„Nie można budować na gruzach nadziei” – taki tytuł nosi artykuł Henryka Woźniakowskiego poświęcony postaci Tadeusza Mazowieckiego, który ukazał się w grudniowym „Znaku” (nr 703 – 12/2013). „Jeśli jest jakaś cecha czy cnota, która wybija się na pierwszy plan w złożonej i skomplikowanej osobowości Tadeusza Mazowieckiego, to jest nią nadzieja”.

Tekst rozpoczyna się od osobistego wspomnienia: „Czarne włosy, smagła cera i ostro zarysowany profil nowego gościa na tle białej ściany kapitularza żarnowieckiego klasztoru przyciągały uwagę. Przyciągała ją także aura milczenia wokół niego: nasz współbiesiadnik nie odzywał się niemal. Wśród wesołego gwaru wakacyjnych gości odbijającego echem o gotyckie sklepienie tkwił w osobnej bańce ciszy. >>Tadeusz owdowiał po raz drugi – powiadomił nas mój ojciec. – Został sam z trzema synami<<. Pamiętam dotąd wrażenie, jakie zrobiła na mnie ta wiadomość. Czy da się stawić czoła takiemu nieszczęściu? To był rok 1970. W późniejszych latach widywałem coraz częściej Tadeusza Mazowieckiego, ale pamięć tego pierwszego spotkania, wspomnienie samotnego, milczącego zmagania się z czymś niewyobrażalnie trudnym, zawsze mi towarzyszyła”.

Życie – nie tylko prywatne, także publiczne – „nie szczędziło Tadeuszowi Mazowieckiemu momentów, które w pierwszej chwili mogły wydawać się przegraną, niczym więcej. W roku 1955 Tadeusz Mazowiecki, w proteście przeciwko rozsadzającej Kościół od środka i stalinowskiej polityce Bolesława Piaseckiego, wraz z Januszem Zabłockim i kilkoma innymi osobami odchodzi z PAX-u, w którym wcześniej szybko awansował i pełnił odpowiedzialne stanowiska. Pozostaje z niczym, z pustymi rękoma. Na krótką metę patrząc – porażka. Jednak trzy lata później Mazowiecki staje się ważną postacią nowo powstałego Klubu Inteligencji Katolickiej, założycielem i redaktorem naczelnym >>Więzi<<, w której promuje swoją wizję personalizmu, społecznej sprawiedliwości i odkłamuje historię najnowszą. Kolejny kryzys nadchodzi w latach 60. , kiedy wywiązuje się niezwykle ostry spór o kierunek, w jakim >>Więź<< ma podążać. Głównym oponentem Mazowieckiego staje się Janusz Zabłocki, jeszcze niedawno przyjaciel, pragnący zbliżyć >>Więź<< do partyjnej orientacji tzw. narodowej, czyli do moczarowców, późniejszych architektów marca 1968 i haniebnej nagonki antysemickiej. Tadeusz Mazowiecki wygrywa ostatecznie tę przez lata trwającą batalię – ale traci bliskiego przyjaciela i komilitona z bojów w PAX-ie”.

Takich sytuacji z lat 70. i 80., w których próbowana była nadzieja Tadeusza Mazowieckiego, Woźniakowski przytacza więcej. Najważniejszą próbą była ta, przed którą stanął w roku 1989. Była to próba nie tylko nadziei, ale i odwagi. „Mazowiecki nie był w polityce nowicjuszem. Wiedział, czym jest państwo. Wiedział, w jakim jest stanie. Znał zagrożenia płynące z niestabilnej sytuacji międzynarodowej. Sam, miesiąc wcześniej, (…) polemizował z tezami Adama Michnika streszczającymi się w tytule jego słynnego artykułu >>Wasz prezydent – nasz premier<<. A jednak pod wpływem zmieniających się okoliczności zrewidował poglądy i przyjął tę odpowiedzialność – w pełni i całkowicie na siebie”. W tej i innych sytuacjach potrafił „przekroczyć własny cień” – wziąć na siebie odpowiedzialność, której nie miał ochoty podejmować, ale którą podjąć należało. Odwagą wykazał się również po latach, kiedy swoje decyzje z tego pierwszego okresu potrafił komentować, przyznając się do popełnionych błędów.
„Tadeusz Mazowiecki pozostanie wzorem nie tyle polityka chrześcijańskiego – bo takie określenie jego zdaniem mogło nieść w sobie ryzyko ideologizacji czy upartyjnienia religii – ile raczej polityka i chrześcijanina w jednej osobie. Polityka, który daje świadectwo wyznawanym wartościom, a zarazem jest skuteczny: nie pomimo, ale właśnie dlatego, że jest chrześcijaninem szanującym godność każdej osoby, że jest człowiekiem nadziei i odwagi, uporu i konsensu, dialogu i kompromisu”, konkluduje Woźniakowski.

Pełny tekst artykułu można znaleźć w najnowszym „Znaku”. Wersję papierową lub elektroniczną można zamówić tutaj.