Obchodzimy 20. rocznicę pierwszej wizyty Jana Pawła II w ojczyźnie. Wspominamy jego słowa, niepowtarzalny klimat tej pielgrzymki (Papież nie musiał wtedy jeszcze kryć się za kuloodpornymi szybami), a przede wszystkim wielkie nabożeństwa, w tym to, które zgromadziło przeszło dwa miliony ludzi – 10 czerwca 1979 r. na Błoniach w Krakowie.
Warto pamiętać, że ks. Józef Tischner był jedną z osób odpowiedzialnych za przygotowanie krakowskiego etapu tej pielgrzymki. Powierzono mu zorganizowanie spotkania Papieża z przedstawicielami świata nauki. Odbyło się ono na Skałce, w kościele św. Michała, wieczorem 8 czerwca. Wzięło w nim udział ponad tysiąc osób; w imieniu zebranych Jana Pawła II witał prof. Tadeusz Ulewicz. Przemówienie Papieża było swobodne, wspomnieniowe, pełne żartów. „Spośród moich kolegów, koleżanek, wiele osób osiągnęło te ostrogi pracowników nauki, profesorów uniwersytetu. Ja gdybym się był lepiej sprawował, może bym też był do czegoś doszedł”. Dwa dni później – podczas mszy na Błoniach – ks. Tischner, jako przedstawiciel Papieskiego Wydziału Teologicznego, szedł w procesji z darami wraz przedstawicielami krakowskiej profesury: prof. Marią Bobrownicką, slawistką, i prof. Jerzym Janikiem, fizykiem. Składali w darze wykonany ze srebra medal, na którym z jednej strony widniała podobizna Ojca Świętego, a z drugiej dedykacja i napis: Plus ratio quam vis („Raczej rozum niż siła”).
Ks. Tischner bardzo przeżywał tę pielgrzymkę i nie ukrywał swoich emocji. – Nie pamiętam, z jakiej okazji, ale odwiedził nas wtedy w domu – wspomina Grzegorz Gądek, niegdyś ministrant Tischnera na Grzegórzkach. – Prosił, aby włączyć radio. Poszukaliśmy jakiejś zachodniej stacji, która nadawała bezpośrednią transmisję. W pewnym momencie Tischner ożywił się. „Przecież to Papież śpiewa, Papież!” – wykrzyknął uradowany. –
Wrażenia z pierwszej pielgrzymki Papieża do Polski zapisał w tekście zatytułowanym „Idąc przez puste Błonia”. Nawiązując do rozmaitych nadziei, z jakimi Polacy czekali na to wydarzenie, pisał m.in.: „Czekaliśmy według i na miarę naszych skrytych bólów. (…) Chcieliśmy nie tyle tego, by nas uleczył – ile by nam powiedział, na co chorujemy. Chcieliśmy, aby rzucił światło w nasze mroki. I myślę, że nikt z nas nie doznał zawodu. Światło zostało rzucone. Wielkie Pielgrzymowanie przyszło w samą porę, jak pokarm w czasie narastającego głosu”. Pod koniec swojego szkicu wskazał na to, co było wówczas powszechnym odczuciem: obecność Papieża sprawiła, że ludzie w zniewolonym kraju poczuli się sobą. „Nie wiem, jak to się dzieje, że gdy o n jest sobą, każdy staje się sobą. Niepotrzebne okazały się zasłony, maski. Każdy nazywał siebie swym własnym imieniem. (…) To bycie sobą trzeba wziąć pod opiekę, utrwalić je, ocalić dla nadchodzącego jutra”.