„Jak w ogrodach Castel Gandolfo nie ma dwóch takich samych liści, tak wśród gości Jana Pawła II nie ma dwóch takich samych indywidualności. Mimo to jest płaszczyzna spotkania, jest dom. Myślę sobie: tak właśnie wygląda Kościół Jana Pawła II. Kto wie, może i my dorośniemy kiedyś do budowy takiego Kościoła?”. Przypominamy fragmenty wspomnień ks. Józefa Tischnera ze spotkań z Janem Pawłem II w jego letniej rezydencji.

Powinienem pisać o tym, co istotne. A istotne są tematy i dyskusje toczące się w domu Jana Pawła II w Castel Gandolfo podczas sympozjów, jakie organizuje tam co dwa lata wiedeński Instytut Nauk o Człowieku. Ważne jest również to, że główny ciężar organizacji spoczywa na barkach profesora Krzysztofa Michalskiego, człowieka pod każdym względem wyjątkowego, dyrektora instytutu, który poza tym wykłada również w Bostonie i od czasu do czasu w Warszawie. Tematy sympozjów są każdorazowo uzgadniane z Gospodarzem, a potem, gdy już temat jest jasny, Krzysztof szuka po całym świecie najlepszych specjalistów od danego zagadnienia. Oczywiście, niekoniecznie katolików. Katolicy stanowią nawet wyraźną mniejszość uczestników wśród protestantów, żydów, mahometan, agnostyków i kogo tam jeszcze nasza święta ziemia nosi. Istotne byłoby również to, gdybym wymienił wszystkie tematy spotkań od 1983 roku i podał pełną listę uczestników.
Ale ja chcę o tym, co nieistotne. Bywa tak czasem, że to, co pozornie marginalne, jest bardziej pouczające niż to, co stanowi rdzeń sprawy.
Spotkania odbywają się w zamczysku Castel Gandolfo. Zamek stoi na skraju ogromnego, otoczonego murem ogrodu. Podczas jednego z pierwszych spotkań byłem na spacerze w ogrodach zamku. Szedł Papież, ksiądz Stanisław Dziwisz, ja. Kilka kroków przed nami i za nami szła policja z ochrony. Policjanci z lornetkami przy oczach wpatrywali się w każdy krzew, każde drzewo, każdy drgający na gałęzi listek. Trzeba było chronić Papieża nie tylko przed zamachowcami, ale również przed wścibskimi reporterami. Tak wyglądał „prywatny” spacer następcy świętego Piotra. Po spacerze Papież zniknął pod dachem krytego basenu, aby popływać. Upał był nieprzeciętny. Gdy budowano basen, ktoś zapytał: „Czy nie będzie to zbyt drogie?”. Papież miał odpowiedź: „Nowe konklawe byłoby jeszcze droższe”. Miałem wrażenie, że Karol Wojtyła – robotnik kamieniołomów, kajakarz, narciarz i znakomity profesor etyki – znalazł się w jakimś więzieniu. Zapytałem wprost: jak się czuje w tym zamknięciu? Odpowiedział, parafrazując słowa Chrystusa skierowane do Piotra: „Piotrze, gdy byłeś młody, chodziłeś, gdzie chciałeś, lecz gdy się zestarzejesz, ktoś inny cię weźmie i poprowadzi tam, dokąd nie zechcesz”. Jest jakiś paradoks w życiu człowieka: człowiek jest w zasadzie wolny i robi to, co chce robić, a z drugiej strony ma świadomość, że wiedzie go przez życie jakaś tajemnicza ręka i kieruje w stronę, której nawet przewidzieć nie zdołał. Człowiek jest z dobrej i nieprzymuszonej woli aktorem w dramacie, który ktoś dla niego napisał. Nie tylko nie zna zakończenia, ale nawet następnej sceny. A przecież jest wolny.
Papież zawsze podkreśla: to jest spotkanie w domu. W Ewangelii powiedziano: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele”.
Pamiętam spotkanie Jana Pawła II z Emmanuelem Lévinasem. Lévinas to jeden z głównych przedstawicieli filozofii dialogu. Żyd, urodzony na Litwie, znakomity znawca i wyznawca judaizmu, którego duszę rzeźbili również Dostojewski i Mickiewicz. Lévinas recytował po polsku: „Litwo, Ojczyzno moja…”.
Gdy Jan Paweł II był jeszcze arcybiskupem krakowskim, spotkał Lévinasa na jakimś sympozjum w Paryżu. Zawiązała się nić głębokiego porozumienia: jeden i drugi przeczuwali, jak szerokie horyzonty otwiera przed współczesnym światem to jedno słowo – „dialog”. Po pierwszym paryskim spotkaniu przyszły niezwykłe wydarzenia: kardynał Karol Wojtyła stał się Janem Pawłem II. Dlatego byłem ciekaw, jakie będzie ich spotkanie teraz, w nowej sytuacji.
Uczestnicy sympozjum stali w szeregu, ja przedstawiałem Papieżowi gości. Oczywiście przy Lévinasie nie potrzebowałem nic mówić. Lévinas był niewielkiego wzrostu, żywy, impulsywny, z roześmianym spojrzeniem. Papież podszedł i powiedział: „Dziękuję Panu, że zechciał Pan do mnie przyjechać”. Lévinasa najwidoczniej zamurowało. Gdy odzyskał mowę, Papież był już przy następnym gościu. Przy obiedzie Lévinas był już całkiem swobodny. Zapytał o to, co nurtowało niemal wszystkie środowiska żydowskie: „Dlaczego Ojciec Święty przyjął Arafata?”. Papież w dłuższym wywodzie wyłuszczał racje za i przeciw.
