„Jeśli chłopskość postrzega się jako inercyjną dyspozycję kulturową utrudniającą narodziny klasy średniej, to w ten sposób utrwala się wiedza zniewalająca, kolonizująca własne ludzkie doświadczenia. Uważam, że już najwyższa pora, aby spojrzeć na polskie doświadczenia społeczne inaczej. Niech każdemu przysługuje prawo do wolności – wbrew naszym genealogiom”, pisze w styczniowym „Znaku” Tomasz Rakowski, antropolog, laureat Nagrody Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera w 2010 roku.

Tekst Rakowskiego jest polemiką z poglądami wyrażanymi m.in. na łamach „Znaku” w monograficznym numerze zatytułowanym „Wszyscy jesteśmy chłopami” (5/2012). „Choć pochodzenie większości Polaków jest chłopskie, a nie szlacheckie, to jednak pamięć o naszych korzeniach uporczywie wypieramy”, pisała redakcja. Autorzy „Znaku” zastanawiali się nad tym, w jaki sposób chłopska genealogia wpływa na współczesną wspólnotę obywatelską. Tomasz Rakowski polemizuje też z tezami pojawiającymi się w innych pismach, szczególnie ze stygmatyzującą – jego zdaniem – ludzi pochodzących ze wsi publicystyką Janusza A. Majcherka. Oto fragmenty jego artykułu „Potomkowie chłopów – wolni od kultury”:

Bycie ze wsi, posiadanie chłopskiego pochodzenia, przeprowadzka ze wsi do miasta, praca w polu w watowanej kurtce, w berecie traktorzysty – wszystkie te obrazy zarysowują od dziesiątków lat najbardziej czułe punkty współczesnych polskich relacji społecznych: ludzi z ludźmi, ale również ludzi z samymi sobą. Są to opowieści, emocje, sądy, prace naukowe, których ciągłość jest przytłaczająca. Uważam, że w stosunku do wsi przejawia się cały nasz współczesny sposób współbycia z innymi – egzystowania społecznego.

Debata o chłopskich genealogiach polskiego społeczeństwa toczy się już od dłuższego czasu . Prawdę mówiąc, nie jestem w stanie zaakceptować jej głównego przesłania (założenia). Czyżbyśmy rzeczywiście byli w stanie myśleć w taki sposób? Czy doprawdy nic się nie zmieniło i nigdy nie zmieni? Autorzy piszący o chłopskich korzeniach współczesnej klasy średniej, interpretujący wieś i wiejskość, próbujący zrozumieć „polskie wieśniactwo”, dotykają jednak najistotniejszych spraw naszej cichej historii społecznej. Cichej – to znaczy rodzącej się powoli, podskórnie, ale mającej za to ogromne konsekwencje. Piszą o tym, że społeczeństwo przedwojennej Polski żyło w przeważającej części na wsi. Zwykle byli to ludzie biedni, a przynajmniej nieustannie zagrożeni ubóstwem. Stanowili oni ogromną, kilku- albo kilkunastomilionową rzeszę, a mimo to byli niewidoczni – wieś „pochłania” ubóstwo, czyni je niezauważalnym. Córki i synowie tej grupy ludzi zaraz po wojnie ruszyli masowo do miast, do zakładów ciężkich i lekkich przemysłów lokowanych nieraz na pustych, podmiejskich polach, do pracy w szpitalach, szkołach, urzędach, policji – chłonność nowego, powojennego państwa jako pracodawcy wydała im się po raz pierwszy w historii nieograniczona. Na temat tego historycznego tygla przebudowy naszego społeczeństwa powstają teraz teksty i wypowiedzi po raz kolejny odsłaniające naszą wiejskość.

Rozpoznania te, choć dotykają tak ważnej historii społecznej, opowiadają nie tyle o tym, jakie polskie społeczeństwo jest, ile o tym, jakie powinno być już od dawna. Jest to pragnienie inteligencji polskiej i jej przewodników, „publicznych intelektualistów”, których energia, nadzieje i umiejętności rozprzestrzeniają się na całe życie społeczne – budują oni i krytykują oficjalne wyobrażenia społeczne. Obrazy wiejskości to projekcje działania, myślenia, rozumienia tej właśnie grupy. Nie chcę przez to powiedzieć, że takie myślenie nie ma związku z rzeczywistością – to jednak puszka Pandory. (…)

Po pierwsze, jeśli dobrze przyjrzymy się ocenom polskiego życia społecznego, bez problemu dostrzeżemy, że wiejskość, chłopskość jest synonimem tego, z czego należałoby się jak najszybciej wyplątać i [co trzeba by] przebudować. W wiejskości zawarte są fundamentalne braki obecne w naszym społeczeństwie: familiarna lojalność, „dzikie” przywiązanie do tego, co materialne, chciwość, koniunkturalizm, walka o przetrwanie kosztem słabszych, niechęć i roszczeniowa postawa wobec silnych i bogatych – dawniej dworu, dziś agend Unii Europejskiej i państwa. Przebija się tutaj ton osądu i wyższości cywilizacyjnej, która wskazuje na zacofanie i nieprzygotowanie ludzi wsi do pełnienia funkcji publicznych, inteligenckich czy przynależenia do warstw mieszczańskich. Polskie społeczeństwo jutra – zdają się mówić autorzy – powstanie o tyle, o ile pozbawione będzie praktyk politycznych rodem z wiejskich porozumień – niczym z Koła Gospodyń czy Ochotniczej Straży Pożarnej.

Po drugie, pojawia się tu charakterystyczny zabieg, którym jest (…) analiza nowej polskiej klasy średniej. Narodziny nowoczesnego mieszczaństwa w Polsce są tu widziane nie tylko jako swego rodzaju historyczna rewolucja, ale jako dziejowy i kulturowy przypadek, by nie rzec – skandal. (…) Jest to (…) wyobrażenie takiej grupy, która z jednej strony charakteryzuje się głęboką inercją, a z drugiej – naznaczona jest świadomością tego, że jej awans społeczny został osiągnięty kosztem grup wyeliminowanych w czasie wojny: ziemiaństwa, inteligencji, Żydów polskich, wypędzonych Niemców. Co więcej, w tym kontekście widać wyraźnie, że wskazywanie na chłopską genealogię klasy średniej prowadzi do uznania, że jest ona obarczona wyraźnym „defektem” – skrycie dźwiga brzemię zbrodni i szabru lat wojny i komunizmu. Zatem przedmiotem opisu są migranci wiejscy, „z chamów”, płytko ukorzenieni w miastach, ale społecznie i politycznie „niepełni”, wypierający ciemną kartę swego awansu społecznego.

Taka wizja społeczeństwa i procesów w nim zachodzących jest zatrważająca, gdyż przekreśla niemal cały dorobek nauki rozumiejącej, która jest mi tak bliska.

Cały artykuł – proponujący alternatywne spojrzenie na wieś i „wiejskość” w polskim kontekście – znaleźć można w papierowym lub elektronicznym wydaniu miesięcznika „Znak” (nr 692 – 1/2013), który wraz z nowym rokiem pojawił się w odświeżonej szacie graficznej. Numer można zamówić tutaj.