„Skrycie myślę, że Pan Bóg da mi w drugim życiu możliwość poskakania na nartach… albo jakąś za to godną rekompensatę”, mówił w 1995 r. w rozmowie z Jackiem Żakowskim ks. Józef Tischner. Przypominamy fragment ksiązki „Tischner czyta Katechizm”, zaczerpnięty z rozdziału zatytułowanego „Niebo”.

J.T.: Myśląc, Jacku, o niebie, nie myślimy o czymś zupełnie abstrakcyjnym ani nieprzeczuwalnym. Obraz nieba, w pewnym sensie, jest w nas. Katechizm mówi, co prawda, że niebo to tajemnica dla nas nie do pojęcia, ale z drugiej strony co jakiś czas powtarza zapewnienie, że zadatek nieba już teraz nosimy w sobie.
Co o niebie mówi Katechizm?
J.Ż.: „Tajemnica szczęśliwej komunii z Bogiem i tymi wszystkimi, którzy są w Chrystusie, przekracza wszelkie możliwości naszego zrozumienia i wyobrażenia”.
J.T.: Komunia z Bogiem to niebo. A jednak ciągle pojawiają się – zwłaszcza w interpretacji Nowego Testamentu – słowa: „zadatek nieba”. Mam wrażenie, że najbardziej celnie opowiedział o tym św. Augustyn. „Dla siebie nas, Boże, stworzyłeś i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie”.
„Dla siebie stworzyłeś…”, „niespokojne serce…” Wizja spoczynku w Nim. Bo dla siebie stworzył. To jest bardzo ludzkie.
J.Ż.: „Żyć w niebie – mówi Katechizm – oznacza »być z Chrystusem«. Wybrani żyją »w Nim«, ale zachowują i – co więcej – odnajdują tam swoją prawdziwą tożsamość, swoje własne imię”. Czyli nie rozpuszczamy się w jakimś przestworzu?
J.T.: Jak kropla wody w morzu… Odnajdujemy tożsamość, odnajdujemy imię. Po imieniu będą nas tam wzywać.
Jest piękna góralska opowieść o Zwyrtale Muzykancie, który umarł i dusa jego wybrała się wartko do nieba. Z bałusami na gęmbie i ze skrzypcami pod pazuchom. Przychodzi przed Niebieską Bramę, puka, patrzy – zamknione. Burzy się jeszcze raz i wtedy słyszy głos św. Piotra: „Kto tam?”. Odpowiada: „Jo!”. „Co za Jo?”. „No, Zwyrtała”.
W tym „jo!” jest dużo prawdy, bo stając przed Bramą Niebieską, nie stoimy jako magister X, doktor Y, dyrektor Z.
J.Ż.: Czyli bez ziemskich przybrań.
J.T.: Tylko – jo. Odnajdujemy własną prawdziwą tożsamość.
J.Ż.: Trochę sobie tutaj żarty z nieba stroisz.
J.T.: To nie są żadne żarty, bo skoro się do nieba pcham, to nie mogę żartować z tego, do czego dążę.
J.Ż.: Ale, zacny Księże Profesorze, nie pierwszy raz się zdarza, że uciekasz w żartobliwą metaforę, kiedy rozmawiamy o sprawach niezwykle poważnych. Pewnie gdybyś tak ze czterysta, pięćset lat temu sobie takie żarty stroił, tobyś się najpewniej spalił na jakimś stosie.
J.T.: Pewnie dlatego Pan Bóg przysłał mnie na świat teraz, a nie czterysta lat temu.
J.Ż.: Ale może ta Twoja bezkarność jest tylko doczesna. Czy Ty myślisz, że Pan Bóg ma poczucie humoru?
J.T.: Aj, Jacuś kochany, czy Ty wiesz, że niebo to jest miejsce radości? Więc jeżeli na tym świecie jest trochę radości, to jest to zadatek nieba. Nawet mówią, że katolicy w niebie będą mieli specjalne miejsce odgrodzone wysokim murem od reszty. Bo katolikom do pełni szczęścia potrzebne jest to, żeby myśleli, że są w niebie sami.
J.Ż.: No więc właśnie: pełnia ludzkiego szczęścia. Katechizm tak o niej mówi: „Niebo jest szczęśliwą wspólnotą tych wszystkich, którzy są doskonale zjednoczeni z Chrystusem”. Ale przecież, Księże Profesorze, szczęśliwość wspólna to w naturze ludzkiej rzecz niemal niepojęta.
J.T.: Niepojęta, powiadasz?
J.Ż.: Tak, zupełnie niepojęta, bo jakże to wszyscy mogą być szczęśliwi? Zażartuję teraz troszkę w Twoim stylu, ale to jest prawda bardzo prosta. Jakże wszyscy mogą być szczęśliwi, skoro i Józek ma kozę, i Marysia ma kozę, i nikt nikomu niczego ma nie zazdrościć, nikt nie jest od nikogo lepszy?
J.T.: No rzeczywiście!
J.Ż.: Jak bez tej „lepszości” można być szczęśliwym?
J.T.: Jest piękna opowieść o mądrym rabinie, który umarł, a że był bardzo sprawiedliwy, więc go Pan Bóg do nieba zaprosił. Ale on nie wchodzi. Powiada, że nie będzie szczęśliwy, dopóki ostatni jego uczeń do nieba nie wejdzie. Nie mógłby być szczęśliwy, widząc, że jakiś jego uczeń na ziemi jest nieszczęśliwy.
J.Ż.: Ale ludzkie marzenia, dążenia, interesy – to o czym śnimy po nocach – są w konflikcie.
J.T.: We wzajemnym konflikcie?
J.Ż.: Tak. Ilu ludzi chce być mistrzami świata w slalomie narciarskim?
J.T.: Też bym chciał. Tylko niepotrzebnie mnie do szkół posłali.
J.Ż.: A mistrz jest tylko jeden. Więc co będzie z tymi konfliktowymi interesami?
J.T.: Skrycie myślę, że Pan Bóg da mi w drugim życiu możliwość poskakania na nartach… albo jakąś za to godną rekompensatę.

Książkę „Tischner czyta Katechizm” – w promocyjnej cenie lub atrakcyjnych pakietach – można zamówić tutaj. [http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,2383,Tischner-czyta-katechizm]