswazji można sobie wyrobić pogląd na to, co perswadujący wie o człowieku, ku któremu się zwraca. Można odgadnąć w przybliżeniu, jaką wizję człowieka nosi w swej wyobraźni. Nikt nie perswaduje w próżnię. Każdy ma na widoku „człowieka abstrakcyjnego”, w którym umieszcza sumę swej wiedzy o ludzkim strachu i ludzkim pragnieniu szczęścia. Czasami słuchacz odnajduje w tej abstrakcji siebie. Wtedy wie, że o nim i do niego jest ta mowa. Bywa jednak i tak, że wie to jedno: żaba mówi do żaby.
Byłoby niezmiernie interesujące zbadać, jak wygląda „człowiek abstrakcyjny” naszej telewizji i innych środków masowej perswazji. Między jaką obietnicą szczęścia i jakim strachem umieszcza go ich spojrzenie? Czego ten człowiek boi się najbardziej? Czego najbardziej pragnie? Znając przynajmniej w przybliżeniu odpowiedź na te pytania, można by zapytać dalej: czy i w jakim stopniu człowiek ów wyrasta ponad poziom odruchów warunkowych, określających zachowania pewnych miłych skądinąd przyjaciół ludzi konkretnych?
Myślę, że uderza w oczy różnica między „człowiekiem abstrakcyjnym” publikatorskiej przeciętności a człowiekiem konkretnym aktualnej rzeczywistości. „Za kogo oni nas mają?” – oto typowa reakcja na typowy styl perswazji. Z jednej strony – wizja istoty, która żyje z odruchów. A z drugiej? Co z drugiej? Trzeba powiedzieć prosto: ludzie wolni. Po prostu i po ludzku wolni. Ludzie ci żyją i chodzą na innym poziomie. Nie lęki i nie obietnice są najważniejszą częścią ich duchowego życia. To wszystko nie sięga im nawet do kolan. Okazuje się, że prawdziwa wolność nie jest wolnością pośród odruchów, lecz wzniesieniem się ponad nie.
W jaki sposób prowadzić dialog z tymi ludźmi?
Zastanawiam się, czy ja muszę odpowiadać na to pytanie… Wszak nieporadność moich braci-przeciwników to moja szansa. Wobec tego mówię: „znakomicie, panowie, znakomicie, oby tak dalej!”.
Na zdjęciu: jeden z portretów ks. Józefa Tischnera pędzla Mariana Gromady.
Fot. Wojciech Bonowicz.