Gościem głównym ubiegłorocznych IX Dni Tischnerowskich był wybitny historyk kultury i religii Jean Delumeau. Swój wykład wygłoszony w ramach cyklu „Colloquia Tischneriana” poświęcił jednej z najciekawszych postaci w historii myśli humanistycznej – Tommaso Campanelli, filozofowi i astrologowi żyjącemu na przełomie XVI i XVII wieku. Marcowy „Znak” (nr 3/2010) publikuje tekst tego wykładu, zamykając w ten sposób cykl publikacji związanych z wizytą prof. Delumeau w Krakowie; wcześniej ukazał się wywiad z profesorem zatytułowany „Jaka przyszłość dla chrześcijaństwa?” (nr 7-8/2009) oraz inny jego wykład wygłoszony podczas Dni Tischnerowskich – „Chrześcijańska nadzieja” (nr 11/2009).
„Campanella był autentyczną postacią powieściową”, pisze Delumeau, „i do relacji o jego życiu nie potrzeba dorzucać żadnych szczegółów. (…) Jeśli Campanella stał się w swoich czasach filozofem o światowej sławie, to dlatego, że mógł studiować dzięki zakonowi dominikańskiemu, do którego wstąpił w wieku czternastu lat, w którym nigdy nie czuł się dobrze, ale którego habit zawsze nosił, nawet w więzieniu. (…) W więzieniach spędził w sumie trzydzieści lat: w Padwie, w Rzymie, przede wszystkim w Neapolu (dwadzieścia siedem), potem znowu w Rzymie”. Większość ze swoich 82 dzieł napisał właśnie jako więzień; najgłośniejszym z nich było „Miasto Słońca” powstałe w 1602 roku, ale opublikowane dopiero 20 lat później. Umieszcza się je zwykle obok „Utopii” Thomasa More`a jako przykład literackiej wizji idealnego społeczeństwa. Dzieło to, zauważa Delumeau, było „zaskakujące ze względu na skojarzenie teokracji z całkowicie komunistyczną organizacją społeczeństwa. Poligamia jest tam regułą i służyć ma wyłącznie prokreacji. Prokreacja dokonywać się ma według wskazówek wyczytanych w gwiazdach”.
Nie jest to jedyny przypadek sprzeczności w dziele – i w życiu – Campanelli. „Trudno wyobrazić sobie w ramach tamtej epoki życie obfitujące w większe kontrasty i bardziej zadziwiające”. Prof. Delumeau krok po kroku analizuje rozmaite aspekty jego dzieła i postawy, wskazując jednocześnie to, co było stałe i w czym autor „Miasta Słońca” wyprzedzał własne czasy. „Campanella”, pisze w zakończeniu, „był w swoich czasach, naznaczonych augustyńskim pesymizmem, jednym z rzadkich katolików protestujących przeciwko niemal powszechnej akceptacji źle pojmowanej formuły >>wielu wezwanych, niewielu wybranych<<, i broniących nieograniczonego zbawienia wszystkich ludzi dobrej woli. Oto na ten temat znaczący fragment z >>Quod reminiscentur<<: >>Wydaje się niewłaściwe, by, jeśli przyjąć, że świat jest ogromny jak ciało ludzkie, a chrześcijaństwo proporcjonalnie wielkości palca, Bóg chciał zbawić ze wszystkich swych dzieł tylko palec i zgubić resztę, a nawet by ocalona została tylko część palca, skoro dobrych chrześcijan jest tak niewielu<<. Żeby głosić takie poglądy w tamtej epoce, trzeba było wielkiej odwagi, szczególnie, jeśli siedziało się w więzieniu. Otóż taki był Campanella, kiedy pisał te słowa”.