W związku ze zbliżającą się rocznicą śmierci ks. Józefa Tischnera, a także obchodzoną w tym roku setną rocznicą urodzin Jerzego Turowicza publikujemy fragment artykułu wieloletniego redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego” pt. „Kim jest Józef Tischner?”. Artykuł został napisany w 1991 roku do opublikowanej przez Wydawnictwo Znak księgi pamiątkowej „Zawierzyć człowiekowi”. Jest to świadectwo wieloletniej przyjaźni łączącej obie wybitne postaci. Mimo różnic w poglądach na filozofię (Turowicz wspomina w swoim tekście o polemikach z lat 70.), łączyło ich podobne spojrzenie na świat, wiarę i Kościół. „Tischner jest nie tylko filozofem, ale również artystą”, pisał Turowicz.

Nie taję, że miałem pewną pokusę, by się tu z Księdzem Profesorem pokłócić na filozoficzne tematy, jak to mi się zdarzało w przeszłości czynić na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Ale byłoby może nieładnie Jubilatowi do Jemu poświęconego Festschriftu tego rodzaju „świnię” podrzucać, a po wtóre – byłoby bezczelnością, by w takim miejscu z Filozofem-profesjonalistą polemizował amator.
Może jednak tu kilka słów o tym sporze; skoro się „a” rzekło, to i „b” trzeba powiedzieć. U źródeł tego sporu leżała Księdza Józefa Tischnera niechęć do filozofii tomistycznej, a w szczególności do opartej na realizmie tej filozofii koncepcji personalizmu chrześcijańskiego, niechęć płynąca z tego, co nazwać można „ukąszeniem Heglowskim” (na szczęście bynajmniej nie w tym sensie, w jakim owo „ukąszenie” wielu intelektualistów polskich – i nie tylko polskich – doprowadziło do akceptacji marksizmu oraz akceptacji konsekwencji marksizmu w życiu ludzkości!). Niemniej Księdza Tischnera fascynacji Heglem i jego późnym wnukiem Heideggerem, wpisaniu się w idącą poprzez wieki, od Platona poprzez Augustyna, linię filozofii idealistycznej, wydawało mi się słuszne przeciwstawić arystotelesowsko-tomistyczny realizm i postawić pytanie, czy spekulowanie światem idei i wartości nie prowadzi do konstruowania abstrakcyjnych utopii, do lekceważenia konkretu rzeczywistości, konkretu, w którym liczy się stół, drzewo i człowiek, zwłaszcza człowiek, którego niepowtarzalną i jedyną wartość i godność skutecznie chroni – w moim przekonaniu – tylko filozofia realistyczna?
Ale porzućmy ten temat. Zapuściłem się na niebezpieczne wody, a nie przeczę, że obrona filozofii tomistycznej jest dzisiaj bardzo niewdzięcznym zadaniem, jakkolwiek krytycy tomizmu zapominają, że istnieją źli i dobrzy tomiści, a filozofia polityczna Jacquesa Maritaina miała charakter prekursorski, jeśli chodzi o otwarcie Kościoła na świat, skodyfikowane w soborowej konstytucji „Gaudium et spes”.
Czy jednak Ksiądz Józef Tischner jest filozofem-profesjonalistą? Oczywiście jest nauczycielem akademickim, ale chyba wolno twierdzić, że nie jest on akademickim filozofem (co skłonny byłbym uważać raczej za zaletę niż za wadę). (…) Bardziej bowiem niż filozofem-profesjonalistą jest Józef Tischner myślicielem zaangażowanym, autorem refleksji filozoficznej (i teologicznej!) nad współczesnością. Jest przecież także kapłanem, a więc duszpasterzem, pasterzem dusz. Łatwiej niż na mównicy jakiegoś kongresu filozofów można go sobie wyobrazić w hali gdańskiej Olivii, na zjeździe „Solidarności” w jesieni 1981 roku, gdzie co dzień rano przed rozpoczęciem obrad odprawiał Mszę świętą i wygłaszał homilię, Mszę świętą, która nie należała do oficjalnego programu zjazdu, jako że „Solidarność” nie jest wyznaniowym związkiem zawodowym, a przecież była tłumnie uczęszczana przez uczestników zjazdu z Lechem Wałęsą na czele. Bo też Józef Tischner, filozof moralista, autor rozważań o etosie pracy, o chorobach polskiej pracy czy o etosie solidarności (przez małe „s”), jest jednym z naczelnych ideologów tego ruchu, którego dziełem jest ów zdumiewający przełom w dziejach Polski – i nie tylko Polski. To właśnie Ksiądz Tischner, tak własną refleksją, jak i komentarzem do myśli Jana Pawła II, jak mało kto przyczynił się do ideowego samookreślenia NSZZ „Solidarność”. (…)