W domu można rozmawiać o wszystkim.
Sympozja w Castel Gandolfo to nie tylko wspólne posiedzenia, na których zawsze jest obecny Papież, ale również wspólne posiłki. Kto pragnie, może również uczestniczyć w porannej Mszy świętej w kaplicy zamkowej. Bodaj Ralf Dahrendorf, a może Bernard Lewis zauważył kiedyś: „My zaczynamy dzień od czytania gazet, a on od rozmowy z Bogiem”. (…)
Jednym z filarów spotkań jest profesor Leszek Kołakowski. Kołakowski atakował kiedyś Kościół za to, że ma krytyczny stosunek do idei praw człowieka. I to była prawda. Ale potem przyszedł Sobór, po Soborze pojawił się Jan Paweł II i w sprawie praw człowieka wiele się zmieniło. Papież Wojtyła został nazwany „papieżem praw człowieka”. Dziś prawa człowieka łączą świat chrześcijaństwa i humanizmu.
Leszek Kołakowski jest nie tylko kompetentny w sprawach filozofii, lecz również w sprawach teologii. Kiedyś ku zdumieniu wszystkich cytował z pamięci i po łacinie fragmenty dekretów Soboru Trydenckiego. Raz w czasie kolacji podsunął Ojcu Świętemu do podpisu „bullę”, którą sam zredagował w pięknej łacinie kościelnej. Było tam pięć potępień – anatem. Niestety, zapamiętałem tylko dwa punkty: „Ktokolwiek twierdzi, że hermeneutyka nauką jest – niech będzie wyklęty. Ktokolwiek twierdzi, że jest dozwolone dawać pieniądze filozofom – niech będzie wyklęty…”.
Akurat w tym sympozjum brali udział Hans-Georg Gadamer i Paul Ricoeur – klasycy współczesnej hermeneutyki. Poza tym kasa naszego wiedeńskiego instytutu
świeciła wtedy pustkami. Nie byłem całkiem szczęśliwy z dowcipu Kołakowskiego. Na szczęście Papież bulli nie podpisał. (…)
Nie zaprzeczę, że w czasie „polskich posiłków”, po omówieniu sytuacji w państwie, w narodzie i Kościele, przychodzi temat gór i górali. W Polsce dzieje się naprawdę to, co się dzieje w górach. Taki pogląd reprezentuje niżej podpisany, a reszta przyjmuje to do wiadomości bez wyraźnego sprzeciwu. Wyobraźnia przenosi się w Tatry, w Gorce, w Pieniny, błądzi po polanach i potokach, wsiach i chałupach. Raz w związku z tym doszło do wydarzenia, którego wspomnienie wciąż przejmuje mnie trwogą. (…) No więc wspominaliśmy góry. W pewnym momencie padła nazwa miejscowości: Tylmanowa. Ojciec Święty przypomniał jesień i kolory buków, które rosną nad brzegami Dunajca. A mnie akurat przypomniała się opowieść Michała Okońskiego, którego ojciec jeździł do Tylmanowej na ryby. Raz jakoś pojechał z synem i matką. Ojciec moczył w wodzie wędkę, matka czuwała nad ojcem i synem, w pewnym jednak momencie poczuła potrzebę zadania przechodzącej obok kobiecinie następującego pytania: „Proszę Pani, nie wie Pani, gdzie tu może być toaleta?”.
I ja to wszystko opowiadam. Opowiadam Jego Świątobliwości, żeby obraz Tylmanowej, a także obraz Polski uczynić jak najbardziej konkretnym. A Ojciec Święty akurat ma w ustach kawałek melona. I już ma połykać. A ja mówię to, co mi powiedział Michał, który wszystko wtedy słyszał. Więc mówię, że kobiecina bezradnie rozłożyła ręce i rzekła: „Cy jo wiem? Cheba za granicą”. Gdy to powiedziałem, wybuchnął śmiech i Ojciec Święty najzwyczajniej się zakrztusił.
Czy ktoś wie, co się robi temu, kto się zakrztusi? Każdy wie. Ale czy Jego Świątobliwość można tak… w plecy? Patrzę ukradkiem na księdza Dziwisza. Nic. Śmieje się, jak wszyscy. O rety! Na szczęście melon sam jakoś przeszedł bez zewnętrznej pomocy.
No więc to wszystko jest „nieistotne”? A co jest „istotne”? „Istotne” są dyskusje o takich sprawach, jak: jaki obraz człowieka wyłania się ze współczesnej nauki? Jak zachować tożsamość w ogarniającym nas wszystkich procesie zmian? Jakie jest miejsce i jaka jest rola Europy we współczesnym świecie? Czym naprawdę jest kryzys i czy należy się lękać kryzysów? Problemy społeczeństwa liberalnego. Czym było oświecenie i co począć dziś z jego dziedzictwem? Jaki jest stosunek praw człowieka do praw narodu? (…)
„W domu Ojca mego jest mieszkań wiele”. Każdy ma tam swoje miejsce. Tożsamość jest zachowana. Jak w ogrodach Castel Gandolfo nie ma dwóch takich samych liści, tak wśród gości Jana Pawła II nie ma dwóch takich samych indywidualności. Mimo to jest płaszczyzna spotkania, jest dom. Myślę sobie: tak właśnie wygląda Kościół Jana Pawła II. Kto wie, może i my dorośniemy kiedyś do budowy takiego Kościoła?

Pełny tekst wspomnień, napisanych w 1998 roku i opublikowanych w specjalnym dodatku do tygodnika „Viva!” można znaleźć w książce „Idąc przez puste Błonia” wydanej przez Znak.