Józef Tischner jest nie tylko filozofem, jest także artystą, twórcą pięknego słowa. Świadczy o tym Jego bogata twórczość publicystyczna na łamach „Tygodnika Powszechnego” i wielu innych pism, publicystyka, która – nawet jeśli budzi kontrowersje – zawsze zapładnia i prowokuje do myślenia. Ale mówiąc o pięknie słowa Józefa Tischnera, mam na myśli przede wszystkim Jego kazania czy też – jak to się dziś mówi – homilie, wygłaszane od lat, w niedziele, w czasie Mszy św. w krakowskim kościele Św. Anny, na której gromadzą się szerokie rzesze krakowskiej inteligencji, by posłuchać Jego mądrej refleksji nad najistotniejszymi problemami naszej polskiej rzeczywistości, by szukać nowej odpowiedzi na nowe pytania, jakie ta rzeczywistość przed nami stawia. A choć treść tych homilii jest ważniejsza od formy, to przecież słuchaczy przyciąga także właśnie artystyczny kształt wypowiedzi. (…)
Józef Tischner, filozof-duszpasterz, potrafi mówić nie tylko do robotników czy inteligencji, stosując zawsze swój język do potrzeb audytorium. Mało kto wie o Jego znakomitej katechezie dla małych dzieci, którą – swego czasu – prowadził w krakowskim kościele Św. Marka, katechezie, w której główną „pomoc naukową” stanowił miś pluszowy imieniem Bartek, używany nie tylko ad captandam benevolentiam nieletnich słuchaczy, ale także by ich wprowadzać w rudymenta wiary i obyczajów.
Ksiądz Tischner – jak wiadomo – jest góralem z krwi i kości, choć nie nosi nazwiska Gąsienica czy Bachleda. Jest też przez górali wielbiony, zazdrośnie uważają go za swojego. Wielekroć wygłaszał kazania czy przemówienia w gwarze góralskiej, uczestniczył w góralskich „posiadach” lub przewodniczył uroczystościom liturgicznym na Podhalu. (Niejeden też proboszcz na Podhalu ma do niego pretensję, że mu odbiera parafian!). Legendy krążą o spotkaniach Księdza Tischnera z polskimi góralami na…. wiedeńskim Kahlenbergu! Jest wreszcie Ksiądz Tischner – jak wszyscy wiedzą – niezrównanym opowiadaczem niezliczonych, wyśmienitych anegdot góralskich. Pan Bóg raczy wiedzieć, skąd on je bierze, czyżby sam był ich autorem?
Mówiłem tu o różnych aspektach wielostronnej działalności Księdza Tischnera, o Jego czynnym zaangażowaniu w wielką sprawę kształtowania etosu naszego społeczeństwa w naszych niełatwych czasach. Ale obawiam się, że to bardzo niepełna odpowiedź na śmiałe pytanie postawione w tytule tego szkicu. Należałoby jeszcze powiedzieć o człowieku, o przyjaźni cennej dla tych, których nią obdarza, o Jego darze dobrej rady, o nie ubieganiu się o żadne zaszczyty i honory, o zdrowym rozsądku, pogodzie ducha, spokoju i umiarze, jakim jest nacechowana jego mądrość. Może zrobią to inni, ja chciałbym tu jeszcze tylko podkreślić ową bezcenną wartość, jaką jest Jego ogromne poczucie humoru, o czym świadczą nie tylko owe góralskie anegdoty.
Oto – na koniec – jeden przykład. Ksiądz Tischner poza Polską jest szczególnie znany i ceniony w Wiedniu, z którym łączą go liczne więzy (zresztą nie tylko intelektualne, wszak jego dziełem w niemałej mierze było uzyskanie z Austrii maszyn rolniczych dla polskich chłopów!). Otóż gdy zmarł Prymas Polski, kardynał Stefan Wyszyński, czołowy dziennik wiedeński „Die Presse” opublikował zdjęcie Księdza Tischnera, sugerując, że to jest właśnie przyszły prymas Polski. Kiedy później przyjaciele pytali go: „Józek, właściwie dlaczego nie zostałeś prymasem?”, Ksiądz Tischner odpowiedział: „A, bo kiedy do mnie telefonowali z Watykanu, to mnie nie było w domu”.
Ufam, że przeczytawszy to wszystko, co tu napisałem, czytelnik nie będzie przywiązywał przesadnej wagi do tych moich zastrzeżeń co do filozofii Księdza Józefa Tischnera, o których na początku?